A tak przy okazji dzięciołów powoli zaczyna się chyba okres godów, więc jak usłyszycie w koronach drzew jakąś ptasią awanturę, to całkiem możliwe, że to dzięcioły duże. Są znacznie mniej płochliwe od swoich zielonych kolegów, a ich stukanie i pukanie coraz częściej rozbrzmiewa teraz w leśnej gęstwinie. W przypadku dzięcioła dużego można mówić o tym, że jest to gatunek przystosowany do życia w pobliżu siedlisk ludzkich. Nierzadko można go zaobserwować zimą żerującego na wiszących w ogrodzie kulach tłuszczowych. Pewnie niektórych z Was zaskoczę tym, że skutki żerowania dzięciołów dużych na pniach drzew pozornie również mogą przypominać akty dewastacji środowiska naturalnego, których to oczywiście byśmy im nie przypisali. Otóż dzięcioł duży stukając i opukując pnie drzew w poszukiwaniu gnieżdżących się i żerujących pod korą larw owadów w przypływie nadgorliwości, wszakże nosi tytuł ptasiego lekarza i nie wypada zostawić pacjenta niedoleczonego, potrafi dosłownie okorować pień drzewa do gołej tkanki. Wygląda to dosyć przerażająco. Często zdarza się, że ludzie posądzają o to dzieło jakiegoś dzikiego zwierza, nie wspominając o biednym barbarzyńcy człowieku lub całej oczywiście pozbawionej empatii ludzkości, a tu znowu się okazuje, że to dzieło niepozornego ptaka, co więcej z tytułem doktora!
16 marca
Pytania: czy dzięcioł zielony jest stałym mieszkańcem tego terenu czy przyleciał z terenów odleglejszych w poszukiwaniu pokarmu, którego zabrakło w jego siedlisku? W przypadku tej ostatniej przesłanki, dlaczego zabrakło pokarmu we właściwym siedlisku? Czy pierwotnie źródło pokarmu było tam obecne, ale zanikło czy nie? Stopniowo czy w sposób nagły? Co przyczyniło się do jego zaniknięcia? Czy dzięcioł wróci jeszcze na sprawdzone żerowisko? Czy wrócą tu jego potomkowie?
Odpowiedź: Na podstawie wiedzy pozyskanej z wpisu o dzięciołach zielonych na blogu leśniczego, popartego doświadczeniem w pracy w terenie związanym z badaniem zależności pokarmowych między dzięciołem zielonym, a owadami bytującymi w obrębie jego terenu lęgowego, fakt zaobserwowania otworów w mrowiskach świadczy jednoznacznie o tym, że znajdujemy się na terenie lęgowym dzięcioła zielonego. Jest to ptak ostrożny i płochliwy. Aby go zaobserwować, konieczna jest dłuższa obserwacja z ukrycia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie regularnie wracał na dotychczasowe żerowiska. Z czasem w miarę postępującego ocieplenia i wzmagania się aktywności mrówek zanikną otwory i korytarze drążone przez ptaka. Nie będzie już potrzeby ingerowania tak bardzo w kopiec, ponieważ mrówki będą oblegały go z zewnątrz. W okresie zimowym jednak owady hibernują głęboko wewnątrz kopca, co zmusza dzięcioła do drążenia wgłąb mrowiska.
22 marca
Pytania: Czy to dzięcioł wykonał te małe otwory w kopule mrowiska? A może inny ptak lub zwierzę? A może są naturalnym skutkiem zapadania się budulca mrowiska (sieczki brzozowej) pod wpływem czynników atmosferycznych (a więc korozji spowodowanej deszcz, grad, śnieg itd.) w wyniku powstałej wcześniej większej wyrwy wewnątrz?
Odpowiedź: Z pewnością znajdujemy się na terenie lęgowym dzięcioła zielonego, więc najprawdopodobnie wracał on ponownie na rozkopane wcześniej kopce, choć powstałe mniejsze otwory mogą być również spowodowane korozją w wyniku działania czynników atmosferycznych.
30 marca
Pytania: Ile mrówek ginie pośrednio i bezpośrednio przy tej okazji? czy dzięcioł jest odporny na kwas mrówkowy? dzięki czemu? czy wybiera tylko larwy, a mrówki zostawia w spokoju? jeżeli faktycznie rozkopuje mrowiska w poszukiwaniu tych pędraków, to dlaczego? czy przedstawiają sobą pożywniejsze źródło pokarmu od larw mrówek umożliwiające przetrwanie trudnego okresu przesilenia?
