Cześć! Chyba wpadłam na pomysł na nazwę nowej serii postów, które będą w całości poświęcone różnym sposobom na odprężenie. Seria będzie nosić nazwę: ZATRZYMAJ SIĘ ZRELAKSUJ SIĘ i znajdą się w niej różne propozycje na radzenie sobie ze stresem, napięciem i zmęczeniem, z którymi zmagamy się na co dzień. Oczywiście wpierw sama je przetestuję. Na dobry początek zapraszam do przeczytania tekstu o uzdrawiającej mocy dźwięku. Jest to relacja ze sesji "Podróż w dźwięku – głęboka relaksacja przy GONGACH w towarzystwie mis, sea drum, kamertonów, grzechotek, deszczowca, okaryny itp." To było naprawdę niezwykłe przeżycie, które pomogło mi uporać się z wewnętrznym napięciem. To naprawdę działa!
Dzisiaj postanowiłam udać się na "Podróż w dźwięku – głęboka relaksacja przy GONGACH w towarzystwie mis, sea drum, kamertonów, grzechotek, deszczowca, okaryny itp." Wydarzenie odbywa się raz w miesiącu w Artia Joga w Grodzisku Mazowieckim. Usłyszałam o nim po raz pierwszy jakiś miesiąc temu i już wtedy mocno mnie zainteresowała cała idea. Już wtedy borykałam się z dużym napięciem wewnętrznym, z którym trudno było mi się uporać. Sytuacja pogarszała się stopniowo przez kolejne tygodnie do tego stopnia, że ostatnio zaczęłam odczuwać bóle w klatce piersiowej również w trakcie tak ważnego dla organizmu okresu wypoczynku, jakim jest sen. Po zmierzeniu ciśnienia, okazało się również, że puls mam mocno przyśpieszony. Uznałam, że dłużej już nie mogę lekceważyć tego problemu i najwyższy czas coś z tym zrobić. Gongi wydawały się być idealnym pomysłem. Oczywiście z początku byłam nieco sceptyczna. Jak zwykle szukałam różnych wymówek na "nie", ale ostatecznie się przemogłam i pojechałam do Artia Joga.
Jako że nigdy wcześniej nie byłam w Artia Joga, pobłądziłam i tak się akurat fajnie złożyło, że dziewczyna, którą zapytałam o drogę, również zmierzała na całe wydarzenie. Przy okazji poznałam jej koleżankę. Mniejsza o to, że dłużej nie trzymałyśmy się razem. Najważniejsze, że weszłam w tą nową przestrzeń w miłym towarzystwie. Wnętrze okazało się skromne, ale bardzo ciepłe i przytulne. Dziewczyna prowadząca zajęcia również. W głębi znajdowała się sala, gdzie na karimatach siedziało już wiele osób. Były to zarówno młode dziewczyny, jak i dojrzałe kobiety. W głębi sali dojrzałam nawet jakiegoś mężczyznę. Niektórzy siedzieli i rozmawiali, inni leżeli i próbowali się odprężyć. Większość ciepło ubrana i przykryta kocami. W ogłoszeniu pisało, aby ciepło się ubrać i wziąć ze sobą koc, co z resztą w rozmowie telefonicznej potwierdziła potem raz jeszcze dziewczyna prowadząca zajęcia. Nie pytałam, dlaczego. Wolałam pozostawić sobie ten margines niewiedzy i raczej zrozumieć powód w miarę całego procesu, poprzez doświadczenie.
Kiedy wszyscy już zajęli swoje miejsca, drzwi zostały zamknięte, w pewnym momencie prowadząca miękkim głosem oznajmiła, abyśmy wygodnie się położyli, spróbowali odprężyć, zamknęli oczy. Następnie poprosiła, abyśmy spróbowali skupić się na swoim ciele, wnętrzu, umyśle. Dźwięk dzwonków oznajmił początek podróży w dźwięku. Stopniowo wkraczały kolejne instrumenty. W tym również taki, który swoim dźwiękiem przypominał morskie fale rozbijające się o brzeg. Następnie wkroczyły majestatyczne gongi. W istocie dźwięk gongów ma tą przedziwną moc, że wprawiaj organizm stopniowo w stan pewnego rodzaju odrętwienia: począwszy od opuszków palców przez palce, dłoń, rękę aż pewnie i po całe ciało przy odpowiednio mocnym skupieniu na dźwięku. Mi się to chyba nie udało, cały czas jednak różne myśli, głosy i inne bodźce wracały, ale były też momenty, kiedy faktycznie udawało mi się odciąć od rzeczywistości i oddać w pełni fali dźwięku. To było przedziwne doświadczenie zacząć nagle tracić czucie w palcach, odczuwać dosłowne rozkurczanie pewnych partii ciała (w moim przypadku prawe biodro i kolano, odcinek krzyżowy kręgosłupa, okolice miednicy), czuć jak ciało ogarnia wszechogarniający chłód i odrętwienie. Pod koniec całej 1,5 godzinnej sesji w niektórych częściach odczuwałam wręcz dosłowny ból, np. po wewnętrznej części zgięcia rąk tam, gdzie zazwyczaj pobiera się krew. Dotąd z resztą czuję się w tym miejscu obolała. Zastanawia mnie, z czego wynikało to uczucie. Skąd wypływało. Domyślam się, że mogę nosić w sobie duże pokłady takich wypartych bóli, które gromadziłam w sobie być może nawet odkąd byłam dzieckiem, a którym nie dałam ujścia, których nie wyraziłam. Być może z wielu nie zdaję już sobie nawet sprawy. Nie sądziłam, że będzie to aż tak silne przeżycie.
Kiedy opuściłam Artia Joga, stan rozluźnienia i pewnego rodzaju błogości utrzymywał się całą powrotną drogę do domu. Czułam się lżejsza. Widziałam jakby jaśniej. Byłam dużo bardziej wyczulona na wszelkie dźwięki. No i chyba nieco mi się uspokoił puls. Nie odczuwałam już takiego gniecenia w klatce piersiowej. Zeszło również ze mnie napięcie. Różne partie ciała rozluźniły się. Jednym słowem, wyciszyłam się. Muszę przyznać, że wróciłam z bardzo pozytywnymi wrażeniami. Uważam, że gongi to idealna terapia dla osób, które szukają antidotum na stres, nerwy lub nadmiar emocji, lub po prostu mają potrzebę się rozluźnić. Z pewnością wybiorę się na gongi ponownie. Nie ukrywam, że kusi mnie również joga, ale na chwilę obecną nie mogę sobie pozwolić finansowo na regularne chodzenie, a jogę trzeba jednak praktykować systematycznie, przynajmniej raz w tygodniu lub częściej. Z pewnością chciałabym spróbować. Być może wybiorę się na próbne zajęcia w Artia Joga. A Wam polecam kolejną podróż w dźwięku na dobry początek!
Więcej na: http://artiajoga.pl/