40 cm x 30 cm, oil on canvas / olej na płótnie
Work in progress
VICTORIA TUCHOLKA |
|
Virtual Act / Akt wirtualny 40 cm x 30 cm, oil on canvas / olej na płótnie Work in progress Work in progress Czasami bywam nawet spontaniczna. Nigdy nie wiem, czy i kiedy zacznę malować. Czy w ogóle zacznę? Zazwyczaj nie zaczynam po Bożemu, ale wbrew wszelkim swoim przyzwyczajeniom i nawykom rozwalam nudną rutynę dnia przyzwoitego. To akt gwałtu na rzeczywistości, gdy zwala mi się na głowę zbyt wiele emocji. Siła słabych charakterów. Nigdy nie drażnij psa, bo nie wiesz, czy nie wybuchnie wściekłą agresją. Czy starczy jej, by mnie napędzić do końca? Czy pozwolę doprowadzić się do ostateczności? Bywa, że na przekór samej sobie na złość sumieniu nie kończę i rzucam wszystko w kąt po to, by uciec na drugi koniec mojego ograniczonego świata i robić coś, co nie ma kompletnie związku z jakąkolwiek sztuką. Może jak mnie dogoni mój osobisty policjant, posypię głowę popiołem, wrócę i łaskawie Cię dokończę, Wizjo, a może nigdy już więcej nawet o Tobie nie pomyślę... Dobrze wiesz, że jestem do tego zdolna, choćbym miała za to siedzieć i zamilknąć na wieki... Przy tym wszystkim jesteś chyba moją jedyną formą ekspresji wszystkiego tego, czego bałam się powiedzieć i okazać wprost. Jedyną szlachetną formą dialogu z drugim człowiekiem. AKT Temat, jak się okazało po szybkim przeglądzie cmentarzyska mojej twórczości, ku mojemu własnemu zaskoczeniu wcale nie tak rzadko przeze mnie poruszany. Jego najnowsza odsłona będzie swoistą syntezą najmocniejszych akcentów w moich dotychczasowych pracach. Co dla mnie odkrywcze, z abstrakcyjnej formy mimowolnie wyłoniły się mniej oczywiste motywy o głębszej symbolice. Będzie to obraz w mniejszym stopniu o seksie, bardziej o jego wirtualnym aspekcie - patrzeniu we wszelkich tego słowa znaczeniach. Krótko mówiąc, postrzeganie zmysłowe - synestezja. Rolę przewodnika będzie odgrywał jak zwykle kolor.
0 Comments
ROZALIN FOREVER Nie muszę być Matejko, żeby malować to, co najważniejsze. Rodzina - dom - więzi - matka - ojciec - dzieci - arkadia W tym artystycznym entourage'u Rozalina stworzonym i uporządkowanym przez moją gospodynię Panią Lucynę z chaosu zbiorów syna pięknych rzeczy z duszą przyszło mi przelać na płótno spontaniczną wizję Rozalina w zaledwie dwa dni. To wyjątek od reguły. Czego nie robi się dla ludzi? Nie rzucajcie mi wyzwań na wiatr, bo złapię je choćbym miała skończyć jak ten Ikar. Zwykle malowanie obrazu przy sprzyjających wiatrach zajmuje mi co najmniej tydzień. Bywa, że nie kończę swoich obrazów. Ba! nie przelewam nawet wizji na papier, choć puste zagruntowane specjalnie dla nich blejtramy straszą pustką. Uciekam w prozę życia lub bujanie w obłokach. Ze skrajności w skrajność. What else is there? Muszę żyć i przeżywać, aby móc tworzyć. Zatrzymać znaczy zabić. Ile można wytrzymać na cmentarzysku własnej twórczości? Ty jesteś przeszłością, tam jest przyszłość. Krosno może być wszystkim, wszystko może być krosnem. Obręcz od starego krzesła uwolniona ze swoich społeczno-kulturowych ograniczeń. Niech żyje wolność! W oparach rozpuszczalnika... jakoś trzeba było otumanić sumienie. W końcu Pan Profesor wykładowca PWSFTviT montażysta Zbigniew Kostrzewiński grzmiał na studentów żebrzących o przerwę na papierosa: Dobry artysta to głodny artysta! Tą rozpustą musiałam jednak podzielić się dodatkowo z Rozalią, która ostatecznie okazała się jednak kocurem. Rozaliusz? W sumie bywa, że mężczyźni noszą żeńskie imiona. Ot, taki Maria. Dziękuję za wszystkie śniadania, których nie umiałam docenić. Malowanie pozwala zatrzymać to, z czym nie można pogodzić się, że nie da się tego zatrzymać... Chwilo trwasz! Zatrzymałam Cię, zabiłam Cię. Będziesz odtąd wisieć milcząca i wieczna jak trofeum na ścianie. Wizjo wracać będziesz jak bumerang i zbijać umysły lotne dotąd nieposkromione z pantałyków wiecznie nienasyconej pychy i namiętności. Olej na płótnie. Idealny okrąg 37 cm x 37 cm