Z informacji pozyskanych z wpisu o dzięciołach zielonych na blogu leśniczego, którego autor brał udział w badaniach terenowych poświęconych zależnościom pokarmowym między dzięciołem zielonym, a bytującymi w obrębie jego terenu lęgowego owadami wynika, że mrówki, a w okresie zimowym w szczególności larwy mrówek, których zdobycie jest przyczyną drążenia tak głebokich i dużych otworów w kopcach, są jego głównym źródłem pożywienia i, że dzięcioł zielony jest wręcz uzależniony od odpowiedniej dawki nie tylko mrówek i ich larw (szklanka mrówek dziennie to średnia dzienna racja niezbędna do przeżycia jednego osobnika), ale w ogóle samego kwasu mrówkowego. Na ten ostatni jest z resztą uodporniony. Przed drażniącym kwasem (stwierdzonym również we włoskach pokrzyw) chronią go skutecznie pióra. Dodatkowym ułatwieniem jest również długi sprężynowy język. Jeżeli chodzi o larwy wspomnianych wyżej chrząszczy, dzięcioł nie pogardza nimi, choć stanowią drugorzędne, żeby nie powiedzieć marginalne źródło pokarmu. Jakby "przy okazji". Sam fakt zaobserwowania takich otworów w mrowiskach świadczy też jednoznacznie o tym, że jesteśmy na terenie lęgowym dzięcioła zielonego, przy czym jest to ptak płochliwy i ostrożny, niełatwo go wypatrzeć.
Pytania: Czy faktycznie te larwy zimują w mrowiskach bez szkody dla mrówek? jaką rolę pełnią? co zyskują mrówki na takim lokatorze? A lokator - dlaczego zimuje akurat w pozornie z ludzkiego punktu widzenia tak nieprzyjaznym środowisku jak mrowisko? Jaskinia lwa - chciałoby się powiedzieć. Czy jest odporny na jad mrówek? czy gdyby nie dzięcioł zostałby skonsumowany przez mrówki?
Larwy wspomnianych chrząszczy nie tylko zaimują, ale przechodzą przy pomyślnych okolicznościach cały swój nieraz 2-3 letni okres rozwojowy, w trakcie którego kilka razy się przepoczwarzają, zwiększając za każdym razem swoje rozmiary. Generalnie mrówki ignorują larwy. W miarę zwiększanie przez nie rozmiarów mogą jednak podgryzać larwy, choć bez specjalnej dla nich szkody. Larwy nie padają ofiarami konsumpcji przez mrówki. Same odżywiają się jedynie materią roślinną, której jest sporo w kopcu. Nie są to straty specjalne dotkliwe dla mrówek. Szybko je uzupełniają. Kwietnica różówka, jeden z bytujących w mrowiskach chrząszczy, jest odporna na ataki kwasem mrówkowym i ukąszenia mrówek dzięki swojemu twardemu pancerzowi, dzięki czemu zagrzebuje się głęboko w kopiec i tam też składa jaja. W przeciwieństwie do kruszczycy złotawki, która składa jaja w wierzchniej warstwie kopca, po czym opuszcza mrowisko, kwietnica może współżyć pokojowo z mrówkami przez dłuższy czas. Jedyną potencjalną szkodą dla mrówek z takiej symbiozy mogłoby być prawdopodobieństwo nosicielstwa przez chrząszczy roztoczy szkodliwych dla mrówek. W anglojęzycznej pracy naukowej na temat nosicieli roztoczy wśród chrząszczy: http://rcin.org.pl/.../WA058_52865_P256-T55_Frag-Faun-Nr... stwierdzono, że kwietnica różówka jest nosicielem roztoczy z gatunku Coleopterophagus megnini (Berlese, 1881). Z kolei kruszczyca złotawka jest ich przypadkowym nosicielem. Dla mrówek obecność roztoczy może mieć dwojaki szkodliwe skutki (antmania): "Istnieją dwa rodzaje roztoczy wśród mrówek: odżywiające się resztkami w gnieździe i odżywiające się hemolimfą na mrówkach. Te pierwsze mogą zasmakować w jajkach, skutecznie spowalniając, lub nawet hamując rozwój kolonii. Te drugie mogą po prostu zabijać robotnice przez wyssanie im hemolimfy (krwi mrówek)." Nie ma jednak pewności, że wymieniony gatunek roztocza C. megnini faktycznie występuje w sposób ciągły, czy jedynie istnieje prawdopodobieństwo jego występowania na kruszczycy i, czy faktycznie mrówki mogą stać się jego nosicielem, a jeżeli tak, to w jaki sposób ten gatunek roztocza ostatecznie oddziaływuje na mrówki i mrowisko. Przede wszystkim należałoby w pierwszej kolejności potwierdzić występowanie tych chrząszczy lub ich larw w mrowiskach, a następnie pobrać próbki umożliwiające stwierdzenie obecności roztoczy na chrząszczach lub ich larwach, mrówkach i ich larwach, w budulcu kopca.
