Pan zesłał wielką rybę, aby połknęła Jonasza. Bracia Żeglarze, Jonasz sprzeciwił się boskiemu rozkazowi, bo był on zbyt trudny, a Pan Bóg żąda od nas trudnych rzeczy. Idąc jego drogą działamy wbrew samym sobie. Jonasz próbował lecz przed nim uciec. Łudził się, że zbudowany ludzką ręką statek zniesie go tam, gdzie boska władza nie sięga. Krążył wśród ładunku niczym złodziej, budząc wśród żeglarzy pusty śmiech. Wypłynęli, lecz morze się rozszalało, nie chcąc nieść niegodziwca. Nadszedł ogromny sztorm, wyrzucono ładunek za burtę, by odciążyć statek. Lękam się Pana, woła Jonasz, Boga, który stworzył morze i suchy ląd. Żeglarze znów go wyśmiali. Nieszczęsny Jonasz polecił, by wyrzucili go za burtę, bo przez niego rozszalał się sztorm. Chwycili Jonasza jak kotwicę i cisnęli nim w toń. Wpadł wprost do ogromnej paszczy wieloryba. Zatrzasnęły się za nim biały zęby jak więzienne kraty. Jonasz modli się do Pana z brzucha ryby. Zważcie na jego modlitwę, bracia, nie zalewa się łzami, czuje, że ponosi sprawiedliwą karę, wybawienie pozostawia Bogu. Nawet z piekielnych trzewi najgorszej z morskich bestii usłyszał Bóg jego wołanie. Przemówił do wieloryba, który z mrocznej, zimnej głębi wypłynął na słońce. Pan nakazał rybie i wyrzuciła Jonasza na ląd. Jonasz zaś posiniaczony i poobijany z uszami jak muszle pełnymi szumu oceanu nakaz wszechmogącego. Co Bóg mu nakazał? Głosić prawdę w obliczu kłamstwa. BIADA TEMU, KTO USPOKAJA ROZSZALAŁE FALE. BIADA TEMU, KTO NAUCZA, SAM BĘDĄC ROZBITKIEM. Chwała temu, kto wbrew dumnym bożkom i komandorom tej ziemi pozostaje niezłomny. Kto tępi grzech, choćby miał je wyrwać spod senatorskiej lub sędziowskiej szaty. Wiecznej radości zazna ten, kto gasnąc, powie: Ojcze jednak umieram. Bardziej niż sobie czy światu poświęciłem się Tobie. Lecz i to nic. Wieczność pozostawiam Tobie. Kimże bowiem jest człowiek, by żyć tak długo, jak sam Bóg. "Moby Dick" (1956) John Huston