- Sny są jak wzrok, słuch i mowa. Sposób poznawania rzeczy.
- Jakich?
- Jeśli moja rodzina ma kłopoty, przesyła mi wiadomość przez sen.
- Przez sen?
- I przez moje ciało. (łapie palcami skórę na ręce) Jeśli mój brat mnie wezwie, moje ciało się poruszy. Pokażę Ci sen. (rozkołysuje abażur lampy wiszącej nad stołem) Sen to odbicie świata rzeczywistego.
"The Last Wave / Ostatnia fala" (1977)
Ostatnio korci mnie by nieco złagodzić tytuł obrazu, żeby nie zniechęcać ludzi do tej przewrotnie kolorowej wizji. Może na "Koniec świata" albo "Armagedon", choć szczerze powiedziawszy, myślę, że ostatecznie to i tak będzie właśnie jedna wielka rzeźnia. Niekontrolowany wybuch niepojętego amoku gwałtu, przemocy i destrukcji. Dokładnie tak, jak w moim koszmarze. Czy ten świat wypalił się sam, a może ktoś mu pomógł? I dlaczego zostałam w to wszystko wplątana? Czułam się w istocie jak marionetka, jak bym siedziała w kinie i oglądała film o sobie, nie godziła się na to, co ta marionetka gra, co każą tej marionetce robić, co najmniej jakby nie miała własnej woli, ale nie mogła już w żaden sposób zapobiec temu, co się stanie ani czynem, ani krzykiem, ani nawet ucieczką, mogłam jedynie biernie się przyglądać, bo gdzież miałabym niby uciekać. Skoro nie mogę uciec w sen? Skoro gangrena rzeczywistości toczyć zaczyna nawet senne marzenia? Rzeczywistość przeraża mnie za każdym razem, gdy się wybudzam. Ukojenie znajduje już chyba jedynie w ciemnościach nocy. W drodze z punktu A do B. Tam, gdzie nikt nie szuka tego, czego pragnie, bo wie tak samo jak ja, że tego tam nie ma. W niebycie. Trzeba to sobie ładnie pokolorować, aby w ogóle to unieść. Być może na tym polega pułapka kolorów w moich obrazach. Na kolorowaniu tego, co w istocie jest kompletnym zaprzeczeniem piękna. Jest po prostu jego złudzeniem. Fantasmagorią. Bajką. Niezbędnym elementem przetrwania jakże zresztą naturalnym dla człowieka, który od wieków kreował mity, baśnie i legendy, by łagodzić koszmar rzeczywistości, wszystkie one ostatecznie zdegradowane do takich właśnie ładnych bajeczek przez zdawkową historię nadpisywaną przez kolejnych kronikarzy. Być może takie właśnie jest życie, że niezależnie od tego, czego byśmy chcieli, ostatecznie naszym losem sterują siły wyższe, z których wpływu i działania na nas nawet nie zdajemy sobie sprawy. Ktoś mi kiedyś powiedział: Nie zawsze wiemy, co robimy. Chyba jest w tych słowach wiele prawdy. Czasami robimy coś pod wpływem impulsu, emocji, zanim zdążymy pomyśleć. Myślenie wymaga skupienia. Wymaga ciszy, spokoju i czasu. Nie zawsze mamy ten luksus. Gdy jest już za późno i nie możemy zatrzymać efektu domina, cóż bierze górę nad moralnością? Atawizm? Instynkt przetrwania? Czyż nie to właśnie kieruje nami w chwilach zagrożenia? Zabić albo uciec? A co jeśli te dwie postacie fantoma, mumii? demona?? sam nie wiem, nie zastanawiałam się wówczas nad tym, po prostu malowałam to, co mi się przyśniło, i kobiety, co jeśli to jedna i ta sama osoba, co jeśli to jestem ja? Dr. Jekyll i Mr. Hyde? Co jeśli nie tyczy się to jedynie mnie, ale również Ciebie? Co jeśli nie toczy się w nas właśnie cały czas walka... dobra ze złem? No właśnie, oto jest pytanie. Czym jest zło? czym dobro? czy fantom jest zły? a może tylko się takim wydaje? być może właśnie próbuje nas powstrzymać całym sobą, ale my postrzegamy go z góry jako oprawcę, bo wiemy tylko tyle, że był tam przed nami? a co jeśli to nie on nami kieruje? nie on wydaje nam rozkazy? co jeśli jest jeszcze jakaś trzecia siła? co jeśli tak naprawdę fantom to my z przyszłości? co jeśli fantom jest jedynie figurą, pomnikiem, przestrogą?
Zabawne. A już myślałam, że nie polubimy się z Picassem, który twierdzi, że nie ma sensu siadać do malowania, jeżeli wie się, co się będzie malować. Ja z kolei zawsze podkreślam, że doskonale wiem, co namaluję. Nigdy nie siadam i nie maluję od tak bezwiednie. Zawsze pierwsza jest wizja. Szkic. Bywa nawet, że projekt, który przenoszę skrupulatnie na płótno. Im dokładniejsza jest mapa, tym jakby więcej przywiązuje wagi do odwzorowania jej możliwie jak najwierniej w ostatecznej formie. Co najmniej jak bym bała się, że w przeciwnym wypadku zmanipuluję tę pierwotną ideę. A jednak bywa, że patrzę na swoje obrazy i nie do końca rozumiem, o co właściwie mi chodziło. Bywa, że latami nie potrafię dojść do sedna. Bywa, że dopiero po latach doznaję olśnienia i nagle uświadamiam sobie, co właściwie chciałam? przekazać? Ja? Czy, aby na pewno ja? A może jakaś stłumiona część mnie? Nagle właśnie dostrzegam tę część na swoich obrazach, a może raczej dostrzegam siebie właśnie tam, gdzie pierwotnie nie przywiązywałam wagi, choć pierwotnie zupełnie się z tym nie utożsamiałam. Nagle uświadamiam sobie, że to wszystko to jestem ja, ja i wytwory mnie, moje, przeze mnie, dla mnie, o sobie. Niesłychanie przewrotne i zmienne. Taka chyba jawie się ostatecznie również dla innych. Kiedy myślisz, że już mnie przejrzałeś, że już wszystko wiesz, że jesteś w stanie przewidzieć mój kolejny krok, zmanipulować go, nagle robię coś, co zaprzecza wszystkiemu, co zrobiłam wcześniej. Dla mnie również jest to niezrozumiałe, ale być może dzięki temu dziwnemu mechanizmowi, którego istoty sama nie pojmuję, wciąż żyję nawet jeśli wcale mi się to nie podoba. Być może to właśnie instynkt przetrwania bierze górę nad wszystkim tym, co sztuczne - zarówno nad moralnością, jak i wszelkimi jej złudzeniami.