Czy rozkopane mrowisko zyskuje na swojej dewastacji? Jakby nie patrzyć przypomina to nieco wietrzenie pałacu. Czy jednak dzięcioł staje się narzędziem selekcji naturalnej, czyli przetrwają najsilniejsi, mrowisko się odnowi, niedobitki pędraków będą się dalej rozwijać, dzięcioł przetrwa głodowy okres przesilenia i zapewni przetrwanie swojego gatunku, a życie zatoczy kolejne nowe koło i za rok mrowiska rozkopie ponownie jego potomek. Z całą pewnością nie można mówić jedynie o negatywnych skutkach ingerencji jednego gatunku w życie innego gatunku, kierują nią z pewnością również obupolne korzyści. Pozorna dewastacja pociąga za sobą odbudowę. Pozorne straty generują zyski. Choćby jeżeli idzie o przetrwanie gatunku. Siłą mrówek jest ich ogromna ilość, a także wyspecjalizowanie osobników. Przeważająca większość to robotnice. Najważniejsze dla kolonii jest przetrwanie królowej lub królowych w zależności od gatunku. Z pewnością też niewszystkie pędraki padną ofiarą konsumpcji przez dzięcioła zielonego. Te, które przetrwają atak ptaka, będą się dalej rozmnażać. Nawet w przypadku zwierząt żyjących na jednym z najmniej wilgotnych terenów pustyni libijskiej, gdzie wilgotność w porównaniu z 40% wilgotnością Sahary spada do piekielnych 18%, co dla przeciętnego człowieka przy braku wody oznacza śmierć z wycieńczenia w ciągu zaledwie 19 godzin, natura rządzi się zaskakującą rozmyślnością w dbaniu o ciągłość zaopatrzenia w ślimaki na rachitycznej roślinności pustynnej poprzez wykształcenie swojego rodzaju naturalnego umiaru w konsumpcji. Otóż dla przykładu fenek pustynny udający się na żer o świcie, zjada jedynie ślimaki z wyselekcjonowanych krzaczków tak, aby nie zaburzyć ekosystemu i zapewnić ciągłość łańcucha pokarmowego. Czym kieruje się w swojej selekcji? Czy podobnie, jak inne mięsożerne drapieżniki, selekcjonuje osobniki najsłabsze? Co decyduje o słabościach przedstawicieli gatunku w przypadku bezkręgowców? A może nie ma to znaczenia? Być może znaczenie ma ilość, zachowanie pewnej normy i równomierne rozmieszczenie, a więc kontrolowana selekcja gwarantująca dalsze rozmnażanie się gatunku, a co za tym idzie zapewnienie wspomnianej ciągłości pokarmowej? Czy na tej samej zasadzie wspomniane ślimaki konsumują krzaczki, na których żerują? Jedno jest pewne zgłębianie zależności występujących i zachodzących w świecie przyrody to fascynująca przygoda. Materiał na film akcji lub dobry kryminał.
