Tymczasem na leśnej ścieżce w znajdującym się nieopodal mnie lesie znalazłam całkiem pokaźną ilość piór. Wszystko wskazuje na to, że są to pióra dorosłego puszczyka. Intrygujący jest fakt, że są to nowe pióra. Co to znaczy nowe? Otóż pióra zużywają się, niszczą i tracą na swojej kluczowej dla ptaka funkcjonalności. Mogą również ulec złamaniu lub zostać utracone w starciu z drapieżnikiem. Podejrzewam, że w tym przypadku najbardziej prawdopodobna wydaje się ta ostatnia wersja.
Pióra skupione były w jednym punkcie ścieżki. Pośród piór znalazłam również niezidentyfikowany delikatny fragment kostny w kształcie litery "o". Być może ptak szamotał się ze zdobyczą i zahaczył skrzydłami o gałąź. Trudno mi to sobie jednak wyobrazić, mając w pamięci grację i bezszelestność sowich lotów. Po zbadaniu okolicy nie znalazłam żadnego więcej tropu, który mógłby wskazywać na to, że ptak został schwytany, przeciągnięty w inne miejsce i rozszarpany. Przypuszczam, że najprawdopodobniej wszedł w starcie z innym drapieżnikiem, ale ostatecznie wyszedł z tego cało.
O tym, że są to nowe pióra świadczy znaczący udział osłonki łudząco przypominającej stosinę, czyli tę podłużną kostną wypustkę, kostną oś, wzdłuż której skupione są miękkie pstrokate promienie razem tworzące chorągiewkę pióra, którą możnaby porównać do wysoce wysublimowanej i wyspecjalizowanej wersji ludzkiego włosa. Wszakże to dzięki piórom ptaki mogą latać. Każde pióro ma swoją funkcję. Niektóre dalece odbiegającą od ochrony cieplnej lub funkcji ozdobnej. Możnaby je porównać do części, z których zbudowane są skrzydła samolotu, choć paradoksalnie to właśnie budowniczy pierwszych latających maszyn inspirowali się naturą, a nie na odwrót.
Gdy pióro zużywa się, jest wypychane przez nowe pióro początkowo w całości osłonięte. Proces ten nazywa się pierzeniem. Z czasem osłonki nowego pióra pękają poczynając od góry, odsłaniając wpierw mały pędzelek, a następnie stopniowo całe pióro. Pióra na zdjęciu nie przeszły jeszcze całego procesu uwolnienia z osłonek. Jeżeli przyjrzeć się bliżej dowolnemu z nich, można z łatwością dostrzec pstrokate chorągiewki zwinięte wokół stosiny pod transparentnymi osłonkami.
Pozostaje jedynie ustalić, czy pióra pochodzą ze skrzydeł, ogona czy innych części ciała. Może przy odrobinie szczęścia spotkam się z puszczykiem ponownie, choć przyznam, że po wstępnych oględzinach terenu, nie zlokalizowałam żadnych starych dziuplastych drzew, a puszczyki, jak zapewne wiecie, pisałam o tym tutaj, to duże ptaki, które mogą osiągać nawet do pół metra wysokości. Być może ten puszczyk przyleciał tutaj tylko na polowanie.
Kilka dni temu podczas spaceru późnym wieczorem, usłyszałam dochodzące z tego terenu charakterystyczne sowie odgłosy. Niegdyś sowy były stałymi bywalcami w tym lesie, ale w wyniku postępującego zagospodarowywania działek, wycinki drzew, wzmożonej aktywności człowieka, coraz rzadziej można posłyszeć ich przerażające pojękiwania. Przerażające? Otóż odgłosy te można by porównać do rozdzierającego krzyku niemowlęcia.