Początki nie zawsze bywają kolorowe. Nie od razu w końcu Kraków zbudowano. Podstawą jest dobre planowanie. W ten weekend postanowiliśmy zrobić kolejny krok w opracowywaniu naszej mapy marzeń.
ODROBINA KULTURY
Choć oboje z Łobuzem nie należymy raczej do typu moli książkowych, mi czasami włącza się faza na czytanie, jeżeli jakiś temat bardzo mnie zainteresuje. Tak jest oczywiście w przypadku żeglarstwa. Wizyta w bibliotece jest więc dla mnie obowiązkowym punktem programu. Na moim stoliku nocnym ląduje wówczas cały arsenał książek - relacji z wypraw, podręczników i innych tego rodzaju pozycji. Jako że wiem, że Łobuz nie za bardzo ma czas czytać, już w piątek w drodze z pracy postanowiłam zacząć mu czytać na głos jedną z licznych pozycji książkowych "na temat". I tak oto na pierwszy ogień poszedł Krzysztof Baranowski z "Polonezem" dookoła świata. Udało mi się nawet namówić Łobuza, żeby przeczytał mi na głos jeden rozdział. Już prawie kończę i nikt mi nie powie, że lektura nie sprawia, że człowiek przesiąka żargonem, że zapadają mu w pamięci różne zależności, że budzi się potrzeba odczarowywania fachowej terminologii. W planach mam oczywiście podzielenie się z Wami refleksjami z lektury kolejnych książek. Ja zajmę się otoczką, Mariusz najwyraźniej nie może się już doczekać konkretnej roboty, ale najpierw czeka nas...
WYBÓR PROJEKTU JACHTU
To chyba najważniejsza decyzja, jaką przyjdzie nam podjąć. Od tego, który projekt wybierzemy, może zależeć powodzenie całego naszego przedsięwzięcia. Musimy wziąć pod uwagę wiele czynników. M.in. finanse - nie tyle cenę projektu samego w sobie, co przede wszystkim całkowity koszt realizacji.
Zależnie od skali przedsięwzięcia realizacja projektu zajmie nam mniej lub więcej czasu.
Nie bez znaczenia jest też kwestia wyboru terenu pod budowę jachtu. W końcu gdzieś będziemy musieli pomieścić tego, jak się okazało, molocha! I co ważniejsze jakoś go z tego terenu przetransportować w pobliże wody - tutaj akurat mamy szczęście, bo po drugiej stronie ulicy płynie Bug, który niedaleko łączy się z Narwią - i zwodować!
Zależnie od skali przedsięwzięcia realizacja projektu zajmie nam mniej lub więcej czasu.
Nie bez znaczenia jest też kwestia wyboru terenu pod budowę jachtu. W końcu gdzieś będziemy musieli pomieścić tego, jak się okazało, molocha! I co ważniejsze jakoś go z tego terenu przetransportować w pobliże wody - tutaj akurat mamy szczęście, bo po drugiej stronie ulicy płynie Bug, który niedaleko łączy się z Narwią - i zwodować!
Okazuje się niestety, że póki co faworyzowany przez nas projekt chyba nie zmieści nam się na szerokość w naszej przestronnej bramie. Ponad 3,7 metra szerokości. Karamba! Jakie to wielkie! - pomyślałam, kiedy Łobuz zarysował w przybliżeniu długość i szerokość naszej "łajby". Już pogodziłam się z myślą, że sam patent żeglarza jachtowego nie wystarczy by zdobywać oceany. Będziemy musieli obydwoje odbyć solidny kurs na jachtowego sternika morskiego, ale to raczej plan na następny rok. Póki co ja muszę nieco się doszkolić z zakresu żeglarza jachtowego, bo dawno nie żeglowałam, a kto wie, czy w ogóle nie zrobię powtórki z rozrywki. W końcu Łobuz nie ma żadnego patentu, a tak łatwo mu nie odpuszczę. Być może idealnym rozwiązaniem byłoby połączenie przyjemnego z pożytecznym - mojego kursu doszkalającego z kursem Łobuza na żeglarza jachtowego. Byłoby super jakby udało się nam to jakoś zrealizować jeszcze w tym roku! Najpierw oczywiście przydałoby się od tak wybrać na jakiś rejs, aby w ogóle poczuć wiatr we włosach! Żeby nie było, że gotowa jestem zadowolić się tylko samą otoczką - literaturą i własnymi fantazjami...
MAPA MARZEŃ - CENTRUM DOWODZENIA
Długo dochodziliśmy do tego, jak ostatecznie rozwiązać problem pracy nad mapą marzeń tak, abyśmy obydwoje mieli możliwość jej ciągłego edytowania. Zaczęło się od pomysłu edytowalnego pliku wirtualnego przez plik na pendrive'ie i walne zgromadzenie raz w tygodniu, a ostatecznie skończyło na tablicy. Tablica jaka jest, każdy widzi. Uznałam, że nie ma co odkładać przygotowania takiej tablicy na lepsze czasy i idąc za najbliższym mi głosem "zrób coś z niczego" wykonałam prowizoryczną tablicę w pięć minut z pierwszego lepszego kartonu, który mi się nawinął. Do udoskonalania w miarę nadarzających się okazji. Tablica ta i tak ma charakter "work in progress". To znaczy, że właściwie cały czas coś się będzie na niej zmieniało, coś będzie dodawane, dopisywane, doklejane, doczepiane itd. Ale jest! i skłania do ciągłej burzy mózgów! No i co najważniejsze nie ma już miejsca na żadne wymówki.
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub nasz fanpage fb page Od "O" Dookoła Świata.