Mam to szczęście, że nieopodal mnie znajdują się tzw. bagna otrębuskie, więc zawsze kiedy odczuwam potrzebę ucieczki w plener, a nie mogę sobie pozwolić na to, aby wybyć gdzieś dalej, zaspokajam głód dziczy właśnie tutaj. Bagna otrębuskie są właściwie przykładem tego, że nic w naturze nie ginie. Niegdyś znajdowały się tam podobno stawy rybne, które z czasem zaczęły dziczeć. Niektórzy wolą określać je raczej błotami. Jak zwał, tak zwał. Gdy byłam dzieckiem, zwykłam tam często chodzić na spacery z rodziną. Już wówczas te tereny niewiele odbiegały od ich obecnego charakteru. Jakkolwiek nie da się ukryć, że w okolicy pojawiło się wiele nowych zabudowań, a w ramach samych bagien odgrodzono kilka działek i zaczęto prace osuszania poprzez wykopy. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż można tutaj zaobserwować wiele dzikich zwierząt i roślin. Zdarzają się nawet czaple. Jak każde bagno tak i bagna otrębuskie mają swoje serce, swoiste źródło skryte głęboko w gęstwinie wierzb. Ciężko tam dotrzeć w okresie wysokiego poziomu wód gruntowych z uwagi na grząski grunt. Łatwo wówczas o stratę obuwia. Zanim zrobi się więc drugi krok zawsze warto się upewnić, czy nie ugrzęźnie się na amen. Za to w okresie suszy można podejść naprawdę blisko głównego źródła. Miejsce to jest jedyną w okolicy tego typu ostoją dzikich ptaków. Lubię przychodzić tu właśnie by prowadzić obserwacje przyrody. Mimo wczorajszych mrozów postanowiłam zajrzeć na bagna wiedziona nadzieją wypatrzenia jego dzikich mieszkańców. Dawno mnie tutaj nie było. Zaobserwowany w wierzbach kwiczoł, wyczerpana bateria i słoneczna pogoda pokusiły mnie dzisiaj o powrót. Jak przystało na tereny podmokłe, królują tutaj rozłożyste wierzby o płożących się po ziemi gałęziach oraz bujne trzcinowiska. Stałym przedstawicielem tutejszej fauny są sarny. Spotykam je tutaj rok rocznie. Dzisiaj sarna przyprowadziła ze sobą młode. Zapewne przyszły obgryzać wierzbowe gałązki, na których pojawiają się już nieśmiało pierwsze wiosenne pąki. Ponoć młode sarniątka w obliczu zagrożenia charakterystycznie popiskują, nawołując matkę. Przypomina to trochę ptasie piski. Matka zazwyczaj odpowiada im niskimi pomrukami. To taki ich tajny kod, dla nas ludzi trudny do wychwycenia. Największym zaskoczeniem był dla mnie lis. W prawdzie rok temu mniej więcej o tej samej porze roku znalazłam martwego lisa. Podczas moich wycieczek-ucieczek w plener często z resztą mi się zdarza znajdować martwe zwierzęta. Chyba nie ma widoków, które bardziej przypominają o kruchości życia. Z jednej strony nie są to widoki przyjemne, a z drugiej strony uświadamiają o zachodzących w przyrodzie cyklach. Czymś na wzór przemienności pór roku. W końcu to martwe zwierze stanie się pokarmem dla innych stworzeń, które tworzą świat natury. Martwe ciało lisa spowił wkrótce potem nieprzenikniony zielony gąszcz bagien. Na próżno byłoby dzisiaj szukać kości. Wchłonęła je ta wciąż żywa ziemia. Pierwszy raz miałam okazję zaobserwować żywego lisa. Zauważyłam go jak przechadzał się spokojnie wśród wierzb. W pewnym momencie chyba mnie zwęszył, przysiadł wśród suchych trzcin i przyglądaliśmy się sobie dłuższą chwilę. Potem oddalił się i zniknął gdzieś w gąszczu wierzb. Właśnie doczytałam się, że oprócz świetnego węchu, lisy mają również idealny słuch. Potrafią dosłyszeć pisk myszy z odległości aż 100 metrów! Całkiem możliwe więc, że ten lis mnie pokrakę po prostu usłyszał. Poszłam jeszcze kawałek równolegle w kierunku, w który się oddalił, ale nie dojrzałam go już nigdzie w trzcinowisku. Nie da się ukryć, że panowały idealne warunki, aby wtopił się swoją rudą kitą w rozświetlone złoto słońcem trzciny. Posłyszałam tylko jakby szczekanie w wierzbinie. Pomyślałam, że to pewnie psy ujadają w oddali, choć ostatnio doczytałam się, że jest to okres odchowywania przez lisy szczeniąt. Czy to możliwe, aby miały norę na bagnie? Nie jestem przekonana. Prędzej sarny, które wypatrzyłam w drodze powrotnej, zwęszyły mnie i alarmowały pozostałe do odwrotu. Ponoć w obliczu zagrożenia charakterystycznie poszczekują. Warunki były z resztą idealne do tropienia zwierzyny. W utrzymującej się wciąż na zmarzniętym podmokłym gruncie pokrywie śnieżnej zaobserwować można było świeże ślady ptaków i innych zwierząt. A poniżej niespodzianka. Zazwyczaj, kiedy myślimy o grzybach, oczyma wyobraźni widzimy las. Raczej mało kto udałby się na grzyby na bagna. Zwłaszcza zimą. Zupełnym przypadkiem właśnie na bagnach natrafiłam na kilka rosnących w bliskiej od siebie odległości okazów starych owocników purchawki fiolowatej (Lycoperdon excipuliforme). Były naprawdę spore i niepozorne do tego stopnia, że zastanawiałam się, czy to nie jakiś nadżarty czasem śmieć. Warunki były idealne do wykonania zdjęć - słońce, śnieg. Wkrótce wtopią się w tło i wraz z wybuchem wiosny pochłonie je nieprzenikniony zielony gąszcz bagien.
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|