Pomysł na podjęcie się reprodukcji "Młodej dziewczyny z liliami (Thieu nu ben hoa hue, Young woman with lily)" zrodził się spontanicznie, choć nie był to wybór przypadkowy, jeden z tych wynikłych z bezcelowego snucia się po Internecie. Wydruk tego obrazu wisiał od czasów niepamiętnych w jednej z ram na jednej ze ścian w domu zaraz obok Matki Boskiej z dzieciątkiem i witrażowego malowidła na szkle przedstawiającego małe miasteczko. Przysłonięty zasuszonym bukietem, zakurzony, zawieszony w ciemnym kącie nagle stanął mi przed oczyma, choć błądziłam myślami chyba wszędzie, za wyjątkiem czterech ścian tego domu. "Młoda dziewczyna z liliami (Thieu nu ben hoa hue / Young woman with lily)" to obraz z 1943 roku, który na początku 2017 roku przekroczył magiczny próg jednego miliona dolarów na międzynarodowym rynku sztuki. Oczywiście jeżeli liczycie na jakąś rzetelną wiedzę na temat reprodukowania obrazów, zdecydowanie zakończcie lekturę na tej kropce. Podzielę się tutaj bowiem swoimi osobistymi refleksjami, które wynikły w trakcie pracy. Będą to spostrzeżenia nie tyle z zakresu warsztatu, technik malarskich, historii sztuki, co przede wszystkim moje osobiste i całkiem subiektywne wrażenia.
Reprodukcja to nie tylko sposób na sprawdzenie swoich umiejętności w przełożeniu dzieła z zachowaniem skali, kolorystyki i innych niuansów z jednego nośnika na drugi, ale z całą pewnością sposób na wniknięcie głębiej w jego treść, dostrzeżenie subtelnych niuansów psychologicznych, a nieraz i innych treści niekoniecznie będących świadomym zabiegiem autora, ale mówiących bardziej o nas samych. Z całą pewnością jest to dobre ćwiczenie wrażliwości. Próba odpowiedzenia sobie na podstawowe pytanie: kto? gdzie? kiedy? co? dlaczego? po co?
Obraz "Młoda dziewczyna z liliami" to wyzwanie dla tych, którzy myślą, że biel to biel, że biel to wartość absolutna. Tymczasem biel może mieć odcienie dosłownie wszystkich kolorów tęczy. Można się o tym przekonać empirycznie, kontemplując zimowy pejzaż o różnych porach dnia, przy różnych warunkach pogodowych, z różnych perspektyw, w zestawieniu z innymi przypadkowymi akcentami kolorystycznymi. Wiedzą o tym doskonale doświadczeni malarze. Wielu w ogóle odchodzi od stosowania zarówno czystej bieli, jak i czerni w swoich obrazach, traktując je jedynie jako medium do przyciemniania, rozjaśniania kolorów. Czym różni się biel sukni, cieni w jej załamaniach, porcelanowego wazonu od bieli lilii? Reprodukcja tego obrazu to z całą pewnością okazja do tego, aby się o tym przekonać i odejść od machinalnego używania bieli, a zacząć mieszać ją z innymi kolorami, a nawet odwrotnie. Zacząć raczej kolory mieszać z bielą. Potrafią wyjść z tego dzieła niesamowite, o czym świadczą najlepiej pejzaże malarza śląskiego Edwarda Czecha.
Gdy patrzę teraz na obraz "Młoda dziewczyna z liliami" bijąca z obrazu biel wydaje mi się o wiele bardziej złożona niż za pierwszym razem, gdy wrażenia, jakie odniosłam, były silnie zakorzenione w tradycyjnym utożsamianiu bieli z takimi wartościami, jak (s)pokój, niewinność, czystość. Tymczasem podczas pracy nad obrazem odniosłam wrażenie, że ta młoda dziewczyna jest w stanie błogosławionym. Takie założenie, które zresztą towarzyszyło mi i nadal towarzyszy podczas oglądania oryginału, sprawia, że zupełnie inaczej odbieram całość obrazu. Być może niesłusznie, bo w Wietnamie przyjęło się, że taki biały strój noszą głównie uczennice. Efemeryczna kobiecość i uroda wietnamskiej dziewczyny nabiera jednak przy takim założeniu dojrzałości, pełni, apogeum niczym rozwinięty kwiat lilii, którą trzyma w dłoni. Jest również wyrazem akceptacji i poczucia spełnienia.
