Tak to u mnie działa.
Kiedy 4 lata temu znajomy (przy okazji pozdrawiam Cię Sylwester, bo to dzięki Tobie w gruncie rzeczy uwierzyłam, że mam jednak to coś, choć to coś zdecydowanie nie chce się podporządkować szerokopojętej komercyjności, a ja uważam, że życie jest za krótkie by być komercyjnym, by kopiować innych, a zwłaszcza samego siebie, tyle pomysłów, kiedy ja je zdążę wszystkie zrealizować, już i tak uciekają mi z pamięci jak kartki z kalendarza, na płótna przekuwam ostatecznie te najbardziej uparte, natrętne, prześladujące) zasugerował, że powinnam iść w tym kierunku, to znaczy kierunku artystycznym, jeszcze nawet nie śmiałam myśleć o malarstwie, skupiłam się na rysunku i grafice, pierwotnie grafice komputerowej, byłam wówczas świeżo po zerwaniu z branżą filmową, mój zawodowy romans z filmem trwał ponad 7 lat, więc komputerowa obróbka graficzna była dla mnie czymś naturalnym. Postanowiłam wykorzystać tę umiejętność (choć warto również w tym kontekście wspomnieć o innej umiejętności - sztuce opowiadania historii, bo każdy mój obraz jest również taką próbą) na potrzeby realizacji pierwszych projektów, a wyprawa nad skądinąd przepiękne jezioro Dzierzgoń dostarczyła mi mnóstwo pomysłów. Zawsze jednak wychodziłam od rysunku odręcznego, a w obróbce graficznej wykorzystywałam naturalne faktury z moich autorskich zdjęć, które zawsze mnie fascynowały. Z czasem zaczęłam ograniczać wykorzystanie programów graficznych w procesie twórczym i obecnie ten etap realizuję już samodzielnie kredką na papierze, choć wciąż inspiruję się naturalnymi fakturami. Niezmiennie efekt tego etapu mojej pracy pozostaje punktem wyjścia do powstania ostatecznego obrazu już farbami na płótnie. Nigdy jednak nie jest to kopia, a zupełnie nowy byt. Często zdarza się z resztą, że ludzie dostrzegają różnice pomiędzy projektem a finalnym dziełem. I w istocie tak jest. Wiele zmienia się na końcowym etapie, choć nie jest to do końca przypadek. Bardzo często różnice wynikają z moich pierwotnych odczuć, których nie zrealizowałam na etapie projektu. Nie da się również ukryć, że największe emocje, najbardziej pierwotne w swoim charakterze, jeszcze niewygładzone, niewymuskane, po prostu surowe kształtują projekt, a nie finalny obraz. Wówczas ręka już tak nie drży, nie waha się, wszystko prowadzi w punkt. Zmienia się również medium, a co za tym idzie spektrum możliwości. Nie wszystko da się przełożyć, rozszerzają się jednak możliwości doskonalenia innych elementów, które wcześniej napotkały na opór innego środka wyrazu. Projekty mają w sobie to coś, co daje im pierwszeństwo. Są jakby nieprzetworzone, pierwotne, najbardziej nieskażone dążeniem do doskonałości. Bliżej im do surowości pierwotnej emocji, z której wyrastają. Każdy mój obraz to próba opowiedzenia jakiejś historii z mojego życia, ale w sposób pośredni, na swój sposób pozornie bajkowy, choć nie należy dać się zwieść naiwności i barwności moich przedstawień, bo paradoksalnie to tylko swojego rodzaju maski, za którymi kryją się nieraz trudne emocje. "Opowiadam bajki." "Maluję to, co czuję." Nieraz pewnie Wam się zdarzyło, że ktoś zarzucał Wam, że przesadzacie, że sobie wymyśliliście, próbując w ten sposób zbagatelizować powagę tego, co czujecie. Innymi słowami próbował zarzucić Wam, że zachowujecie się jak dzieci. Moje obrazy są właśnie takim nieco przekornym "no, dobrze, no to zgadnij teraz, co czuję". Nie są to przypadkowe wizje, ale bardzo przemyślane pomysły. Zdecydowanie nie należę do twórców, którzy siadają przed pustym płótnem i nie wiedzą, co namalują. Ja doskonale wiem, co namaluję i, co chcę w ten sposób przekazać. Nie interesuje mnie odtwarzanie rzeczywistości ani tym bardziej przypadkowy ekspresjonizm. Nie lubię realizmu. Jeżeli zabieram się za realistyczne obrazy, to wiem, że jest już ze mną bardzo źle, że stanęłam w martwym punkcie, że de facto robię swoisty krok w tył. Zwykle tworzę wówczas obrazy sentymentalne, choć paradoksalnie to właśnie te obrazy cieszą się nieraz największym zainteresowaniem. Taki już jakiś ostatecznie Chopinowsko sentymentalny jes ten nasz naród. Jestem jednak nieodrodnym dzieckiem koloru. Ekspresji. Wzorzystości. Dynamiki. Symboliki. Na całe szczęście niezmiennie noszę je wciąż wszystkie w głębi duszy.