W tym roku wiosenne obserwacje nabrały w moim ogrodzie zupełnie nowego charakteru. Przede wszystkim na pokładzie znalazła się młoda, ledwo roczna kotka Kilimandżaro, która podgryza psy w ogony, wspina po drzewach, pływa w oczku i oczywiście przekomarza kocio-ptasimi onomatopejami z ptasimi lokatorami, których niezmiennie stanowią w ogrodzie: uparcie zagnieżdzone w kominie kawki, przekupki sikory modre i sikory bogatki, drapieżne sójki, profesory sroki, tajni agenci kosy, kłótliwe szpaki, płochliwe wrony siwe, sprytne kowaliki, dzięcioły duże, romantyczne gołębie grzywacze. Rok temu kompostownik odwiedzał o poranku rudzik, budkę lęgową sikorek zajęła w czerwcu muchołówka, a usuniętą już starą suchą wiekową sosnę opukiwał dzięcioł czarny. Są również szare eminencje zachwytu odzywające się nie wiadomo skąd drapieżnymi pojękiwaniami, które dyscyplinują całą tę ptasią menażerię o wiele skuteczniej niż kotka, która póki co opanowała do perfekcji sztukę znęcania się nad gryzoniami. Daje się również posłyszeć z wcale tak daleka odgłosy bażantów, a ostatnio ku mojemu zdziwieniu w moje okolce zawiało nawet samego bociana. Niecodzienny widok. Pani Kosowa na wszczęty przez partnera alarm umknęła czym prędzej na parkan. Kwiecień to oczywiście czas intensywnego zbierania przez ptaki budulca na gniazda. Praca wre już skoro świt. Na podwórku często można spotkać ptaki parami. Zarówno kosy, jak i sikory wybierają się na szaber we dwoje. Samiec siedzi na gałęzi i komenderuje, a z uwagi na fakt, że potencjalny budulec leży na ziemi, bacznie obserwuje podwórko z wysokości i w razie zagrożenia w postaci czającego się kota, nagłego pojawienia człowieka lub większego ptaka, wszczyna alarm tak, aby samiczka wiedziała, że musi się sprężać i czym prędzej ulecieć. Czasami samczyk siada dla pozoru na oddalonej gałęzi i zaczyna pięknie śpiewać - wydaje mi się, że robi tak po to, aby odwrócić uwagę od samiczki, która w tym czasie zajmuje się "czarną robotą", a może po prostu myśli, że partnerce lepiej będzie się pracowało przy jakiejś przyjemnej nucie?! Sikory modre w zajęciu budki uprzedziły w tym roku szczwane sikory bogatki. Tego się właśnie obawiałam po zeszłorocznych awanturach między tymi dwoma gatunkami sikor. Moje ulubienice sikory modre w niebieskich czapeczkach są mniejsze od swoich kuzynek w czarnych beretach. Gdy ostatnio przyuważyłam je, gdy zaglądały zawiedzione do swojej budki zajętej przez bogatki, postanowiłam kupić nową specjalnie dla nich. Miejmy nadzieję, że nie jest jeszcze za późno na to, by założyły gniazdo w nowej budce. Kawki już na dobre zadomowiły się w kominie. Właściwie można powiedzieć, że stały się stałymi lokatorami, a takie sąsiedztwo przez ścianę, bo akurat mój pokój sąsiaduje z kanałem kominowym, wiąże się nie raz z koniecznością cierpliwego znoszenia kawkowych awantur. Trochę jak w bloku. W tym roku postanowiłam nieco oswoić ze sobą kawki. Zaczęłam nabijać ogryzki jabłek na płot i spotkało się to z ich aprobatą. Już kilkukrotnie przylatywały i dziobały owoce. Bardzo często nie przejmowały się tym, że jestem w pobliżu. Oczywiście dziobiąc jabłka, bardzo często te spadały z siatki na ziemię, więc podchodziłam i na nowo mocowałem je na parkanie. Z pewnością nie mogło to umknąć uwadze ptaków, bo przygląądały się temu i wracały dalej dziobać owoce. Coraz częściej również kawka przylatuje na podwórko, kiedy się po nim krzątam. Siada mi nad głową na drucie telefonicznym i coś tam gada, więc jej odpowiadam, starając się, by ta odpowiedź była możliwie najbardziej zbliżona do kawkowych odgłosów. Może