Z kolei "Młoda kobieta z lotusami / Young Woman by Lotuses" w swoim nietypowym ujęciu kobiety z wyeksponowanym na pierwszym planie niezwykle gustownym i kosztownym wazonem pełnym kwiatów zjawiskowych, jakże egzotycznych dla nas, a szczególnych dla Wietnamczyków, bo symboli narodowych, kwiatów lotosu, podkreśla niebiańskość, boskość kobiety w tle, która jawi się nam niemalże niczym bogini odlana ze złota, niczym żywa rzeźba. Nietypowa perspektywa tym bardziej nadaje jej ulotności. Wydaje się jakby wąchała kwiat, niemalże całowała go karminowymi ustami, a jednocześnie była jakby wycofana, nieobecna w swej majestatyczności, była bardziej elementem tła, wróżką jakąś, zmysłowym duchem stojącego na stole bukietu, ulotną igraszką nikłego światła wpadającego z okna a może raczej odbicia w lustrze, a jeśli tak, to tym bardziej podkreślającego jej zjawiskowość. Żółty to kolor Wietnamu, a więc kolor narodowy, symbol patriotyzmu, być może wybór zamierzony przez twórcę, który był silnie zaangażowany w odnowę kraju. Złoto szaty i skóry wydają się ze sobą zlewać w jedno, choć właśnie na tym polega majstersztyk tego dzieła, że twórcy udaje się jednak zachować tę cienką granicę pomiędzy boskością, a fizycznością. Nie brakuje również tajemnicy, bo oto w prawym dolnym rogu widać wciętą postać, która może umknąć uwadze przypadkowego odbiorcy. Kim jest? Czy to kobieta? A może mężczyzna? Adorator? Nasycona czerwień blatu stołu, obrazu, a nawet podłogi czy mebli wydaje się zwiastować nadchodzącą przemianę. Czerwień jest bowiem w Wietnamie symbolem szczęścia i częstokroć panny młode przywdziewają do ślubu właśnie suknie w kolorze czerwieni. Być może przemiana, o której już mowa, dopiero nadejdzie, być może stała się już faktem. Wybór należy do odbiorcy i może zmienić odbiór całości dzieła. W każdym wypadku jednak mamy tutaj do czynienia z pełnią kobiecości.
"Dwie kobiety z dzieckiem (Hai Thieu Nu Va Em Be / Two Girls And The Baby)" z 1944 roku. Siedząca na bambusowej ławie, ubrana w żółtą szatę wydaje się starsza i bardziej doświadczona. Żona i matka. Chłopiec u jej stóp ubrany nieprzypadkowo w czerwoną koszulę - symbol podwójnego szczęścia. Kobieta wydaje się trzymać w dłoni kwiat lotosu - wspomniany już wcześniej narodowy kwiat Wietnamu symbolizujący czystość, siłę walki oraz równość, ale w Wietnamie określany również nazwą „Liên Hoa Đài” – serce kwiatu lotosu, co w kontekście obrazu można interpretować jako dar serdecznej rady doświadczonej kobiety dla młodej dziewczyny. Nie mam jednak stuprocentowej pewności, ponieważ w tle rośnie drzewo o bujnych białych kwiatach i wielkich sercowatych liściach, którego gatunku nie udało mi się wciąż zidentyfikować. Być może hortensja? W każdym razie drzewo, krzew w pełni sił i rozkwitu. Symbol kluczowego momentu w życiu kobiety związanego ze spełnieniem swojej roli jako żony i matki. Drzewo rośnie na ciasnym podwórku. Analogicznie i kobieta jest ograniczona swoją sytuacją i rolą. Młoda kobieta ubrana jest w białe ao dai. Obie zdają się zamyślone, rozmarzone. Leżąca na ziemi wydaje się zakłopotana intensywnie nad czymś rozważać. Na twarzy siedzącej rysuje się cień nostalgii, być może rozczarowania? Ponoć twórca chciał sportretować snobistyczne młode kobiety z miasta. Obraz ten jest uważany za typowy dla schyłkowego etapu romantycznych tendencji w twórczości artysty. Można go podziwiać w Muzeum Sztuk Pięknych w Hanoi w Wietnamie.
Wykonane przeze mnie reprodukcje są miniaturami. To chyba jedyny argument, jaki mam na swoją obronę w kwestii minięcia się w kwestii oddania innych cech oryginałów. Traktuje je bardziej jako ćwiczenie warsztatowe, choć nie wykluczam, że być może w przyszłości wykonam reprodukcję jednego z dzieł w większym, być może naturalnym formacie. Dużą trudność sprawiło mi oddanie niuansów wschodniego typu urody. Przypuszczam, że może to wynikać naturalnie z mojego pochodzenia i mimowolnego odruchu w odzwierciedlaniu twarzy zgodnie z pewnym schematem, z którym jestem obyta na co dzień. Najważniejszym wnioskiem, jaki płynie z tego doświadczenia, jest z pewnością to, że aby w ogóle zabrać się do reprodukcji, trzeba wpierw zrozumieć temat obrazu, odpowiedzieć sobie na pytanie, co dokładnie przedstawia i, dlaczego to było takie ważne dla twórcy, co próbował w ten sposób wyrazić, jakie uczucia, jakie emocje.