Oil on canvas / olej na płótnie. 59 cm x 49 cm
Poland 2019 © Victoria Tucholka
MAKING OF
Open air painting event at Nikiszowiec, Katowice, Poland
VICTORIA TUCHOLKA |
|
To nie ptak / Ain't no Bird Oil on canvas / olej na płótnie. 59 cm x 49 cm Poland 2019 © Victoria Tucholka MAKING OF Plener malarski. To prawdziwe wyzwanie dla mnie jako twórcy, który nigdy nie brał udziału w żadnym plenerze, generalnie nie interesuje go odtwarzanie rzeczywistości, jest raczej typem pustelnika, który ucieka od ludzkich spojrzeń, zwłaszcza gdy ma pędzel w dłoni w inne światy, wizje miejsc, które odwiedził, i fantazje o ludziach je zamieszkujących. Dotąd zarzekałam się, że nie jestem twórcą, który pojedzie w obce miejsce, usiądzie na ulicy i namaluje obraz. Ja nie maluję obrazów. Ja maluję emocje. Moje emocje. Mój emocjonalny stosunek do rzeczy (Xawerego Dunikowskiego wybitnego rzeźbiarza polskiego Wiktor Zin przyłapał kiedyś na malowaniu cebul, czy patrząc na martwą naturę z cebulami przeszłoby nam dzisiaj przez głowę, że może to być wypowiedź na temat głodu trawiącego więźniów obozów koncentracyjnych? swoistego hołdu dla tego owocu matki natury, który z obozowego żebraka czynił bogacza?), ludzi i miejsc. Te emocje mogą być zaklęte we wszystkim. Mogą ostatecznie być nawet całkiem realistycznym obrazem rzeczywistości, portretem, pejzażem, martwą naturą, choć same w sobie nigdy nie będą ich fotograficznym odwzorowaniem, raczej zbiorem elementów pozostających ze sobą w nieprzypadkowej relacji i składających się na osobistą historię. Aby to jednak było możliwe, muszę nawiązać jakąś szczególną więź z miejscem, które ma być tematem mojego obrazu. To wcale nie jest łatwe zadanie, bo wymaga czasu, zaangażowania, po prostu bycia i doświadczania. Jak znaleźć inspirację w zaledwie 24 godziny? Kiedyś myślałam, że to niemożliwe. Być może dlatego tak późno zaczęłam malować. Trzeba było porzucić złudną wizję komfortu, rzucić się na głęboką wodę, kilka razy prawie utonąć po to, by nauczyć się nawet nie pływać, ale póki co utrzymywać na wodzie. W sumie nadal to, że się nie da jest dla mnie punktem wyjścia, nawet po ostatniej wyprawie do Katowic czułam frustrację, nie, tak się nie da, nie da się tak gonić, nie dam rady, nic nie namaluję, to nie ma sensu, to wszystko nie ma sensu, chociaż na tyle znam już pewne ludzkie mechanizmy, mnie one również jak najbardziej dotyczą, że wiedziałam, że to jedynie wymówka, że to próba ugładzenia tego prześcieradła nowych doświadczeń, udania, że nic się nie stało, bo tak jest łatwiej, a właśnie, że się stało, wróciłam odmieniona, coś nie daje mi spokoju i to jest właśnie punkt wyjścia dla mnie niespokojnego ducha do tworzenia. Chcę opowiedzieć Ci swoją historię. Inspirację można więc znaleźć wszędzie. Wystarczy jedynie na chwilę się zatrzymać, zastanowić, pozwolić wybrzmieć różnym emocjom w sobie, zadać sobie to retoryczne pytanie: dlaczego? dlaczego to czuję? Wiodę życie zasadniczo bardzo skromne i ograniczone, co powinno przekładać się na daleko idący brak kreatywności, a jednak jakby na przekór, jakby w buncie przeciwko osaczającej mnie nieraz zewsząd beznadziei, nauczyłam się podróżować w kropli wody, wyciskać z szarości maksimum kolorów, czuć więcej niż widzieć. Wszystko jest tylko i wyłącznie kwestią skali. Paradoksalnie im jest ona mniejsza, tym większy potencjał kreatywności. Naukowcy sprowadziliby pewnie moje rozważania do silnego instynktu przetrwania. Kolorowanie rzeczywistości, bajkopisarstwo, fantazjowanie, idealizowanie, tworzenie tak nam dobrze wszystkim znanych legend o smokach, księżniczkach na wieży i dżinach w butelce to jego części składowe. Człowiek zawsze fantazjował, tworząc mity, legendy, baśnie, po to, aby ujarzmić bezduszną rzeczywistość, którą ludzie gotują sobie nawzajem od niepamiętnych czasów w postaci coraz to nowych neoizmów. A więc oto pojawia się możliwość udziału w plenerze malarskim. Dotychczas zarzekałam się, że ja i plener - nigdy w życiu. No może w ostateczności tylko ja i plener, ale malowanie na pokaz, na widoku, na oczach tłumów i innych artystów. Nie, przepraszam, ja uciekam. To zbyt wyczerpujące emocjonalnie. Nigdy nie mów nigdy. Zważywszy na fakt, że jestem zaiste, jak to mnie ktoś kiedyś podsumował, przewidywalna w swojej nieprzewidywalności lub na odwrót, perspektywa mojego udziału w plenerze stała się bardziej niż realna tylko i wyłącznie z tego względu, bo taki mam akurat kaprys, to tak chcę, bo tak mam silną potrzebę wywrócenia znowu całego swojego świata do góry nogami. Z nadzieją, a nawet więcej z wizją, a nawet wizjami patrzę w przyszłość. Mam nadzieję, że nie zabraknie dla mnie miejsca na nadchodzącym plenerze malarskim w ramach Art Jarmarku na Nikiszowcu w Katowicach, bo powoli w mojej głowie zaczynają się rodzić różne niesamowite wizje, o które jeszcze tydzień temu bym siebie nie podejrzewała. Jedną z nich zdążyłam już nawet rzucić na papier w postaci pobieżnego szkicu. Potrzebowałam kilka niespokojnych dni i nocy, aby pojąć istotę swojego niepokoju. Odnaleźć te wszystkie gwiezdne przystanki na niebie i je ze sobą połączyć, by skrystalizować ten dynamiczny nieboskłon ulotnych chwil w moją bajkę o Nikiszowcu. Nikiszowcu, który wraz ze wszystkimi swoimi bramami, oknami, balkonami stanowi zapewne niesamowity potencjał ludzkich historii, o których póki co pozostaje mi jedynie fantazjować. Suszą się już krosna na podobrazia malarskie. Jedno z nich z całą pewnością zabiorę ze sobą na plener w Nikiszowcu. Rozpiera mnie tak niesamowita energia, że nie wyobrażam sobie, jakby miało mnie tam zabraknąć. Ostatnie szkice przy blasku świecy na dzień przed plenerem . Last minute drafts by the candlelight a day before open air Plener malarski na Nikiszowcu, Katowice Open air painting event at Nikiszowiec, Katowice, Poland Zdjęcie / Photo: Marek Locher Zdjęcie / Photo: Marek Locher Zdjęcie / Photo: Bernie Walker Może niedokończona, ale dobra robota . Maybe not finished, but well done work Praca domowa . Homework Feinschnitt
0 Comments
Leave a Reply. |
VICTORIA TUCHOLKA
|