Niezależnie od obu stron barykady, ja jak zwykle jadę środkiem, nie oglądając się na trzaski opróżnianych magazynków, szczęki spustów i świsty kul. Jadę rowerem tu i tam, czasem bliżej, czasem dalej. Oprócz oczywiście malowanych kogucików, czasami można spotkać i zwyczajnych rowerzystów. Trochę będzie o tym i o tamtym pół defetystycznie pół, nie wiem, jakie mądre słowo tutaj wstawić, żeby brzmiało równie górnolotnie jak defetyzm, w każdym razie do połowy z przymrużeniem oka, pół żartem.
Jak rowerzysta może skłonić kierowcę do zatrzymania się i przepuszczenia go na pasach na obwodnicy? Aby rowerzysta mógł skutecznie zwrócić na siebie uwagę kierowcy, powinien w sposób ciągły i intensywny wpatrywać się w ciąg nadjeżdżających aut, zwykle to nie wystarcza, należy więc w sposób nieprzewidziany, w stylu “aż tu nagle”, z angielska “nobody expects the Spanish Inquisition”, wprowadzić nietypowy rodzaj gestykulacji, gestem, który osobiscie polecam, jest machanie ręką, jak na dzień dobry, sukces murowany, kierowcy, który okazał łaskę, warto przesłać nie tylko uśmiech, ale pamiątkowego buziaka. Z pewnością zapamięta ten gest na długo! Jeżeli jesteś kobietą, być może w każdej kolejnej napotkanej rowerowej niewieście doszukiwać będzie się Twojej zacnej osoby!
Rowerzysta rowerzyście... wilkiem. Jak wszystkim wszem i wobec wiadomo, na przejściu pod wiaduktem obowiązuje już od całkiem dawna całkowity zakaz poruszania się w jakikolwiek sposób na rowerze. Sądzę, że stanie jedną nogą na jadącym swobodnie rowerze również zalicza się do rodzaju poruszania się pojazdem dwukołowym. Młody mężczyzna, którego napotkałam na swojej drodze, prowadząc rower tym przejściem, mocno skonsternował mnie swoim zachowaniem w tym względzie, nie tylko poruszał się, stojąc jedną nogą na pedale, nie zmniejszając prędkości, jadąc prosto na mnie, przy czym nie miałam możliwości ustąpienia mu w żaden sposób, innymi słowy było to nie tylko złamanie przepisu o zakazie poruszania się na rowerze na przejściu, ale też próba wymuszenia pierwszeństwa. Nie usłyszałam słowa “przepraszam”, choć w ostatniej chwili bałam się, że skończy się to wjechaniem we mnie. Zaczęłam się już zastanawiać, czy nie była to czasami jakaś nieudolna próba poderwania mnie na “chama”, inaczej “macho”, okazania mi braku szacunku jako kobiecie lub rowerzystce, która nie jest ubrana w lanserski przysłowiowy obciskający przyrodzenie gumowy mundurek. Po chwili jednak okazało się, że celem, jaki przyświecał rowerzyście, było usilne dążenie do pyskowania strażnikom miejskim, którzy stali z boku na przejściu, a którzy oczywiscie nie omieszkali zwrócić rowerzyście uwagi, będąc świadkami całej tej kolizyjnej sytuacji, na co usłyszeli jedynie pełne ignorancji i braku szacunku zbycie w stylu “Tak, tak”, “Do widzenia”, “Dobranoc”. Co za braku kultury osobistej? Co za hołota? Jeżeli ktoś mi jeszcze powie, że strażnicy miejscy nie wypełniają swoich obowiązków, jak należy, to niestety to jest tylko i wyłącznie wina naszego podejścia do prawa. Jedni z nas je szanują, inni nie. Ten Pan zdecydowanie okazał brak szacunku nie tylko strażnikom prawa, ale również mnie. Nie skomentowałam wówczas tego zachowania, uznałam, że uczynią to za mnie lepiej osoby ku temu uprawnione. Pewnie gdybym to zrobiła, usłyszałabym podobną deklarację braku szacunku i nonszalancji. Ktoś mógłby mi zarzucić, że się niepotrzebnie emocjonuję, ale sęk w tym, że oprócz tego, że jestem zapalonym rowerzystą, jestem również kierowcą z długim stażem i wiem nie od dziś, że każdemu uczestnikowi ruchu, czy to pieszemu, czy rowerzyście, czy innemu kierowcy auta osobowego czy TIRa należy się szacunek z bardzo prostego powodu – z powodu ogólnopojętego bezpieczeństwa. Niejednokrotnie jako kierowca obserwuje ryzykanckie, prowokacyjne i agresywne zachowania rowerzystów na drogach, począwszy od bezmyślnego przejeżdżania po pasach bez oglądania się w żadną stronę (co sama również nieraz robię, ale uprzednio upewniam się, czy nie jestem na tzw. “kolizyjnym” z innym uczestnikiem ruchu lub co najgorsze z policją czy strażą miejską, bo co bądź, a bądź mimo wszystko szanuję, nie zamierzam pyskować, nie zamierzam się też narażać na nieprzyjemności w postaci mandatu, który bym przyjęła po uprzednim okazaniu pokory, przyznaniu do błędu i prośbie o pouczenie, bo nie uważam, abym była ponad prawem), jeżdżenie bez lampek, bez kamizelek, zajeżdżanie drogi. Już doprawdy wolę TIRy na Pszczelińskiej niż wylansowanych ignorantów na rowerach, którzy przynoszą wstyd wszystkim rowerzystom. Gdybym się naprawdę rozemocjonowała, to zagrodziłabym temu Panu drogę i zapytała prowokacyjnie “No i co teraz? Chyba będzie mnie Pan musiał w ramach przeprosin zaprosić kawę?” Ciekawa jestem, jaka byłaby reakcja. Być może utarłabym nosa niepokornemu rowerzyście, a strażników miejskich uchroniła przed niechybną kompromitacją. A tak udaliśmy wszyscy, że nic się nie stało. A stało się. Złamane zostało prawo, które ma służyć wszystkim. Wszyscy narzekamy na tą Polskę, jak to tu źle, jacy Ci ludzie wszyscy są źli, jaka smutna ta rzeczywistość, ale skoro nie próbujemy sami zmieniać niczego na lepsze, nie mówimy otwarcie innym, że robią źle, sami nie potrafimy przyznać się do błędu i wziąć na siebie konsekwencje i wprowadzać nieco uśmiechu do tej smutnej rzeczywistości, to kto to za nas zrobi? Kto da dobry przykład? Jeśli myślimy, że ktoś na pewno, może się okazać, że będzie dalej tak samo, jak było, a tym czasem my mogliśmy być tymi pierwszymi, którzy poruszyliby lawinę. "Jestem kamykiem, lecącym w Twoje okno..." śpiewa Mela Koteluk. Może nic to nie zmieni, a może jednak. Jak nie spróbujesz, nie będziesz wiedział. Ja próbuję. Czasami nie jest kolorowo, ale czasami życie potrafi zaskoczyć. Czasami zawodzą nas czarne konie, pewni wygrani w gonitwach, czasami kupujemy od niechcenia ten kupon w totka i wygrywamy parę złotych. Te parę złotych daje nieraz więcej niż marzenia o złotych górach tego świata.