Ostatnio nazbierało mi się kilka szkiców, a jeszcze więcej pomysłów zainspirowanych moją ukochaną Suwalszczyzną. Chyba czas najwyższy otworzyć nowy cykl, który przy różnych okazjach zaczęłam już spontanicznie określać mianem szkiców suwalskich. Na szkice suwalskie składać się będą ilustracje mojej osobistej legendy tych stron. Czymże byłyby legendy bez swoich bohaterów. Inspiracją dla mnie są oczywiście ludzie, którzy zamieszkują tę moją legendarną krainę. To ich barwne postacie sprawiają, że przewijające się na tablicach informacyjnych hasło "kraina jak baśń" nabiera dla mnie szczególnego, osobliwego, bo nie do końca zrozumiałego dla tubylców, a nawet dla samych moich bohaterów, sensu. A skoro to premiera, to nie może się ona obyć bez pierwszego szkicu, który wykonałam dwa lata temu jeszcze bezwiednie, bo nie sądząc, że miejsce to stanie się dla mnie inspiracją do kolejnych szkiców. Gdy zabierałam się do rysowania, wiedziałam, że chcę stworzyć coś na miarę wejściówki, bileciku, który wręcza się ludziom przy okazji wejścia do jakiegoś szczególnego miejsa lub na wydarzenie. Poniższy rysunek sprezentowałam w tym roku, podobnie jak jeszcze jeden z suwalskich szkiców, samemu bohaterowi - Panu Janowi. Przekonywałam go, że powinien koniecznie zainwestować w autopromocję. Oczywiście minę miał niewyraźną i zapytał: "I po co to?". Nie potrafiłam mu na to retoryczne pytanie odpowiedzieć, bo nie jestem jasnowidzem. Kto wie, być może odpowiedź znalazła się sama po powrocie do domu, ale to już temat na zupełnie inną historię, która pozostanie chyba na razie suwalską tajemnicą. Bo szeryf jest tylko jeden / There is Room for Just One Sheriff. Sketch No 1/B&W/10-12/08/2018. Victoria Tucholka Pan Jan to kolejna postać składająca się na moją osobistą suwalską legendę. Król Hańczy. Szeryf - jak lubią go określać najmłodsi płetwonurkowie. Jezioro Hańcza to polska mekka płetwonurkarska. Na kąpieliskach wzdłuż jej brzegów spotkać można codziennie licznych amatorów tego sportu. Gdy pierwszy raz tutaj przyjechałam, nie wiedziałam o tym, więc wzbijące w powietrze kłęby kurzu na drodze kawalkady vanów i terenowych aut z ubranymi na czarno muskularnymi kierowcami w okularach przeciwsłonecznych jawiły mi się rodem z hollywoodzkich filmów o meksykańskich kartelach narkotykowych. Gdy teraz wracam wspomnieniami do tej mojej pierwszej refleksji, z perspektywy odbytego kursu płetwonurkowego bardzo mnie ona bawi. Jako, że większość płetwonurkowych kąpielisk jest własnością Pana Jana, widok nadjeżdżającego na wiśniowym junaku postawnego suwalskiego kowboja z owłosionym torsem w rozchełstanej koszuli w kratę w doświadczonym czasem kapeluszu jest płetwonurkom bardzo dobrze znany. To Pan Jan zmierza na miejsce, by pobrać regularną opłatę za wjazd autem na teren kąpieliska. Oczywiście nierzadko posłyszeć można odgłosy niezadowolenia wśród płetwonurkarskiej braci, lecz opłata ta jest z pewnością słuszna, zważywszy na fakt, że codziennie drogami dojazdowymi przejeżdża nieraz dwukrotnie tam i z powrotem niezliczona ilość aut, a gruntowa droga, jak by nie patrzeć, wymaga należytego utrzymania, podobnie jak i same kąpieliska, które przecież nie obyłyby się bez symbolicznej, jakkolwiek urokliwej biało-seledynowej sławojki i drewnianych stołów niezbędnych płetwonurkom do przygotowania ciężkiego sprzętu do nurkowania, a zbitych przez samego Pana Jana. I choć człowiek to surowy jak kamień, rubaszny, niektórzy twierdzą, że wręcz wulgarny, no cóż, wiele mamy twarzy, nieraz tyle, ile ludzi, którzy nas znają, osobiście nie wyobrażam sobie jeziora Hańcza bez jego barwnej i mimo wszystko sympatycznej postaci. Bo czyż jest inne takie jezioro w Polsce, które ma swojego osobistego szeryfa?!
0 Comments
Leave a Reply. |
VICTORIA TUCHOLKA
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|