Wielu z Was pewnie zadaje sobie to pytanie. Ostatnio zadała mi je koleżanka. Dziwiła się, dlaczego nie wolimy kupić używanego jachtu – ponoć jak się dobrze poszuka, to można znaleźć całkiem niezły używany jacht w okazyjnej cenie, na przykład w Szwecji. Dlaczego więc upieramy się przy samodzielnej budowie jachtu? Po co sobie tak życie komplikujemy? Właściwie nie potrafiłam jej odpowiedzieć inaczej jak tak, że widzę w procesie budowy jachtu ogromny potencjał na zjednoczenie we wspólnym działaniu, z którego będziemy mieli o wiele więcej korzyści i przyjemności niż po prostu z jego kupienia. Co do tego jesteśmy z Łobuzem zgodni.
MORSKIE OPOWIEŚCI
Przyznam szczerze, że sama nigdy nie myślałam, ani nie marzyłam o posiadaniu własnego jachtu. Tym bardziej o jego samodzielnej budowie, choć nie będę ukrywać, że bardzo mnie kręcą takie budowlane klimaty. Marzyło mi się jedynie zamienić samolot na statek i udać się w podróż na inny kontynent drogą morską. Przeżyć przygodę na miarę podróży do Australii opisywanej przez Tadeusza Zimeckiego w „Australii kuszącej obietnicą”. Opis tego, jak ostatecznie udało się autorowi doprowadzić do przeprawy na piąty kontynent, jak również samo doświadczenie tej morskiej przeprawy to chyba moja ulubiona część tej książki. Jakoś mi wówczas nie przyszło do głowy, że można by popłynąć jachtem. Może dlatego, że mimo tego, że posiadam patent żeglarza jachtowego, ostatecznie nigdy nie posmakowałam żeglugi na morzu i taka perspektywa wydawała mi się zbyt nieosiągalna, rejs jachtem kojarzył się z niedostępnym luksusem, nie mówiąc już o żegludze po oceanach, która nawet teraz wydaje mi się ogromnym, żeby nie powiedzieć niebezpiecznym wyzwaniem.
KONIARZE I ŻEGLARZE
Pomysł samodzielnej budowy jachtu wyszedł od Łobuza. Któregoś dnia przesłał mi link do strony poświęconej samodzielnej budowie jachtu. Nie wiedziałam, co myśleć. Okazało się, że było to zawsze jego skrytym marzeniem, o którym pewnie jeszcze długo bym nie wiedziała, gdybym pewnego dnia nie obwieściła mu, że zamierzam odświeżyć swoją wiedzę z zakresu żeglarstwa i udać się na otwarte wykłady z zakresu wiedzy i umiejętności na patent żeglarza jachtowego w Sztorm Grupie. Tym samym Łobuz dowiedział się, że kiedyś żeglowałam i posiadam patent żeglarski. Dziwnym zbiegiem okoliczności o wykładach dowiedziałam się od koleżanki, z którą obecnie odbywam wolontariat w Stowarzyszeniu Jeździeckim „Szarża”. Koniarze, choć pozory mogą mylić, to ludzie o nieraz niezwykle różnorodnych pasjach. Można spotkać wśród nich pasjonatów wiatru we włosach i vice versa. Jak się okazało po lekturze "Polonezem" dookoła świata, jazda konna była cichym marzeniem Krzysztofa Baranowskiego, które to marzenie udało mu się z resztą zrealizować podczas pobytu na jednym z jego żeglarskich przystanków. Krótko mówiąc: koniarze i żeglarze, dwa bratanki.
GRAND PRINCESS
Szybko zrozumiałam, że marzenie Łobuza nie wzięło się znikąd. Swojego czasu przeżył przygodę życia na morzach i oceanach w charakterze załoganta. Pracownika na pokładzie jednego z wówczas największych statków pasażerskich na świecie - Grand Princess. I choć po lekturze kilku relacji z regat i rejsów okołoziemskich polskich żeglarzy nie ma wątpliwości, że podróży ogromnym wycieczkowcem nie da się z pewnością porównać z emocjami towarzyszącymi rejsowi jachtem żaglowym, to jedna rzecz jest pewna – i w jednym i w drugim przypadku nie trudno dać się oczarować morskiej toni, bezkresowi oceanu, wiatrowi we włosach. Nie będę ukrywać, że była to jedna z pierwszych rzeczy, których dowiedziałam się o Łobuzie. Bardzo mi to zaimponowało. Okazało się, że mamy wiele wspólnego. Marzenie Łobuza o budowie jachtu przypadło mi szybko do gustu. Idealnie składało się z moją pasją dla podróży, nowych doświadczeń i wyzwań. Nadało jej nowy kierunek.
BURZA MÓZGÓW
Przy okazji pytania koleżanki o to, dlaczego chcemy zbudować jacht, postanowiłam poruszyć ten temat ponownie z Łobuzem. W końcu Od „O” Dookoła Świata to nasz wspólny projekt. Okazało się, że i wielu jego kolegów zadawało mu dokładnie to samo pytanie. Tego wieczora przeprowadziliśmy prawdziwą burzę mózgów. To była ciekawa wymiana poglądów. Oto do jakich wniosków doszliśmy wspólnie. Przede wszystkim budując samodzielnie jacht, tchniemy w niego naszą duszę, energię, pasję. Lepiej poznamy to, jak jest skonstruowany. Poznamy go w końcu od deski do deski. Budowanie jachtu to trochę jak budowanie domu. Świadomość tego, że zbudowało się ten dom samodzielnie, własnymi rękami, to jednak co innego niż po prostu go kupić. Tworząc go od zera, zżyjemy się z nim od samego początku. Będziemy się czuć bardziej z nim związani emocjonalnie. Nie będzie miał przed nami żadnych tajemnic. O motywację nie trudno. Sama myśl o tym, że będziemy kiedyś mieli świadomość tego i będziemy mogli powiedzieć, że byliśmy w stanie sami zbudować coś takiego własnymi rękami da nam z pewnością ogromną satysfakcję, a tak pozyskana wiedza z pewnością przyda się nam na wodzie. Nie wspominając już o tym, że będziemy mogli kiedyś tym jachtem popłynąć. Zrealizować to moje szalone marzenie o podróży na inny kontynent drogą morską. Nie ma dla mnie większej motywacji, a perspektywa budowy jachtu niezwykle mnie kręci. Cieszę się, że Łobuz jest tak bardzo zapalony do budowy jachtu, że nie może się wprost doczekać, kiedy będzie mógł zakasać rękawy i zabrać się do pracy. Wielu już ludzi w swoim życiu spotkałam, którzy mieli wspaniałe pomysły, przekonywali mnie do tego, aby dążyć wspólnie do ich realizacji, a potem wszystko spełzało na panewce. Łobuz daje mi to poczucie, że nie zostanę sama na posterunku. Nie mam co do tego wątpliwości, że mogę na nim polegać w każdej sytuacji, przedsięwzięciu i działaniu. Głęboko wierzę w to, że jego determinacja wraz z moją kreatywnością, wspólną nam pracowitością i nieustraszonością pozwolą nam kiedyś zdobywać oceany! Ahoj przygodo!
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub nasz fanpage fb page Od "O" Dookoła Świata..
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub nasz fanpage fb page Od "O" Dookoła Świata..