Wachta – dla wielu rzecz oczywista, dla innych enigmatyczna. „Co to właściwie? To wachtowanie?”, – zapytał mnie ostatnio kolega, któremu zwierzyłam się ze swoich planów. Jako lingwista, lekko zaskoczona jego pytaniem (wydawało mi się, że każdy wie, co to wachtowanie), wyjaśniłam, że termin ten może się wydawać dziwaczny, bo został zapewne utworzony od niemieckiego wachten – czuwać. Wachtowanie to inaczej czuwanie. To najprostsze wytłumaczenie, jakie przyszło mi wówczas do głowy.
Niemniej jednak uznałam, że przy najbliższej okazji muszę koniecznie zasięgnąć wiedzy w słowniku języka polskiego, bo nawet to proste tłumaczenie wzbudziło we mnie ciekawość tego, czy wachta nie kryje w sobie czasami głębszych znaczeń. Czuwanie mimowolnie skojarzyło mi się z harcerstwem. A więc co na to słownik?
Nie wiem, jak Wy, ale ja byłam nieco zdziwiona, że definicja wachty jest tak mocno "zakotwiczona" w dziedzinie marynistycznej. Kiedy opiekunka wacht Ania Zieleśkiewicz napomknęła mimochodem o tradycjach ułańskich leżących u podstaw idei stowarzyszenia, zaczęłam kojarzyć ze sobą te wydawać by się mogło tak odległe dziedziny. Ułan to żołnierz, żołnierz to członek wojska, w wojsku z kolei panuje hierarchia i dyscyplina. Analogicznie jak na statku – zależnie od stopnia, inne obowiązki. Jedno jest wspólne – czuwanie nad porządkiem i bezpieczeństwem na pokładzie. Tyle wynikło z moich spontanicznych rozważań na temat na zasadzie luźnych skojarzeń. Etosowi wachtmistrza poświęcę jednak już wkrótce osobny rozdział.
Nie ma, co ukrywać – wachtowanie to ciężka fizyczna praca wymagająca nie tylko sprawności fizycznej, ale również dobrej organizacji pracy, bo obowiązków w trakcie tych sześciu godzin jest bardzo wiele i zazwyczaj trzeba umieć samemu im wszystkim podołać. Krótko mówiąc, trzeba być zdyscyplinowanym jak żołnierz w wojsku. Ponadto to praca wymagająca odporności na wszelkie kaprysy pogody. Nieodłącznym elementem wachtowania jest również kontakt z końmi.
Zapewne wielu z Was chciałoby wiedzieć, jakie są moje pierwsze wrażenia.
FIZYCZNA PRACA
Tak jak wspominałam nigdy nie wachtowałam. Fizyczna praca specjalnie mnie nie zmęczyła. Wiem już jednak, że warto wyposażyć się w rękawiczki, jeżeli chcesz naprawdę zaprzyjaźnić się z widłami i wszelkimi innymi narzędziami wachtmistrzowej zbrodni:) Lepiej też lepsze ciuchy i buty zostawić w domu, bo z pewnością będzie niejedna okazja, aby upaprać się jak dziecko :)
POGODOWE EKSTREMA
Pogoda nie dopisała i niestety mocno wymęczyła - trzeba było jednak wziąć kalosze, bo w między czasie zrobiło się dosyć mokro, a niska temperatura wespół z deszczem mocno jednak wychłodziły. Warto zawsze mieć przy sobie jakieś dodatkowe ciepłe rzeczy. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Chyba najgorsze pogodowe doświadczenie już za mną. Teraz może być już tylko lepiej.
UŁAŃSKA PUNKTUALNOŚĆ
Rozbawiła mnie reakcja na moje wczesne przybycie - podobno nietypowe dla wachtmistrzów - jak również fakt, że mimo ostatnich 3 minut do końca mojej wachty, grzecznie wędrowałam z moją zastępczynią, aby spędzić konie z łąki do stajni, zamiast uciec, gdzie pieprz rośnie.
PAMIĘCIOWA ROBOTA - NIEZNANY TEREN I KONIE
To była chyba najbardziej uciążliwa część wachtowania dla mnie. Zapamiętać, w której stajni, w którym boksie stoi, na który padok jest wyprowadzany dany koń, nie mówiąc już o imionach koni i nazwach padoków. O wiele łatwiej zostać wachtmistrzem, jeśli wcześniej jeździło się w danej stadninie. To zapewne kwestia czasu - niezależnie od tego, czy byłabym jeźdźcem czy wachtmistrzem, trzeba wpierw poznać nowe miejsce.
RÓWNOUPRAWNIENIE
Oczywiście "równouprawnienie" w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uwielbiam miejsca, w których ludzie Cię nie szufladkują. Z natury jestem drobną kobietką i niejednokrotnie mi się już zdarzało, że nawet moje dobre chęci i otwartość na podjęcie fizycznego wyzwania spotykały się z pobłażaniem. Strasznie to zawsze gasiło mój entuzjazm. Jeżeli chcesz wachtować, nikt Ci nie odmówi na podstawie tego, że jesteś kobietą lub nie jesteś dobrze zbudowany. A jeśli potrzebujesz pomocy, wystarczy jedynie poprosić kolegę o pomoc.
OBSERWACJA OTACZAJĄCEJ PRZYRODY
Oczywiście mimo dość intensywnego trybu pracy, nie umknęły mojej uwadze liczne małe cuda, jak na przykład różne przepiękne kolorowe ptaszki (prawdziwa gratka dla ornitologa), wciąż mocno wiosenne końskie kadry (niektóre konie przybrały sarnie umaszczenie dzięki opadającym im na grzbiety białym płatkom) i mocno przypominające ludzkie końskie zachowania (jeżeli masz jabłko w kieszeni i myślisz, że koń łasi się do ciebie, bo jesteś fajny, aaa! przykro mi, ale fajne to może być co najwyżej jabłko w Twojej kieszeni, nie można za to powiedzieć tego o koniach skubiących zieloną trawkę na łączce, one mają nawet jabłuszko w głębokim poważaniu:). Ja zawsze znajdę jakąś przestrzeń, aby uciec od twardych rygorów rzeczywistości.
W między czasie urodził się w ogóle pomysł na powstanie tekstu, którego tematem byłaby właśnie pierwsza wachta. Tekst miałby opierać się na serii wywiadów z osobami związanymi ze stowarzyszeniem, które powspominałyby ten swój "pierwszy raz", a tym samym trochę przybliżyły laikom istotę wachtowania. W tym tekście nie zabraknie z pewnością rozdziału poświęconego etosowi wachtmistrza, który jest silnie zakorzeniony w tradycji ułańskiej, a niezwykle istotny dla zrozumienia sensu tej całej swojej ciężkiej pracy.