W istocie niedość, że natura podzieliła nas na dwa przeciwne obozy, to jeszcze dochodzi do tego zróżnicowanie charakterologiczne czasami wręcz nie do pogodzenia. Byłabym daleka od potępiania którejkolwiek ze stron, jak również uznawania pretensji którejkolwiek z nich. Można do siebie pasować mniej lub bardziej. Mam jednak poczucie, że sedno damsko-męskich relacji sprowadza się przede wszystkim do prostej teorii, którą niegdyś naświetlił pięknie w jednym ze swoich wierszy poeta Marcin Świetlicki, a mianowicie: Wszystko określają trzy podstawowe pozycje: mężczyzna na kobiecie, kobieta na mężczyźnie albo to, co teraz - kobieta i mężczyzna przedzieleni światłem.1 To ostatnie bardzo romantyczne. Opcja dla wiecznie niedowartościowanych osób, którym druga połowa doszła lub niedoszła przysłania cały świat. Bujanie w obłokach. Wieczne umartwianie. I mówię to nie bez kozery, bo sama poddaję się nieraz podobnym momentom egzaltacji.
Nie lubię sprowadzać tych spraw do kateogori czarno-białych. Czasami jednak ręce mi opadają i dochodzę do wniosku, że świat zszedł kompletnie na psy i trzeba niestety podjąć męską, jak na ironię losu, decyzję albo ja jestem na górze albo druga strona. Nie ma co czekać na księcia z bajki, nawet jeżeli się wie, jak wygląda. Nie warto też go szukać jeżeli posiada jego ryspopis matrymonialny. Taki ktoś po prostu fizycznie nie istnieje. Istnieje tylko w naszej wyobraźni. Lepiej więc tej ostatniej nie popuszczać i sprowadzić swoje aspiracje do bardziej prozaicznych kateogori typu: czy mogę na niego liczyć jak złapię gumę? Czy naprawi kran? Odwiezie mnie do domu. Zapłaci za obiad w restauracji. Kupi kwiaty w ramach przeprosin z swoje idiotyczne zachowanie. A przy tym wszystkim zamiast mieć do mnie pretensje, że sama sobie nie umiem poradzić, że jestem taka i siaka, to zrobi to wszystko z uśmiechem na twarzy. Jednym słowem, czy jest mężczyzną i, czy traktuje mnie jak kobietę. Ba, wyjątkową kobietę, czyli inaczej niż wszystkie inne. Niestety my, kobiety, musimy mężczyznom również w tym dopomóc. Trudno się dziwić, że jak pozwalamy sobie wchodzić na głowę, latamy za facetem jak głupie, spełniając wszystkie jego zachcianki, pozwalamy na odpały w tą lub drugą stronę, to że on będzie się czuł w obowiązku, aby nam to w jakimkolwiek calu wynagrodzić. Mężczyznę trzeba sobie niestety wychować. I tu wracamy do punktu wyjścia: mężczyźni nie są z gruntu źli. Są tacy, jeżeli im na to pozwalamy. Nasze babki być może miały nieco mniej z tym problemu dzięki panującej w owych czasach etykiecie. Z żalem stwierdzam, że z tej etykiety w obecnej dobie m.in. mylenia równouprawnienia z podstawowymi zasadami kultury osobistej, hopla na punkcie teorii feministycznych i genderowych, z tej etykiety niewiele już zostało. Jakkolwiek jak to z żalem stwierdził w rozmowie ze mną pewien Pan, który puścił mnie przodem w windzie, co oczywiście skwitowałam, że jest prawdziwym dżentelmenem, on jest starej daty, młody by mnie już nie puścił, ale to już Panie są same sobie winne. Same w końcu chciałyśmy równouprawnienia, no to mamy. I niestety bardzo będziemy żałowały ceny, jaką przyjdzie nam za to zapłacić, bo przegramy niestety tą walkę z kretesem. W takich momentach, chciałabym dorwać tą babę, która to wszystko wymyśliła i serdecznie jej podziękować. A może ta baba była jednak facetem. Jakkolwiek wciąż uważam, że równouprawnienie to jedno, kultura osobista to drugie. Niestety teoria, teorią. Praktyka, praktyką. A to przecież zależy tylko i wyłącznie od naszego własnego krytycznego podejścia do sprawy. Nie musimy w końcu od razu brać wszystkiego za dobrą monetę.
Z kobietami rzecz ma się trochę inaczej. Na kobietach znam się niestety jeszcze mniej niż na mężczyznach. Należę do umysłów bardziej wyzwolonych, także jak słyszę od swoich koleżanek, które non stop umawiają się na portalach randkowych 2 , że wszystko było fajnie, dopóki nie dotknął jej włosów, to zaczynam się zastanawiać, czy moje obyczaje nie są, aby na pewno zbyt rozwiązłe. Nie mówiąc już o oczekiwaniach kobiet: młody, zamożny, wysoki, przystojny, elegancki, bez żony, dzieci sprzed małżeństwa, z małżeństwa, byle nie rozwodnik, z dobrą pracą, własnym mieszkaniem, samochodem, kartą kredytową, miłą mamą, podróżnik, romantyk, filozof, dobry w łóżku, etc. Długo by wyliczać. Jednym słowem niemożliwe do spełnienia, a brak jednej z cech wymienionych na tej niekończącej się liście, skreśla kandydata z listy oczekujących na transplantację. Kobiety wyznają wiele teorii: Wszyscy mężczyźni są źli. Jest wielu przystojnych mężczyzn, ale ci są już zajęci. Najprzystojniejsi faceci są gejami. Prawdziwych dżentelmenów już nie ma. Być może, dlatego, że nie ma również prawdziwych dam. Może i jest w tych wszystkich teoriach po ziarnie prawdy. Z pewnością to ziarno nie kiełkuje bez mniej lub bardziej świadomego w tym procesie udziału kobiet. Także, moje drogie Panie, albo mężczyzna wam wejdzie w ten lub inny sposób na głowę albo to wy go uprzedzicie. Jest to z pewnością rada nietylko dla tych Pań, które wiecznie randkują i szukają księcia z bajki, ale również i dla tych mniej dowartościowanych zapatrzonych w jeden obrazek na ścianie.
1Cytat pochodzi z wiersza M - Czarny poniedziałek z tomiku Schizma (Poznań, 1994, s. 69). W istocie mój poniedziałek był czarny przez duże “M”, ale na szczęście dzień ten dobiega ku końcowi.
2Do portali randkowych żywię z resztą ogromną dozę sceptycyzmu, nie mówiąc już o tym, że osobiście uważam randkowanie za stratę czasu podobnie jak wszelkie odmiany szukania zbawienia lub czekania na zbawienie.