Latające krowy / Flying cows. Sketch No 2/20-23/07/2018. Victoria Tucholka Dzień chylił się powoli ku końcowi. Wracałam z pieszej wędrówki po Suwalskim Parku Krajobrazowym. Po drodze mijałam ludzi dopinających ostatnie "guziki" na pastwiskach i w obejściach gospodarstw. W pewnym momencie zobaczyłam starszego meżczyznę z czerwonym wiadrem, który wyłonił się zza szczytu jednego z pagórków. Wcześniej dynamicznym krokiem wyszła zza niego krowa. Mężczyzna szedł ślad w ślad za nią, choć krowa ani myślała się zatrzymać. W pewnym momencie krzyknął na nią, a ona jakby poirytowana zbiegła na sam dół po stromym stoku wzniesienia. Różnice poziomów były znaczące. Mężczyzna zszedł więc ze stoickim spokojem do niej, a ona znowu czmychnęła w podskokach jakby niesiona na skrzydłach na samą górę. Możnaby pomyśleć, że to nie krowa, ale jakiś pomalowany w czarno-białe łaty rączy rumak. W pewnym momencie mężczyzna zauważył mnie i rzekł zaśmiawszy się: "Ja ją chcę wydoić, a ona ucieka!" Ot, taka heca! Zwykle krowy same wołają o zmierzchu, jakby ponaglając gospodarza, by je wydoił. Czasami nawet same ustawiają się w kolejce przy wyjściu z pastwiska w oczekiwaniu na to, by wrócić do stodoły.
0 Comments
Pan Motyl / Mr. Butterfly. Sketch No 1/14-15/07/2018. Victoria Tucholka Pan Motyl Pawim okiem kradł co dzień me naiwne spojrzenia nieuchwytny Pan Motyl. Złapać bym go chciała za skrzydło, polecieć z nim na łąki kwietne, pagórki zbożem malowane, do nieba, lecz wiem, że urok by prysł jak wosk promykiem słońca rażony u skrzydeł Ikara... ...bo ja nie jestem motylem!? Victoria Tucholka Nie ma nic bardziej inspirującego, jak podróż. Suwalszczyzna to kraina bliska mojemu sercu od lat. Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego tam jeżdżę, odpowiedziałabym, że szukać spokoju i samotności. Paradoksalnie rzadko jestem tak naprawdę sama. Paradoksalnie wracam z niepokojem w duszy. Z poczuciem straty. W poczuciu rozdarcia. Tak silny czuję związek z tymi stronami, że gdy przychodzi mi wyjeżdżać, czuję się tak, jak bym zostawiała za sobą wszystko, co mam. Nieustająco inspirującymi tysiącami obrazów. Olśnień. Osobliwych odkryć na miarę Ameryki. Choć jadę tam w poczuciu, że zabrałam ze sobą zbyt wiele niepotrzebnych rzeczy, że ledwo się to wszystko zmieściło w bagażniku, wracam bogatsza i nie wiem, jak to się dzieje, że udaje mi się to wszystko pomieścić. Jak udaje mi się udźwignąć ciężar samego rozstania. Gdy odjeżdżam, nie zatrzymuję się po drodze. Boję się, że stanęłabym na amen i już nigdy nie wróciła, jeżeli w ogóle moje rozstania z tymi stronami można jeszcze nazwać powrotami do czegokolwiek. "Pan Motyl" jest swoistym wyrazem tego mojego wewnętrznego rozdarcia. Nieumiejętności pogodzenia marzeń z rzeczywistością, a może po prostu... nazwać to po imieniu... braku odwagi w spełnianiu marzeń. Warto również zastanowić się nad pytaniem o to, ile jest "prawdy" w tym, jak postrzegamy świat. Czy czasami sami się nie zwodzimy? czy czasami nie widzimy tego, co chcemy zobaczyć? czy czasami nazbyt nie idealizujemy? Być może lepiej poprzestać na tej romantycznej wizji, która w konfrontacji z rzeczywistością może okazać się porywaniem z motyką na słońce. Być może ten romantyzm jest w gruncie rzeczy próbą ucieczki od stawienia czoła rzeczywistości, w której nie potrafimy się odnaleźć. Jest takim właśnie zauroczeniem nieuchwytnym pięknem lecącego motyla. Zatrzymać go nie sposób. Zatrzymać znaczy zabić. Jest w tym coś z ludowego porzekadła: "Kto zbiera sznurki i podnosi guziki, nigdy nie będzie bogaty, bo nie umie tracić." Pytanie brzmi, czy "Pan Motyl" nie jest paradoksalnie owym sznurkiem i guzikiem.
|
VICTORIA TUCHOLKA
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|