But my heart is a lonely hunter that hunts on a lonely hill."
"The Lonely Hunter"
William Sharp, pseudonym "Fiona MacLeod"
Moim celem było Uroczysko Na Miny w Obszarze Ochrony Ścisłej "Sieraków". Dzień wcześniej odbyła się tam wycieczka z pracownikiem Kampinoskiego Parku Narodowego. 2 lutego przypadał bowiem Światowy Dzień Mokradeł. Dzień również i dla mnie ważny, bo od lat obserwuję postępującą degradację tych cennych zbiorowisk w mojej najbliższej okolicy i staram się uwrażliwiać ludzi i przedstawicieli władzy w kwestii znaczenia mokradeł dla lokalnej gospodarki wodnej. Krótko mówiąc, wszystko płynie. Pars pro toto. Działaj lokalnie, myśl globalnie. Wówczas nie wzięłam udziału w tej wycieczcę. Postanowiłam jednak wyruszyć sama jej śladami kolejnego dnia. Jeszcze wówczas nie sądziłam, że miejsce mojego przeznaczenia i od takie symboliczne, nieco melancholijne zdjęcie opatrzone w gruncie rzeczy "ciężkim" egzystencjalnym komentarzem mimowolnie poskutkuje tym, że będę tam wracać co miesiąc w ramach obserwacji poziomu wody, choć z każdą kolejną wyprawą, zakres moich obserwacji cały czas się poszerza.
Gdzieś na lub w okolicach Uroczysko Na Miny w pobliżu Sierakowa. Na pewno jeszcze tutaj wrócę, bo niedaleko Długie Bagno, które zakwita na wiosnę dizkim dmuchawcem-latawcem-wiatrem - wełnianką pochwowatą.
Notatka z 08.03.2020:
Luty zapowiadał się deszczowo. W Warszawie nawet trochę pośnieżyło. Nic więc dziwnego, że początek marca rokował bardzo obiecująco. Niestety od tamtego czasu padało raptem może kilka dni i na dzień 26 kwietnia mamy tego taki efekt, że poziom wody zaczyna zbliżać się do stanu wyjściowego z początku lutego. Jedyna nadzieja na poprawę w zapowiadanych na maj deszczach.
Z przykrością stwierdzam, że w moim kampinoskim bajorku wody ubyło mniej więcej do stanu z 02.02.2020. Wprawdzie zazieleniło się tu i ówdzie. W wodzie pojawiły się pojedyncze okazy okrężnicy bagiennej, zazieleniły się i zakwitły kępy turzycy zaostrzonej porastające bezpośrednio obrzeża lustra wody (pozostałe kępy za moimi plecami na prawo usychają), cały lewy brzeg porasta najprawdopodobniej sitowie leśne. Niestety kępy mchów torfowców znajdują się znacząco daleko od lustra wody, aby mogły się zazielenić. Gdzieniegdzie w tych kępach tli się jeszcze życie pod warunkiem, że są osłonięte liśćmi (gdyby nie liście obawiam się, że o jakiejkolwiek wilgoci w lesie możnaby zapomnieć). W okalającym zbiornik lesie prym wiedzie konwalijka dwulistna. Miłym zaskoczeniem było również posłyszenie poszczekującego nieopodal samca sarny europejskiej.
To już czwarty miesiąc obserwacji podmokłego terenu w Uroczysku na Miny. Mimo ostatnich opadów, poziom wody w zbiorniku wrócił do stanu z lutego. Obecnie pokrywa ją szary kożuch bakteryjny - rodzaj biofilmu, cienka błona bakterii, substancji organicznych i kurzu, zbierająca się i pływająca na powierzchni wody. Wszystko wokół jednak znacząco się zazieleniło do tego stopnia, że prawie nie dostrzegłabym miejsca ze szlaku przebiegającego obecnie tunelem bujnej roślinności. Wokół samego zbiornika również zrobiło się bujniej. Zazieleniły się kępy turzycy zaostrzonej, pływająca w zbiorniku okrężnica bagienna wypuściła pędy z pąkami kwiatowymi, rozrosło się stanowisko sitowia leśnego, odżyły mchy torfowce rosnące w najbliższej okolicy zbiornika, z ledwo podmytej ściółki wyłoniły się liczne ulistnione pędy tojeści bukietowej. Rosną również w samym zbiorniku w towarzystwie okrężnicy. Uszkodzone pędy sitowia od wewnętrznej strony zbiornika sugerują, że przychodzić mogą tutaj do wodopoju lub zażywać błotnych kąpieli dzikie zwierzęta. Miesiąc temu znalazłam w liściach kilka łaciatych piór dzięcioła dużego, a dzisiaj jeszcze kolejne dwa nadgryzione zębem czasu. Obrzeża zbiornika otacza zielony pierścień borówki czernicy. Ten szary atol butwiejących liści wokół zbiornika wyznacza jego pierwotną wielkość, wraz z nim teren opada w kierunku zagłębienia zbiornika, co daje do myślenia w kwestii powagi trudnej sytuacji wodnej w tej części, ale również niestety i w skali całego terenu Puszczy Kampinoskiej. Utworzenie parku narodowego miało zachować pierwotny charakter tych terenów z dwoma imponującymi pasami bagiennymi. Tymczasem giną one właśnie na naszych oczach po części na skutek konkretnych działań człowieka. Nie mówimy tutaj o efekcie motyla - dziurze ozonowej, efekcie cieplarnianym, głodzie w Afryce, ale konkretnych udogodnieniach w bezpośredniej bliskości puszczy, na terenie samego parku, które wysysają z puszczy ostatnie soki.