To nie ptak / Ain't no Bird Oil on canvas / olej na płótnie. 59 cm x 49 cm Poland 2019 © Victoria Tucholka MAKING OF Plener malarski. To prawdziwe wyzwanie dla mnie jako twórcy, który nigdy nie brał udziału w żadnym plenerze, generalnie nie interesuje go odtwarzanie rzeczywistości, jest raczej typem pustelnika, który ucieka od ludzkich spojrzeń, zwłaszcza gdy ma pędzel w dłoni w inne światy, wizje miejsc, które odwiedził, i fantazje o ludziach je zamieszkujących. Dotąd zarzekałam się, że nie jestem twórcą, który pojedzie w obce miejsce, usiądzie na ulicy i namaluje obraz. Ja nie maluję obrazów. Ja maluję emocje. Moje emocje. Mój emocjonalny stosunek do rzeczy (Xawerego Dunikowskiego wybitnego rzeźbiarza polskiego Wiktor Zin przyłapał kiedyś na malowaniu cebul, czy patrząc na martwą naturę z cebulami przeszłoby nam dzisiaj przez głowę, że może to być wypowiedź na temat głodu trawiącego więźniów obozów koncentracyjnych? swoistego hołdu dla tego owocu matki natury, który z obozowego żebraka czynił bogacza?), ludzi i miejsc. Te emocje mogą być zaklęte we wszystkim. Mogą ostatecznie być nawet całkiem realistycznym obrazem rzeczywistości, portretem, pejzażem, martwą naturą, choć same w sobie nigdy nie będą ich fotograficznym odwzorowaniem, raczej zbiorem elementów pozostających ze sobą w nieprzypadkowej relacji i składających się na osobistą historię. Aby to jednak było możliwe, muszę nawiązać jakąś szczególną więź z miejscem, które ma być tematem mojego obrazu. To wcale nie jest łatwe zadanie, bo wymaga czasu, zaangażowania, po prostu bycia i doświadczania. Jak znaleźć inspirację w zaledwie 24 godziny? Kiedyś myślałam, że to niemożliwe. Być może dlatego tak późno zaczęłam malować. Trzeba było porzucić złudną wizję komfortu, rzucić się na głęboką wodę, kilka razy prawie utonąć po to, by nauczyć się nawet nie pływać, ale póki co utrzymywać na wodzie. W sumie nadal to, że się nie da jest dla mnie punktem wyjścia, nawet po ostatniej wyprawie do Katowic czułam frustrację, nie, tak się nie da, nie da się tak gonić, nie dam rady, nic nie namaluję, to nie ma sensu, to wszystko nie ma sensu, chociaż na tyle znam już pewne ludzkie mechanizmy, mnie one również jak najbardziej dotyczą, że wiedziałam, że to jedynie wymówka, że to próba ugładzenia tego prześcieradła nowych doświadczeń, udania, że nic się nie stało, bo tak jest łatwiej, a właśnie, że się stało, wróciłam odmieniona, coś nie daje mi spokoju i to jest właśnie punkt wyjścia dla mnie niespokojnego ducha do tworzenia. Chcę opowiedzieć Ci swoją historię. Inspirację można więc znaleźć wszędzie. Wystarczy jedynie na chwilę się zatrzymać, zastanowić, pozwolić wybrzmieć różnym emocjom w sobie, zadać sobie to retoryczne pytanie: dlaczego? dlaczego to czuję? Wiodę życie zasadniczo bardzo skromne i ograniczone, co powinno przekładać się na daleko idący brak kreatywności, a jednak jakby na przekór, jakby w buncie przeciwko osaczającej mnie nieraz zewsząd beznadziei, nauczyłam się podróżować w kropli wody, wyciskać z szarości maksimum kolorów, czuć więcej niż widzieć. Wszystko jest tylko i wyłącznie kwestią skali. Paradoksalnie im jest ona mniejsza, tym większy potencjał kreatywności. Naukowcy sprowadziliby pewnie moje rozważania do silnego instynktu przetrwania. Kolorowanie rzeczywistości, bajkopisarstwo, fantazjowanie, idealizowanie, tworzenie tak nam dobrze wszystkim znanych legend o smokach, księżniczkach na wieży i dżinach w butelce to jego części składowe. Człowiek zawsze fantazjował, tworząc mity, legendy, baśnie, po to, aby ujarzmić bezduszną rzeczywistość, którą ludzie gotują sobie nawzajem od niepamiętnych czasów w postaci coraz to nowych neoizmów. A więc oto pojawia się możliwość udziału w plenerze malarskim. Dotychczas zarzekałam się, że ja i plener - nigdy w życiu. No może w ostateczności tylko ja i plener, ale