The Hermitage, St. Petersburg, Russia
Kiedyś bardzo dawno temu pewien obraz wisiał nad pewnym łóżkiem w pewnym domu pewnej kobiety, która bardzo chciała powić dziecię. Lekarze załamywali ręce i mówili, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Nigdy nie była bogobojna. Doszła jednak do wniosku, że skoro medycyna jest bezsilna, nie pozostało jej nic więcej jak zawierzyć wszystkie swoje modlitwy opiekunce wszystkich matek, najświętszej panience. Pewnego dnia zobaczyła na ulicy starszego brodatego mężczyznę sprzedającego obrazy. Swoim wyglądem przypominał świętych z prawosławnych ikon. Wśród obrazów opartych o murek zobaczyła reprodukcję obrazu Madonna z dzieciątkiem Leonarda da Vinci. Zawsze obojętnie mijała ulicznych sprzedawców. Wiedziała, że to nie przypadek. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to przeznaczenie postawiło go na jej drodze. Wiedziała, że ten obraz czekał właśnie na nią. Kobieta nie miała jednak przy sobie wystarczająco pieniędzy, aby kupić obraz. Mimo zmęczenia, wracała po ciężkim dniu pracy, pojechała specjalnie do banku, wypłaciła ostatnie oszczędności i jeszcze tego samego dnia wieczorem powiesiła obraz nad łóżkiem i w modlitwie prosiła Madonnę o łąskę. Dotąd wśród ludzi krążą legendy o tym jak każdemu gościowi, który zawitał w dom, pokazywała obraz i z przekonaniem twierdziła, że dostąpi ją kiedyś łaska macierzyństwa. Goście spuszczali tylko w milczeniu wzrok. Aż pewnego dnia, ku niedowierzaniu i sceptycyzmowi lekarzy i ludzi, wszakże jeszcze w latach 80-tych wciąż jeszcze panowało utarte przekonanie, jakby rodem ze średniowiecza, gdzie za mąż wydawano ledwo dojrzałe dziewczynki, że zajście w ciążę w tym wieku wiąże się z dużym ryzykiem, że dziecko urodzi się upośledzone, powiła zdrową i silną dziewczynkę. Obraz jeszcze do niedawna wisiał na ścianie w jej dawnym pokoju, który stał się pokojem jej córki. Nigdy jednak o tym nie rozmawiały, więc któregoś dnia córka, w niewiedzy, zdjęła obraz i schowała za szafę. Potem, gdy sama żyła krótko nadzieją na przyjście na świat nowego życia, usłyszała od znajomych jak to właśnie jej matka modliła się żarliwie do tego właśnie obrazu o dziecko. Teraz gdy nadzieja przeminęła, żałowała, że nie powiesiła go wówczas ponownie na ścianie. Jak na ironię losu, wszelkie życzenia zawierzała gwiazdom obojętnym na jej los. Jej nadzieja wypaliła się jak jedna z nich. Spadła z nieba jak Ikar zaślepiona swym marzeniem. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Warto jednak było żyć przez chwilę złudzeniem, że można sięgnąć nieba. A obraz powrócił na swoje dawne miejsce. Może kiedyś historia zatoczy pełne koło.
To smutne, że przestaliśmy umieć ze sobą rozmawiać.