Któż nie przeklina sobotnich kolejek w sklepach? W prawdzie niewiele w nich kupuję. Zazwyczaj stoję po jedną rzecz. Panie ekspedientki, którym zapewne zapadłam w pamięci właśnie z tego powodu, zawsze mnie pouczają, że po jedną rzecz się nie stoi, że obsługują wówczas poza kolejnością. Zawsze odpowiadam, że tylu ludzi czeka, że jakoś niezręcznie się wyhylać. Czasami wręcz żartuję, że bałabym się, żeby się na mnie gromy nie posypały - ile to już razy mi się zdarzyło, na przykład w kolejce do lekarza, choć być może polska służba zdrowia jest jakimś niechlubnym wyjątkiem w tym względzie, że nawet pacjenci kompletnie zatracają zrozumienie dla siebie nawzajem. Dzisiaj usłyszałam coś jeszcze. "Szkoda tracić dzień!" Przyznam, że nie umiałam się odnieść do tych słów. Milcząco i obojętnie wpatrywałam się w twarz ekspedientki, z której przebijała absolutna pewność, że stanie w kolejce po jedną rzecz to strata czasu. Chyba nie byłam do końca przekonana co do słuszności tego stwierdzenia. Chyba ona również była skonsternowana moją reakcją, a raczej jej brakiem. Zazwyczaj klienci są pewnie wyraźnie poirytowani oczekiwaniem. Tak sobie teraz po całej tej dzisiejszej bieganinie usiadłam wreszcie w spokoju i ciszy i zaczęłam się zastanawiać, czy w istocie szkoda mi było tracić ten dzień na stanie w kolejce po jedną rzecz. Nie będę ukrywać, nie przepadam za sobotnimi tłumami, całym tym zgiełkiem i w ogóle nie znoszę oddawać się czynnościom konsumpcyjnym. Najchętniej sama wyhodowałabym to kakao lub herbatę, zebrała i spreparowała byle tylko uniknąć udziału w całym tym korowodzie. Muszę jednak przyznać, że ten czas, który spędziłam w kolejce po tę jedną rzecz, był dla mnie również czasem totalnego zawieszenia i swoistej nieobecności. Był wręcz wybawieniem, bo na co dzień odczuwam ciągły wewnętrzny przymus działania, robienia czegoś, ciągłego ruchu, nawet jeśli nic fizycznie nie robię, to nie pozwalam sobie nawet wytchnąć umysłowo, cały czas coś rozważając, planując, zapamiętując, odtwarzając. Bez litości. I choć, gdy nagle natrafiam na ten zator, przeszkodę, siłę wyższą wyhamowującą cały mój życiowy pęd, odczuwam podenerwowanie, jego miejsce szybko zajmuje owa dla wielu nieznośna, dla mnie jakże upragniona lekkość bytu. Oto nagle nic nie mogę, to znaczy mogę, ale tylko ja o tym wiem, przynajmniej zanim nastąpi finalizacja zamiaru, z powodu którego podjęłam jakąś czynność. Mogę z czystym sumieniem nie robić przez chwilę nic, a ostatecznie i tak nikt nie będzie miał do mnie oto pretensji ani nie będzie miał do mnie żalu, że ja tracę swój czas. Dopóki nie tracą go z mojego powodu inni, dopóki ich to nic nie kosztuje, wszystko jest oczywiście w najlepszym porządku. Przypomniał mi się umierający bohater z "Piętna śmierci" Akiro Kurosawy, który postanawia wykonać przed śmiercią jedno, ostatnie zadanie, aby w ogóle nadać sens całej swojej dotychczasowej bezsensownej egzystencji. Oczywiście droga do realizacji zadania jest wiecznie komplikowana przez innych ludzi, którzy w ogóle nie widzą sensu w jakimkolwiek działaniu ani dążeniu do realizacji jakiegokolwiek zadania, po prostu nie mają tej motywacji, co główny bohater, wydaje im się, że będą żyć wiecznie, a skoro tak, to trzeba zająć czymś tę potworną wieczność, w gruncie rzeczy to niewygodna perspektywa, można ją zająć na przykład nieskończonym procesem opóźniania realizacji wszelkich zadań. W końcu trzeba nadać temu życiu jakiś sens, żeby nie zwariować. Najlepiej robić to, oddając się rutynowym, jałowym, bezowocnym czynnościom, na przykład niekończącej się papierkowej robocie. Gdyby je bowiem zrealizowani, jakiż sens miałaby w ogóle ich egzystencja i w ogóle cały ten system. I oto starania bohatera są po raz wtóry odrzucone, jego asystent jest oburzony takim traktowaniem i pyta bohatera, czy zamierza dalej na to pozwalać. Bohater odpowiada znużony: "Nie mam czasu, aby się denerwować" i odchodzi. Myślę, że powinniśmy wszyscy wziąć sobie do serca te słowa i zawsze je sobie powtarzać w chwilach, gdy mierzymy się z życiowymi przeszkodami. Gdybym mogła teraz coś odpowiedzieć tamtej ekspedientce, gdybym mogła pozwolić sobie na rozbrajającą, a jakże niewygodną i niemodną w dzisiejszych czasach szczerość, no bo przecież jakim prawem mielibyśmy stawiać innych w tak niezręcznej sytuacji, tak naprawdę sytuacji, która wybudziłaby ich samych z letargu codziennej egzystencji, w którym tkwią, by nie zwariować, odpowiedziałabym jej, że ja nie mam czasu i właśnie dlatego chętnie stałam w tej kolejce po tę jedną rzecz. Mogłam tracić coś, czego w istocie już nie mam, a czego tak bardzo mi żal. I choć wielu ludzi powtarza mi podobnie jak powtarzano bohaterowi, że nic z tego nie będzie, że żyję fikcją, już samo dążenie do realizacji jakiegoś zamiaru i obserwowanie choćby i nikłych postępów, choćby i w istocie miało się nie dożyć spełnienia marzenia, ma większy sens niż trwanie tak, aby czasami nie zaistnieć, aby czasami nie przeszkodzić komuś w jego własnej inercji. Gdyby to miał być mój ostatni dzień, chyba chciałabym to powtórzyć, całe to stanie w tej kolejce po tę jedną rzecz, powiedzieć to, co w istocie czuję i myślę, i co być może jest dla mnie największym olśnieniem dzisiejszego wieczoru, jakkolwiek w sumie jednocześnie przykrą refleksją na temat mojej obecnej egzystencji - może wzięłabym dwie lub więcej rzeczy. Wzięłabym wszystko to, na co miałabym ochotę. Pocieszające jest to, że jeszcze wiem, co to za rzeczy. I still know tomorrow and I still have tomorrow, though you never know if you will be blessed with the knowledge of the date of your death. You can die any moment as well. In that sense leaving anything for later becomes a truly risky, loss generating business. Today is only today and it will never repeat again. Live it how you feel it. Never regret that you did something. If you did it, if you did anything at all, it is a true success. Even if it meant loss of time in somebody's eyes, it might have actually been a change you needed to move on.
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|