uda nam się ostatecznie znaleźć jakiś wspólny język. Dzisiaj obserwowałam, jak jedna z kawek przechadzała się po podwórku dumna jak paw. Ponoć to bardzo inteligentne ptaki, z którymi warto pozostawać w dobrych relacjach, ponieważ plotki o niedobrych ludziach w kawkowym świecie rozchodzą się jak błyskawica pocztą pantoflową i wówczas nie jest się bezpiecznym nigdzie w świecie. Jak nadepnie się jednej kawce na odcisk, trzeba liczyć się z odgłosami niezadowolenia tych ptaków praktycznie wszędzie. Sójki zawsze zachwycają mnie swoim kolorowym upierzeniem. To ponoć drapieżne ptaki, które mogą zaatakować nawet sikory. Na podwórku bywają zasadniczo gośćmi. Zwłaszcza wtedy, kiedy znudzone jedzeniem psy oddalają się od niedojedzonego jedzenia w miskach. Takiej okazji nie przepuści ani sójka, ani sroka. Najzabawniejsze u sójek jest to, że są niezwykle muzykalne i pojętne. Szybko uczą się nowych dźwięków, więc nie należy się dziwić, jeżeli nagle usłyszymy z gałęzi miauczenie wprost łudząco przypominające miaukanie naszego kota. Dzisiaj przyuważyłam na sąsiedniej działce dwie wiewiórki. Czyżby to były moje Pipy, które rok temu odchowywały się w budce dla kawek. Ciekawe, czy w tym roku również zajmą swoje zeszłoroczne lokum. W sumie bardzo bym była rada, bo dla kawek żadna budka nie jest niestety w stanie równać się z zajmowanym od dawien dawna penthousem. Oto kolejny nietypowy, aczkolwiek stały mieszkaniec mojego ogrodu - biegacz złocisty (Carabus auratus). Swoim barwnym pancerzem przypomina mi nieco egzotyczne tajskie chrząszcze. Nie byle jaki gość, bo chrząszcz z rodziny biegaczowatych, który ostatnio znalazł się na świeczniku przyrodników zabiegających o jego ochronę. Dlaczego? Otóż ten dość zwinny kolorowy owad jest najwyższej klasy tępicielem chwastów i to nawet tych, na które nie działa żadna chemia. Nie jest mu również obce polowanie na inne owady i ich larwy, dżdżownice, a nawet ślimaki oraz inne drobne zwierzęta. Nie pogardzi nawet padliną. Chwasty to dla niego zaledwie dodatek. Jako, że nie stosuję żadnej chemii w ogrodzie, tym bardziej cieszy mnie, że mam naturalnych sprzymierzeńców w postaci owadów, nie wspominając o kotce. Biegacz złocisty (Carabus auratus) A oto i kolejny chrząszcz z rodziny biegaczowatych. Biegacz gajowy. Z niewiadomych powodów upodobał sobie pływanie w małym oczku wodnym. Już dwa razy go wyławiałam i żyje. Nurek pierwszej klasy. Czyżby łakomstwo? Na dnie tego małego oczka leży dużo martwych owadów, które się potopiły, a biegacze podobno nie gardzą padliną. Biegacz gajowy (Carabus nemoralis) Pani trzmielowa. Można ją rozpoznać po dość dużych rozmiarach, samce są o wiele mniejsze, i charajterystycznym biało owłosionym odwłoku. Paradoksalnie nie należy się obawiać wziąć jej na rękę, bo mimo obiegowego przekonania o kąśliwości podobnych owadów, w przeciwieństwie do pszczół, które kąsają tylko raz i umierają, niebezpiecznych szerszeni, zasłużenie wściekłych os, trzmiele tylko z pozoru wyglądają groźnie. Co najciekawsze ten skrzydlaty owad bardzo często gnieździ się w ziemnych norkach, często tych opuszczonych przez myszy. To właśnie tam składa jajeczka, odchowuje kolejne robotnice i po ciężkiej wychowaczej pracy pozostaje by oddać się tylko i wyłącznie rozmnażaniu, przekazując robotnicom zadanie należytego zaprowiantowania kolejnych budzących się do życia larw. To właśnie z uwagi na te owady, przyrodnicy apelują o niewypalanie lub opóźnianie wypalania traw na nieużytkach. Trzmiel parkowy, trzmiel drzewny (Bombus hypnorum)
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|