Pada, ale wody wcale nie przybyło. Więc co się dzieje z tą wodą? Choć to mało oczywiste, woda krąży wszędzie wokół. Ziemia zachowuje się jak gąbka. Mimo że woda nie stoi na całym terenie, to przesiąka wgłąb gleby coraz szerzej i szerzej do najbardziej odległych obrzeży zbiornika. Zazieleniły się w konsekwencji torfowce rosnące daleko od lustra wody. Osłabiona przeciągającą się suszą roślinność ciągnie wodę, aby nadrobić zaległości. Oprócz roślin, krzewów i drzew, magazynami wody są również martwe drewno, grzyby (huba, znalazł się nawet jakiś żółciak siarkowy) i liście. Gdy zabraknie miejsca w tych magazynach, być może lustro wody się podniesie. Póki co natura ubezpiecza się na wypadek powrotu suszy. To, czego nie uda się jej zmagazynować, przekształcić, wykorzystać, wyparuje przy pierwszej lepszej okazji. Dzisiaj można było poczuć się jak w lesie deszczowym. Ciepło, parno, wilgotno i deszczowo. Tak, przemokłam do suchej nitki. Woda w butach :)Deszcz złapał mnie na ostatniej prostej i nie odpuszczał aż do końca mojego pobytu w puszczy. Na postojach oczywiście komary nie odpuszczały. Taki los powłóczynóg niegrzecznych dziewczynek, które wymyślają drogi na około, na których rosną lilie złotogłów :D
Jestem na półmetku. Mija 6 miesięcy odkąd pierwszy raz się tutaj zjawiłam. Zrobiło się bujnie nad moim bajorkiem. Przybyło wody, a tam, gdzie jeszcze miesiąc temu dało się przejść suchą nogą, zrobiło się grząsko. Zakwitło sitowie leśne (poletko na lewo ode mnie w głębi), tojeść pospolita (głównie na pierwszym planie na prawo ode mnie w płytkiej wodzie), ponadto na prawym brzegu zbiornika pojawił się powoli zakwitający rdest. Torfowce również nabrały wigoru.
Maju, idzie las, dobry czas
daj mi iść razem z nim
Widoki roztaczające się na, wokół i z Kąt Góry, tak bowiem nazwana została przebiegająca tędy ścieżka przypomniały mi rozlewisko Czarnej Hańczy w Suwalskim Parku Krajobrazowym. U podnóża wydmy roztaczał się świetlisty las równych jak nożem uciął strzelistych olch pośród bezkresnego podmokłego turzycowiska. No i wreszcie zobaczyłam wodę. Autentyczną z prawdziwego zdarzenia stojącą pokrytą szarym żelazistym kożuchem wodę, a w niej zatopione bryły napływowych korzeni olch porośnięte bujną zielenią. Coś pięknego dla spragnionych wody oczu. Być może trudno mówić o ideale, bo nie da się ukryć, że poziom wody jest niski. Świadczą o tym wystające z wody szkielety napływowych korzeni olch, na niektórych rosną wyschnięte mchy torfowce, jak również wyniesione wysoko nad powierzchnię wody kępy turzyc, choć z całą pewnością one sobie poradzą w przeciwieństwie do olch. Zakwitły pierwsze okrężnice bagienne, rozświetlając metalową powierzchnie jasnością, której nie powstydziłyby się pałacowe kandelabry. Maj to z całą pewnością również czas paproci, które otulają mroczne bagna misterną zieloną koronką. Wyżej skrajem wydmy ścieżka wije się z kolei jak wąż pośród bezkresnych pól narkotycznej konwalii. Choć ścieżkę w pewnym momencie przecięło zwalone drzewo, zapewne nie bez powodu zostało tutaj pozostawione, po to, by zniechęcać piechurów do dalszej wędrówki, minęłam je i szłam dalej aż do momentu, kiedy ścieżka urwała się w mrocznych lasach pachnących jeszcze zbutwiałymi jesiennymi liśćmi i skierowałam swoje kroki w stronę leśniczówki przy starym dębie na polanie zwanej Pichlówką od strażnika, który strzegł niegdyś tej okolicy.