Jedni mówili, że tam anioł spadł z nieba. Drudzy, że zdarzył się kiedyś w biały dzień grom z jasnego nieba i trafił w las, że to sam Perun rozwidlił pień. Jeszcze inni, że na pewno mieszkają tu jakieś siły nieczyste i omijali drzewo szerokim łukiem w obawie przed jego urokiem. Ponoć niejeden postradał żonę dla zmysłowej buczyny. Zainspirowane człekokształtnymi olkuskimi bukami.
Cywilizacja cywilizacją, ale dziki człowiek idzie jak burza. Nic go nie powstrzyma. Obrazy pojechały, to do pełni sukcesu na XIII Art Naif Festiwal. W stronę Słońca - wernisaż nie mogło zabraknąć ich twórcy. A tak w ogóle to "Śląsk jest piękny!" :) Dziękuję za zdjęcie autorowi a twórcy filmu dokumentującego trzynastą edycję festiwalu Art Naif Festiwal Z najmłodszą uczestniczką i debiutantką festiwalu Art Naif Festiwal Martyną Czerw. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Martyna jest wnuczką Lidii, a Lidia wprost zaraża pozytywną energią. Przy Lidii nie trudno zacząć malować, a jako że Lidia potrafi dostarczać ciągłej motywacji na pewno na jednym obrazie się nie skończy. Kto wie być może to tylko początek świetlanej przyszłości, która będzie wykraczała dalece poza malarstwo. Im wcześniej zaczniesz, uwolnisz w sobie odwagę, by mówić o tym, co Cię zachwyca, cieszy, smuci, po prostu otworzysz się na swoje emocje i zaczniesz nimi dzielić z innymi, właściwymi osobami, tym większa szansa na to, aby wszystko, czego się dotkniesz, było sztuką. Obraz Martyny to ten na samej górze! Z autorką arcyhipnotyzujących portretów Lidia Wiewiórowska i mistrzynią przestrzeni pozakadrowej Anna Gola na XIII Art Naif Festiwal. W stronę Słońca - wernisaż. Cudownie było się znowu zobaczyć, cudownie było się poznać dzięki Art Naif Festiwal! Nie sposób przejść obojętnie obok prac Anna Gola. Bardzo ciekawy pomysł na wprowadzenie elementów przestrzeni pozakadrowej, które mogą powodować w odbiorcy złudzenie, że to jeszcze nie koniec opowieści. A może następnym razem odniesiecie wrażenie, że jakoś więcej wydziergane niż Wam się wcześniej wydawało... I jak tu się oprzeć tak hipnotyzującemu męskiemu spojrzeniu?! To jeden z serii pastelowych portretów sławnych mężczyzn autorstwa Lidia Wiewiórowska. Cały zysk ze sprzedaży tego dzieła pójdzie na rzecz dofinansowania Galeria Szyb Wilson. Poza tym na wystawie możecie oglądać i zakupić również kobiece portrety artystki inspirowane czarodziejkami z Cafe Byfyj Z Tadeuszem Kurowskim, również artystą malarzem, z którym miałam okazję poznać się podczas pleneru malarskiego w ramach ArtJarmarku na Nikiszowcu w lipcu 2019, wydarzenia towarzyszącego XII Art Naif Festiwalw Katowicach. W środę 26 lutego 2020 roku w Galerii Na Piętrze Miejski Dom Kultury Bogucice-Zawodzie w Katowicach odbył się wernisaż malarstwa Tadeusza Kurowskiego, pt.: "Modigliani i klasyczne inspiracje". Kuratorem wystawy był Adam Michniewicz. Fotorelację opracował iwywiady przeprowadził Jerzy Granowski, którego również miałam zaszczyt poznać przy okazji Konkursu dla artystów nieprofesjonalnych im. Pawła Wróbla w Miejski Dom Kultury "Szopienice - Giszowiec" w Katowicach. Zapraszam do obejrzenia relacji z wystawy malarstwa Tadeusza Kurowskiego, pt.: "Modigliani i klasyczne inspiracje" i posłuchania wywiadu z Artystą: https://www.youtube.com/watch?v=ZPJJpcNrJNU