Niedziela. Podrzędna droga powiatowa o świcie. Na skraju chodnika stoi ledwo widoczny samotny znicz. Gdy wracam tą samą drogą wieczorem, zauważam z daleka jasną poświatę rozświetlającą ciemność pobocza. Ktoś musiał zapalić go wieczorem. Zawsze zastanawiam się nad tym, kto zapala takie bezdomne znicze. Czy Ci, którzy kogoś stracili, czy Ci, którzy zawinili i sumienie nie daje im spać spokojnie, a może równie przypadkowi jak ofiara świadkowie. Co nimi kieruje? Niemożność pogodzenia się z bezsensowną stratą bliskiego, a może z tym, że czyjąś głupotę przypłacił życiem ktoś niewinny, kto znalazł się po prostu w niewłaściwym miejscu i czasie. W każdym wypadku ten znicz jest dla mnie symbolem pokuty za to, że ktoś żyje, a ktoś inny już nie. Można być mistrzem kierownicy, wzorowym i przepisowym kierowcą, wystarczy, że trafimy na kogoś, kto jest tego całkowitym przeciwieństwem. Każdy kolejny dzień życia to w istocie łut szczęścia, że w ogóle przetrwało się noc, otworzyło oczy i wyszło na ulicę. Każdy dzień to przysłowiowa ruletka, loteria. Nigdy nie wiesz, czy akurat nie wypadnie na Ciebie. Na próżno doszukiwać się jakiejkolwiek wyższej instancji czy racjonalnego uzasadnienia utraty zdrowia czy życia. Jak by się tak nad tym wszystkim zastanowić, to nie jest to wizja zbyt przyjemna. Nie sposób de facto ubezpieczyć się na życie. Jedyne, co pozostaje to iść dalej i robić swoje, zanim los nas zawinie z tego świata. Niemniej jednak za każdym razem, gdy wyjeżdżam z domu, myślę o tym, że chwilę nieuwagi, spadku czujności czy nadmiernego kredytu zaufania przypłacić mogę życiem. I właściwie nie wiem, dlaczego tak się o to martwię. Być może dlatego, że szansa utraty życia jest porównywalna z szansą przeżycia. I to chyba właśnie ta druga opcja przeraża mnie najbardziej, że musiałabym jeszcze przeżyć przeżycie i w najgorszym przypadku stawić czoła poczuciu winy za to, że ktoś inny nie przeżył, nawet jeśli oficjalnie nie byłoby to moją winą. Życie to życie, a śmierć to śmierć. Niezależnie w jaki sposób się o nią ocieramy, nie pozostajemy obojętni wobec jej morowego oblicza. Przeraża mnie związana z przeżyciem bezsilność i perspektywa stania się ciężarem dla innych, jeżeli w ogóle jacyś inni by się znaleźli, a przede wszystkim zaistnienia zależności własnej egzystencji od łaski innych ludzi, utraty sprawczości, kontroli nad własnym życiem, prawa decydowania o sobie. Każda strata, na którą nie mieliśmy wpływu, jest de facto przewrotną manifestacją przeznaczenia uświadamiającą nam jak złudne jest nasze poczucie kontroli nad własnym życiem. Zastanawiam się, czy gdybym straciła kogoś w wypadku lub przyczyniła się do czyjejś śmierci, choćby przypadkiem, czy też przyjeżdżałabym co wieczór w miejsce tragedii zapalić ten znicz!?
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|