SURVIVALOWY POTENCJAŁ
Turystyczna kuchenka gazowa Campingaz to kolejny stały element wyposażenia mojego auta. Paradoksalnie przydaje się nie tylko w ekstremalnych warunkach, ale również na wypadek, gdy wyczerpie Ci się gaz w domowej kuchence. Nic nie stanie mi na przeszkodzie upichcenia romantycznej kolacji. Łobuz coś o tym wie. Oczywiście zapasowy kartusz obowiązkowy. W prawdzie w Łynie do dyspozycji mieliśmy piec kuchenny, ale oczywiście był on oblegany przez wszystkich zmarźluchów i głodomorów, więc kuchenka też miała swoje 5 minut. Oczywiście kuchenka nie obejdzie się bez garnka – u mnie uchowały się stare menażki, które pamiętają pewnie jeszcze czasy komuny. Jakoś rok temu kupiłam do nich specjalną rączkę. Uwielbiam takie gadżety! A poza tym oczywiście termos. Jak już się jest takim herbacianym nałogowcem jak ja, lepiej przygotować sobie od razu zapas nektaru bogów na czarną godzinę.
A poza tym oczywiście należy obowiązkowo wozić ze sobą zawsze i wszędzie choć jeden śpiwór, koc, karimatę. Z oczywistych względów: nigdy nie wiadomo, gdzie przyjdzie Ci spędzić noc, a może, choć nie życzę nikomu aż tak mrożących krew w żyłach wyzwań, będziesz mógł komuś uratować w ten sposób życie. Karimata świetnie się również sprawdza jako osłona przed wiatrem, jeśli przyjdzie Ci, np. gotować wodę w niesprzyjających okolicznościach przyrody, a kocem możesz również, np. ugasić pożar lub posłużyć się nim do przeniesienia, np. gałęzi na opał. Potrzeba matką wynalazku. To tyle tytułem wstępu na temat obowiązkowego wyposażenia auta prawdziwego podróżnika, któremu to obiecałam poświęcić osobny wpis, także dłużej koniarzom na ten temat przynudzać tutaj nie będę. Pierwsze koty za płoty. Łobuz udobruchany kubasem gorącej kawy, przynajmniej tymczasowo, a ja sączę sobie w najlepsze herbatkę. Póki co wzbraniamy się przed królującymi na stole wśród kart, gier i przekąsek nalewkami wszelkiego rodzaju, choć przychodzi to nam, a w szczególności mi z trudem. No bo ja oczywiście muszę zawsze wszystkiego po trochu spróbować...
Cała końska brać staje na baczność, a z ust wypływają pierwsze wersy słynnej pieśni:
„A czyje to imię rozlega się sławą,
Kto walczy za Francję z Hiszpanami krwawo?"
* Zawsze chciałam jej spróbować. 70% daje kopa, choć trzeba przyznać, że mimo to czuć wciąż mocny aromat i smak polskiej śliwki. Bałkańskie wódki mogłyby się przy naszej śliwowicy schować!