malowanie na pokaz, na widoku, na oczach tłumów i innych artystów. Nie, przepraszam, ja uciekam. To zbyt wyczerpujące emocjonalnie. Nigdy nie mów nigdy. Zważywszy na fakt, że jestem zaiste, jak to mnie ktoś kiedyś podsumował, przewidywalna w swojej nieprzewidywalności lub na odwrót, perspektywa mojego udziału w plenerze stała się bardziej niż realna tylko i wyłącznie z tego względu, bo taki mam akurat kaprys, to tak chcę, bo tak mam silną potrzebę wywrócenia znowu całego swojego świata do góry nogami. Z nadzieją, a nawet więcej z wizją, a nawet wizjami patrzę w przyszłość. Mam nadzieję, że nie zabraknie dla mnie miejsca na nadchodzącym plenerze malarskim w ramach Art Jarmarku na Nikiszowcu w Katowicach, bo powoli w mojej głowie zaczynają się rodzić różne niesamowite wizje, o które jeszcze tydzień temu bym siebie nie podejrzewała. Jedną z nich zdążyłam już nawet rzucić na papier w postaci pobieżnego szkicu. Potrzebowałam kilka niespokojnych dni i nocy, aby pojąć istotę swojego niepokoju. Odnaleźć te wszystkie gwiezdne przystanki na niebie i je ze sobą połączyć, by skrystalizować ten dynamiczny nieboskłon ulotnych chwil w moją bajkę o Nikiszowcu. Nikiszowcu, który wraz ze wszystkimi swoimi bramami, oknami, balkonami stanowi zapewne niesamowity potencjał ludzkich historii, o których póki co pozostaje mi jedynie fantazjować. Suszą się już krosna na podobrazia malarskie. Jedno z nich z całą pewnością zabiorę ze sobą na plener w Nikiszowcu. Rozpiera mnie tak niesamowita energia, że nie wyobrażam sobie, jakby miało mnie tam zabraknąć. Ostatnie szkice przy blasku świecy na dzień przed plenerem . Last minute drafts by the candlelight a day before open air Plener malarski na Nikiszowcu, Katowice Open air painting event at Nikiszowiec, Katowice, Poland Zdjęcie / Photo: Marek Locher Zdjęcie / Photo: Marek Locher Zdjęcie / Photo: Bernie Walker Może niedokończona, ale dobra robota . Maybe not finished, but well done work Praca domowa . Homework Feinschnitt
How do ideas come to our mind? They say everything has already been invented. All we can do is only look for inspiration in the works of others. Nothing more wrong. Even they got inspired by the mother of all invention - nature. And in this sense nothing stands in your way to invent and create unique concepts. Let me show you how it works on the example of a christmas card I made myself - Light in December STEP 1: IDEA It all came to me one freezing cold December evening when I entered the room normally not used during the winter time. I was looking for some stuff and at some point winter ferns attracted my attention. They looked stunningly beautiful! The frost flowers reminded me of tree branches in the forest. I could hardly notice the warmly lit house of my neighbour through the thick surface of frost. This experience inspired me to make a christmas card Light in December. STEP 2: FORM At first I looked for the best means to transfer my idea to paper or any other surface which would put me closer to achieve the desired effect. I wanted to make it in color, but it turned out that paper covered with black oil paint and pencil seem to be the best solution to achieve the kind of texture I imagined. STEP 3: COLOR The final step involved color correction. I made three diferent color versions of the ready image out of which I liked most the one below. Some people refrain from using the range of possibilities that computer technology offers us. Personally I had a lot to do with it professionally before I started my own artistic activity. I try to use it as little as possible and I do normally encourage people to do the same, but still I do believe that the task of achieving the desired effect comes as a priority and allows the use of all possible means, even computer technology. After all, what counts at the end is the final result. Nice, isn't it? Merry Christmas!
|
VICTORIA TUCHOLKA
|