Pan Tadeusz przesłał mi wyrazy podziwu dla moje uroczej kreacji, którą odczytał jako "oryginalną indiankę", a ja jak post factum zdobyłam się na chwilę refleksji, doszłam do wniosku: "No, pięknie. Dr Quinn zmartwychstała!" :DNastępnym razem muszę zacząć przygotowywać kreację z większym wyprzedzeniem, aby uniknąć podtekstów politycznych :D P.S. Na koszulce Pana Tadeusza jedna z jego prac. Oczywiście Art Naif Festiwal to nie tylko artyści z Polski, a przede wszystkim artyści z całego świata. To na nich Ci pierwsi, jak również wszyscy, którzy rok rocznie przybywają na festiwal, czekają z niecierpliwością cały rok. Niestety w tym roku z wiadomych przyczyn niewielu z nich dotarło na wernisaż. Galeria prezentuje również o 50% mniej prac w wyniku restrykcji związanych z wysyłką i niemożnością dostarczenia dzieł do Polski. Niektórzy z zagranicznych artystów właśnie dzięki festiwalowi znaleźli swoje miejsce nie tylko w Polsce i na świecie, ale również w życiu. To historia Varsha Rajput z Indii. Varsha opowiada o swojej historii w wywiadzie udzielonym podczas wernisażu, który znajdziecie na instagramie Galerii Szyb Wilson w sekcji stories. Prawdziwe arcydzieło. Misterna robota. Dzieło wykonane w całości ze sproszkowanego marmuru. Nic dziwnego, że znalazło nowego właściciela już podczas wernisażu. Na zdjęciu obraz autorstwa Varsha Rajput Wzorcowy przykład tego, że chodzenie na wernisaże i wystawy po to, by bezpośrednio obcować ze sztuką, robi ogromną różnicę oglądaniu zdjęć obrazów w Internecie (która wersja kolorystyczna "Słoneczników" Van Gogha jest prawdziwa?) czy kartkowaniu albumów poświęconych sztuce w domowym zaciszu. Na kolejnym zdjęciu przekonacie się, dlaczego. Na zdjęciu obraz autorstwa Varsha Rajput Pióra tej ary były wyklejane ręcznie ziarenkami ryżu. Fragment obrazu autorstwa Varsha Rajput A teraz kilka takich moich bardzo osobistych wyborów z dzieł artystów, których nie miałam okazji poznać jeszcze osobiście, a na które to dzieła byłabym gotowa porwać się, aby funkcjonowały w moim Ogrodzie Sztuki. Czymkolwiek ten ostatni jest. Wizją szaleńca. Sennym majakiem. Naiwną projekcją. Z cyklu "Gdybym był bogaczem". Na początek kategoria rzeźba, która była i chyba nadal jest motorem napędowym Ogrodu Sztuki Natusin. To w niej upatruję energii niezbędnej do artystycznego ożywienia przestrzeni ogrodu. Mój numer 1 Art Naif Festiwal w kategorii rzeźba: Piotr Walczak. Wywiad z twórcą znajdziecie na instagramie Galerii Szyb Wilson Pogranicze malarstwa i rzeźby na Art Naif Festiwal. Minimalizm twórczy, a przy tym skupienie na emocjach i relacjach, które są trochę jak te kamienie. Odstają od materii jako takiej. Pulsują energią. Prace autorstwa tandemu Bernard Rejdych i Edyta Witkowska przywiodły mi w pamięci projekt Wonder Box niemieckiego artysty Marca Haselbacha. To właśnie to dzieło artysty łączące w sobie malarstwo i bryłę uruchomiło we mnie jako w "malarzu" proces powolnego dochodzenia do zrozumienia istoty rzeźby Zapraszam do obejrzenia fotovideo relacji z XIII Art Naif Festiwal. W stronę Słońca - wernisaż na instagram. Znajdziecie tam również wywiady z artystami, między innymi Anna Gola, Lidia Wiewiórowska i Martyna Czerw, Varsha Rajput oraz jeszcze kilkoma innymi twórcami. Link: https://www.instagram.com/stories/highlights/17846383553192668/?hl=pl&fbclid=IwAR05LjgngagB5kNPDiVdunlftpkmacAv_-xweY5HPoqhzPqZaselENvvtkk
