A tym czasem życie pędzi nieubłaganie, a ja z trudem staram się mu stawiać opór jakby na przekór przekonaniu o tym, że trzeba iść z prądem, bo jak nie, to się zginie marnie. Ja bardziej chcę wierzyć w to, że historia zatacza mimo wszystko koło i każdy będzie jeszcze miał swoje 5 minut. Kiedy doświadczamy ulotności różnych rzeczy, zazwyczaj staramy się je jakoś zatrzymać, utrwalić, zachować. Pars pro toto - część za całość. I mi dało się w ostatnim czasie we znaki poczucie ulotności świata wokół mnie, którym jakoś nie udawało mi się w pełni nacieszyć, bo obowiązki nagliły, bo praca uwiązywała mnie do znienawidzonego komputera albo w natłoku spraw trzeba było szukać sposobów na oszczędzenie czasu na wszelkie sposoby, żeby się ze wszystkim wyrobić. Co za absurd! I po to nam ta cała technologia, aby żyć szybciej, jeszcze szybciej i szybciej. Jak w tym wszystkim doświadczać naprawdę tego wszystkiego, co wokół nas?! Po prostu się nie da. Chyba, że chcemy być bezdusznymi maszynami, które w grafiku czas na spacer mają od 18 do 18:30. No nie! Zgłaszam veto. Nie chcę tak. Nie będę. Niech i nawet koło tej całej fortuny czy historii po mnie przejedzie. Po moim trupie! Po raz kolejny jednak dałam mu się porwać, więc nie zostało mi nic innego jak spróbować zachować choćby namiastkę tego, co mnie tak zachwyca.
Wracając więc do potrzeby zatrzymania chwili, a mówiąc bardziej precyzyjnie do tzw. rzeczy - zapachu bzów. Jakiś czas temu przypadkiem wpadłam na przepis na konfiturę z płatków magnolii, której oczywiście wykonania nie omieszkałam się podjąć. Idąc tym tropem, postanowiłam sprawdzić, czy istnieje podobny przepis na kwiaty bzu lilaka w roli głównej. Intuicja mnie nie zawiodła. Dzisiaj, mimo oczywiście natłoku różnych spraw "na ostatnią chwilę", postanowiłam w końcu dopełnić dzieła. Zamiast żelatyny lub pektyny (tej ostatniej nigdzie z resztą nie mogłam znaleźć), użyłam zawiniętych w gazę skórek i gniazd nasiennych z jabłek, soku z grejpfruta i cytryny. Niezły eksperyment. Ciekawe, co mi z tego wyjdzie. Konfitura już wylądowała w słoiczkach, których denka przechodzą właśnie próbę wytrzymałości. Mam nadzieję, że uda mi się zatrzymać ten sentymentalny zapach na dłużej tak by móc przywołać wspomnienia o babci na zawołanie być może w jeden z chłodnych zimowych wieczorów.