Zima w Polsce nie rozpieszcza. Zazwyczaj marzymy wówczas o tym, aby przenieść się w jakieś cieplejsze rejony. Niektórzy mogą sobie pozwolić na podróż do ciepłych krajów, inni muszą zadowolić się ciepłymi czterema kątami. Jeżeli jednak to nie wystarcza, zawsze można sięgnąć po którąś z podróżniczych pozycji. Moja podróż zimowa zaczęła się wśród Indian Ameryki Południowej (Jan Gać zabrał mnie w podróż po ich historii, Tony Halik z kolei w podróż do realiów ich codziennego życia w gęstwinach Amazonki), a skończy, zważywszy na zadziwiająco wczesne przedwiośnie, chyba na kartach jednej z powieści eksplorujących biegun południowy. Moja przygoda z biegunem, a właściwie biegunami, bo jak się okazało wiedza zdobyta na temat Antarktydy w naturalny sposób wzbudziła ciekawość i przeciwległego bieguna, zaczęła się od filmu o spóźnionej ekspedycji, bo w zdobyciu bieguna prześcignęli go ostatecznie Amundsen i tragiczna ekspedycja Scotta, Ernesta Shackeltona, która zainspirowała mnie do lektury kilku pozycji "na temat", m.in. zachwalanej przez National Geographic jako najlepsza książka podróżnicza wszech czasów relacji z wyprawy Scotta "Na krańcu świata" autorstwa jednego z jej najmłodszych uczestników Apsleya Cherry'ego Gerarda i dwóch pozycji polskich autorów Aliny i Czesława Centkiewiczów - "Tajemnice szóstego kontynentu" i "Kierunek Antarktyda". W przypadku pierwszej pozycji może nie użyłabym takich kategorycznych stwierdzeń, ale w istocie to bardzo dobra książka, z której można się dowiedzieć bardzo wiele na temat Antarktydy. Chyba nawet więcej niż z wiele obiecujących pozycji Centkiewiczów, choć póki co przeczytałam tylko jedną z ich powieści. Póki co jest ona poświęcona bardziej postępowi technologicznemu, zwłaszcza radzieckiemu postępowi technologicznemu (przedstawicielom innych nacji autorzy poświęcają znacznie mniej uwagi, perypetie niektórych, zwłaszcza Amerykanów, same z siebie stanowią gotowy scenariusz na niezłą komedię), niż samej Antarktydzie, co w sumie oczywiste zważywszy na okres, w jakim została napisana. Autorzy zapewne nie mieli wyboru, jeżeli w ogóle chcieli zobaczyć biegun na własne oczy i w ogóle móc cokolwiek na ten temat napisać. Zważywszy jednak na ilość pozycji poświęconych biegunowi ich autorstwa, wciąż liczę na to, że wreszcie dobrnę do samej esencji. Póki co cierpliwie czytam niekończące się apoteozy na cześć naszego wschodniego sąsiada, wyłuskując z nich z ogromnym trudem wplecione gdzieniegdzie ciekawostki. Ot na przykład na temat unikalnych zjawisk pogodowych, jak np.: słońca pobocznego (sytuacji, w której na niebie można zaobserwować złudzenie aż 5 słońc wpisanych w koło) czy białych dni (dotąd trudno wytłumaczalne zjawisko zaburzenia postrzegania przez człowieka kształtów, oceny odległości i towarzyszących temu zjawisku również innych enigmatycznych zakłóceń, np. fal radiowych). Przy okazji zgłębiania zróżnicowanej pod każdym względem krainy wiecznego lodu, dowiedziałam się między innymi, że nie ma dwóch takich samych śnieżynek, a w okresie najsurowszych warunków przyrodniczych i pogodowych egipskich ciemności polarnej zimy rozświetlanej jedynie zorzami polarnymi pingwin cesarski cierpliwie wysiaduje na stopach pod faldami ciała złożone przez samice jajo. To właśnie po zdobycie jaja tego pingwina niektórzy członkowie ekspedycji Scotta udali się w niezwykle niebezpieczną podróż zimą 1912 roku w nadziei na to, że dzięki możliwości przyjrzenia się bliżej embrionowi uda się udowodnić, że pingwin cesarski jest najprymitywniejszym ptakiem na ziemi, brakującym łącznikiem między prehistorycznymi gadami a dzisiejszymi ptakami. Pingwinów jest z resztą aż na biegunie południowym 5 gatunków przy czym nie występują one na biegunie północnym (kwestia zwierząt występujących na każdym z biegunów to również niezwykle ciekawy temat, i jak sądzę wcale nie taki oczywisty). Co ciekawe pingwiny wykształciły specjalny gruczoł na górnej stronie dzioba umożliwiający im odsalanie wody podczas pływania pod wodą, dzięki czemu nie są uzależnione od źródeł słodkiej wody na lądzie. Przekonanie o ich gatunkowej prymitywności stoi jednak w sprzeczności z dowodami niesłychanej inteligencji w obliczu zagrożenia - Centkiewiczowie opisują, między innymi, sytuację, kiedy to zapędzone do zagrody przez człowieka w celu zaobrączkowania, nieobserwowane wykorzystały okazję do ucieczki i zaczęły wdrapywać się jeden drugiemu na plecy by wreszcie niemal całe stado mogło umknąć. Nie wspomnę o wielorybach, które by spiętrzyć plankton w jednym miejscu zbierały się w kole i burzyły wodę. Skojarzyło mi się to z analogicznym przykładem napędzania ryb w kole przez dawne ludy Tahiti. Wiosnę zacznę chyba na szczytach Himalajów razem z Andrzejem Wilczkowskim (wszakże temat bardzo na czasie w kontekście tragedii na Nanga Parbat, a wypadałoby przypomnieć sobie parę żelaznych prawidłowości rządzących światem wielkich szczytów), jeżeli nie zagna mnie na powrót w tropikalne lasy deszczowe Amazonki by razem z bohaterem "Zielonego Piekła" spróbować jakoś przetrwać. Być może uda mi się wówczas docenić uroki cywilizacji. A może nie!?
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|