Na mokradłach / In the wetlands 38cm x 30 cm, olej na desce / oil on wood (C) Victoria Tucholka MAKING OFF Dziwne to wszystko, że wejście w posiadanie nowego kajetu pełnego pustych kart otwiera w człowieku niespodziewane pokłady kreatywności. Wyrwane z kontekstu niczym ze sobą niepowiązane doświadczenia łączą się w traumatyczną wizję, która paraliżuje wszelkie inne działania i żąda tu i teraz rzucić się na papier i rozdrapać go pazurami. Jakby nie mogła zrobić tego gdzie indziej. Taka jest cena, jaką płacimy za wtrącanie się w prawa natury. Udaremniłam, a raczej odroczyłam śmierć ptaka, ale nic w przyrodzie nie ginie i ta cała tortura przypadła mi w udziale niczym mitologicznemu Prometeuszowi. Na nic się zdało rytualne spalenie śladów zbrodni. Wrony nie odpuszczą temu, kto im w posiłku przeszkodzi. Znajdą winowajcę. Zakradną się w najskrytsze zakamarki jego duszy, świadomości, labirynty senne. Przenikną niczym Szekspirowska trucizna w zapomniane otchłanie sumienia. Odbiorą swoje. Duch święty niczym wykradziony ogień prometejski mnie opuścił, choć miałam tę niebywałą okazję trzymać go w dłoniach. Potwierdza się przekonanie, że nigdy nie wiesz, czy czasami nie spotkasz samego Pana Boga w szarym człowieku na ulicy. Być może dzisiaj jest lokalnym pijaczkiem toczącym swój rozklekotany rower kiwający się pod ciężarem worka stalowych puszek po zapyziałych ulicach pseudoidealnych miasteczek, z których okien bije wymuszona niechęć do wszystkiego tego, co burzy pozory wyidealizowanego świata. Nie wszystko jednak złoto, co się świeci. Okazuje się, że duch święty może objawić się też pod postacią wrony uratowanej przed zadziobaniem. Być może stanie się to akurat w Twoim wyidealizowanym ogrodzie. Zwęglona wymuszona krokodyla łza zagubiona nie wiadomo gdzie w leśnej kurzawie. Na próżno jej szukałam. Stanowi chyba obowiązkowy element wszelkich, aczkolwiek rzadkich portretów w moich obrazach. Być może dlatego bohaterowie większości z nich stoją tyłem, by odbiorca nie domyślił się, że wcale nie zachwycają się roztaczającym się przed nimi kolorowym światem, ale płaczą, cierpią i okazują inne emocje, które są dla niego niewygodne. Roztaczają przed odbiorcą rajską wizję i choć stoją tyłem, wcale nie chcą być same, choć mogłoby się tak w pierwszym oglądzie wydawać. Zapraszają, by do nich dołączyć. Same w sobie są jednak i w istocie swojej mało ciekawe, kolorowy może być tylko świat, jeżeli zdecydujesz się do nich dołączyć. Nie potrafię Ci jednak powiedzieć, czy to dobry pomysł. Szczerze? Raczej nie. Ten świat nie istnieje, to autoprojekcja, która może być tylko wiecznie stwarzana. To ciężka praca. Te kolory chyba z premedytacją zwodniczne jak skrzydła rajskiego motyla, żeby tymbardziej wykluczyć w odbiorcy jakiekolwiek podejrzenia, że coś może być nie w porządku. W istocie pokryte są trucizną. Całkowicie odwracają uwagę od zwykle małej postaci przytłoczonej pejzażem. Czasami zdarza się, że niektórzy najchętniej wykluczyliby ją z kadru i wcale im się nie dziwię, wręcz stanowi to dla mnie potwierdzenie tego, że nie jestem temu światu niezbędna do bycia pięknym. Czasami ktoś zaprotestuje przeciw osamotnieniu bohatera i żąda domalowania partnera. Wizja samotności bywa jednak ostatecznie nie do zniesienia. Zwłaszcza jeśli płótno nie dokumentuje żadnej akcji. Ikona Maryji niosącej ducha świętego i wszystkie te niuanse przypomniały mi o pewnym moim portrecie sprzed lat z dziecięcą gitarą, na którym wyraz twarzy podobny mam do Madonny z obrazu Leonarda da Vinci. Oczywiście w rzeczywistości podobieństwo jest żadne, ale artysta fotograf potrafił wyłapać ten moment z rozpędzonej z prędkością światła przeciętności. I ta gitara jak ten ptak. Niestety nie mam wyczucia ani do instrumentów ani do ptaków. A to wszystko osnute wokół ikony strzegącej kaplicy, którą wpierw minęłam, pod presją strofującego mnie wewnętrznego męża "Kobieto! zmiłuj się nade mną, nigdy do domu nie dojedziemy (- Jakiego domu?!)", po to, by przez pokusę obcowania z mokradłem jednak go zignorować i ponownie zawrócić pod jej progi. Jakby mnie niosła jakaś duszna siła. Taki dom by mi w zupełności wystarczył. Być może właśnie przez chwilę byłam w domu. Być może jak to w życiu bywa nie będzie jednak następnego razu. Duchy rodzą duchy. Jaki ma na litość związek bagno z Maryją? Ciągnie swój do swego? Być może po to ludzie stawiają kaplice w takich miejsach, żeby takie zbłąkane dusze jednak odżegnywać od złego. Głód piękna został zaspokojony i pozwolił mi w spokoju zatoczyć bezpiecznie kolejne koło.
Widzę potencjał na kawałek sztuki! 4 czerwca 2020 16 czerwca 2020 Żeby nie było, że ja te graty wszystkie tak tylko zbieram. O, nie! Dyscyplina musi być. Każdy z nich zabieram po dogłębnym, aczkolwiek błyskawicznym przemyśleniu, co dokładnie z nim zrobię. No, dobrze, może czasami nie wiem, ale mój szósty zmysł podpowiada mi, że "to się na pewno do czegoś przyda." Pomaga mi w tym mój dzielny, niezmordowany i niezawodny partner perpetum mobile Herr Golf :) Swoją drogą ponoć również grat, jak mawiają właściciele rzekomo terenowych limuzyn. Bez duszy jednak nawet taka limuzyna daleko nie pojedzie. Każdy z tych gratów posłuży mi do dalszego "szkicowania" Ogrodu Sztuki Natusin. "Szkicowania" w działaniu. Zdecydowanie nie dla mnie wieloletnie planowanie, oszczędzanie na lokacie, szkice na papierze. Ja muszę widzieć efekty już teraz zaraz od razu, nawet jeśli to krzesło nadaje się do tapicera, ta ławka się rozpada, a drabina nie pachnie nowością. Traktuje je jako prototypy pomocne w ostatecznej finalizacji dzieła. Być może to moja osobista Sagrada Familia. Dzieło, które będzie wiecznie zrzucać skórę, jak wąż. A więc działam. W ruch poszły garażowe wrota. W zeszłym tygodniu zabezpieczyłam i zagruntowałam jedną z drewnianych płytek na potrzeby realizacji projektu na życzenie mojego sąsiada. Nie lubię odkładać niczego na potem. Póki mam jeszcze świeży stosunek do sytuacji, osoby, doświadczenia, staram się to wykorzystać, bo praca "na sucho" przynosi marne efekty, często kończy się porzuceniem projektu w pół drogi. Ta drewniana płytka miała pojechać ze mną do Spały, ale jej demontaż okazał się zbyt karkołomny, więc odpuściłam i zabrałam ze sobą płytkę łupkową. Niestety nie byłam zadowolona z efektu mojej spałowej pracy. Być może dlatego, że nie zdążyłam do końca wszystkiego przygotować i przystąpiłam do pracy "na gorąco". Trudno, wyszło, jak wyszło. Nie ma jednak tego złego. Uzmysłowiło mi to słabe punkty mojej pierwotnej koncepcji. Nie ma to jednak jak praca na nośniku docelowym. Zupełnie inny efekt. Dzisiaj przygotowałam tło. Jutro zajmę się detalami. 5 czerwca 2020 Dzisiaj moi sąsiedzi byli tak mili, że własnym wózkiem przewieźli mi ten wcale nie mało ważący gabaryt pod sam dom. Dziękuję! Wstępny plan jest taki, że w każdym kwadracie namaluję fragment któregoś z moich dotychczasowych obrazów, zostawiając naturalne ramy i klamkę, którą wkomponuję jako integralną część jednego z motywów. Jeden z kwadratów (kwadratowe elementy są ruchome! to super wiadomość! to znaczy, że można właściwie dowolnie zmieniać ich położenie) wróci na życzenie, w prezencie, na pamiatkę do mojego sąsiada, któremu te wrota służyły przez ponad 20 lat i ma do nich ogromny sentyment. Jeszcze nie wiem, co namaluję, ale pewnie coś z pupilem rotweilerem w terenie, bo mój sąsiad często spaceruje z psem na dodatek w okolice, które ja również chętnie odwiedzam, jeśli nie uda mi się wybyć nigdzie dalej. Będzie więc puste okienko na wylot, które mam nadzieję, że każdy wypełni sam, popuszczając wodze fantazji. A wrota planuję wkomponować w przestrzeń ogrodu tak, aby praca była widoczna z ulicy i każdy mógł się jej przyjrzeć. 12 czerwca 2020 Na spacerze z psem na Bagnach Otrębuskich. Szybki szkic na życzenie dla sąsiada póki jestem w stanie utrzymać ołówek w ręce i usiedzieć dłużej niż 5 minut na miejscu, kiedy, jak nie po nocy oczywiście. W ramach rewanżu za pomoc w przetransportowaniu drewnianych wrót i na pamiątkę ponad 20-letniej służby tychże obiecałam, że jedno z pomalowanych okienek przypadnie w udziale sponsorowi - mojemu sąsiadowi. A skoro już mam coś dla kogoś malować, no to nie może być jakiś przypadkowy temat. Po raz pierwszy spotkaliśmy się właśnie na Bagnach Otrębuskich tej wiosny. Oczywiście jak na badacza terenowego przystało wyskoczyłam gdzieś zza krzaka i ruszyłam nieustraszona na spotkanie z towarzyszem-rotweilerem. Psów się nie boję, bo taki jeden nawet większy swojego czasu stróżował na moim podwórku. Chyba moim nadzwyczaj swobodnym podejściem do czworonogów zyskałam przychylność mojego sąsiada. Ucieliśmy sobie wówczas krótką pogawędkę o rotweilerach, bagnach i nadzywczajnych okolicznościach w kraju. Fajnie, że nadarzyła się okazja pociągnąć dalej tę sąsiedzką relację przy okazji remontu garażu i wystawienia wysłużonych wrót na ulicę. Któż jak nie ja dostrzegłby w nich artystyczny potencjał. O dziwo, sąsiad przyznał mi nawet rację i chyba żal mu było te wrota złomować, bo ucieszyli się z żoną, że chcę je przygarnąć i nawet zaproponowali, że mi je na wózku jakoś dotoczą na posesję. Nad całą akcją czuwał oczywiście wierny rotweiler. W prawdzie pomysł na pomalowanie wrót zrodził się z dnia na dzień, ale życzenie sąsiada, by otrzymać na pamiątkę jedno z okienek nie popsuło mojej koncepcji, wręcz nawet dostrzegłam w tym brakującym elemencie twórczy potencjał. Niech sobie każdy to puste okienko sam wypełni, jak mu wyobraźnia podpowie. Oczywiście działam, okienko już zagruntowane, gotowe do demontażu i właściwego malowania. Jedno jest pewne. W najbliższym czasie spokojnie obędę się bez podobrazi. Spała, 14 czerwca 2020
|
VICTORIA TUCHOLKA
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|