To owoce wiązu. W Polsce można spotkać aż trzy gatunki wiązów: wiąz górski (Ulmus glabra), wiąz pospolity (Ulmus minor) oraz wiąz szypułkowy (Ulmus laevis), nie wspominając o odmianach, np. wiąz ‘Camperdownii’ (Ulmus 'Camperdownii’), wiąz Holenderski (Ulmus x hollandica), wiąz syberyjski (Ulmus pumila) oraz innych drzewach wiązowatych, tj. brzostownicy. Ogółem na świecie występuje aż 40 gatunków wiązów. Okazało się, że wcale nie będzie tak łatwo ustalić po samych owocach, jaki to dokładnie gatunek. Owoce wszystkich trzech głównych gatunków są bardzo podobne wizualnie. Przydałyby się dodatkowe próbki, np. liści. Z całą pewnością wykluczyć można wiąz szypułkowy, którego owoce mają zaledwie 1 cm długości. Te, które są widoczne na zdjęciu mają 2 cm średnicy. Kolejnym wyróżnikiem jest położenie płaskich orzeszków wewnątrz błoniastego skrzydełka. W owocach wiązu polnego umieszczone są one ekscentrycznie na wysokości jednej trzeciej jajowatego skrzydełka. Z kolei te na zdjęciu powyżej zdecydowanie położone są w samym jego środku. Wychodzi wiec na to, że to owoce wiązu górskiego (brzostu). Gatunek ten rośnie na terenie całego kraju od nizin aż po góry. Najczęściej można go spotkać w wilgotnych dolinach lub na terenach kamienistych. Kwitnie wczesną wiosną jeszcze przed pojawieniem się liści. Owoce dojrzewają i opadają już pod koniec maja. Rośnie w półcieniu i odnawia się z nasion lub poprzez wydawanie pędów odroślowych. Jego drewno wykorzystywane jest do wyrobu mebli.
To jeden z najpospolitszych rosnących w Polsce mchów, którego często można spotkać na chodnikach, murach, a nawet dachach. Pędzlik murowy (Tortula muralis). Co ciekawe jest nie tylko odporny na zanieczyszczenie, ale również na suszę i nasłonecznienie. Swoisty pionier przygotowujący tak niegościnne podłoża pod dalszą sukcesję roślin. Jego małe zielone wysepki wiosną jaskrawią się ognistymi akcentami długich sterczących sporofitów przypominających pędzelki. Ich żywot jest krótki. Długie, nierozgałęzione łodyżki, sety, zakończone są na szczycie charakterystyczną zarodnią. Po uwolnieniu zarodników obumierają.
Te przypominające muszelki grzyby przyrośnięte jak ostrygi do powierzchni drzewa to owocniki rozszczepki pospolitej (Schizophyllus communis). Jest to grzyb nadrzewny. Nazwa wzięła się od rozszczepionych blaszek owocników widocznych wtedy, gdy
grzyb jest suchy.
Ta purpurowa rozeta liści należy do wiesiołka dwuletniego (Oenothera biennis), rośliny z rodziny wiesiołkowatych. Liście zachowają czerwonawy kolor aż do jesieni pod warunkiem, że roślina nie rośnie w zacienionym miejscu. Czerwone barwniki chronią przed ostrym słońcem i zniechęcają do odwiedzin roślinożerne owady. Gatunek pochodzi z Ameryki Północnej. Latem wypuści wyprostowaną i zwykle nierozgałęzioną łodygę, na której szczytowym, groniastym kwiatostanie zakwitną żółte kwiaty. Jest to roślina występująca pospolicie na glebach piaszczystych.
Ten mrożący krew w żyłach niebiański spektakl to końcowy etap rozbudowywania się kłębiastej chmury deszczowej Cumulonimbus. Jest to gatunek chmury najbardziej rozbudowanej w kierunku pionowym z tendencją do wypiętrzania w piętrze wysokim do postaci olbrzymiego kowadła lub grzyba. Towarzyszące temu zjawiska fizyczne są zazwyczaj bardzo gwałtowne podobnie, jak samo pojawienie się chmury: silne podmuchy wiatru, silne prądy wznoszące i zstępujące, a przede wszystkim opady deszczu, śniegu lub gradu. W tym akurat wypadku wkrótce po wykonaniu tego zdjęcia nastąpił opad zmrożonego deszczu zbliżonego do gradu, którego zwiastun dostrzec można zresztą na zdjęciu w postaci jaśniejszych skośnych smug na tle zacienionych partii chmur.
Przy okazji sprzedam Wam świetny sposób na połączenie przyjemnego z pożytecznym. Zabrałam się dzisiaj za małe porządki w ogrodzie. Przy okazji oczywiście obserwowałam ptaki, choć właściwie nie musiałam się specjalnie starać. Same zwracały na siebie dzisiaj uwagę. Na dobry początek trio dzięciołów dużych. Oj, straszny dzisiaj robiły rajwach. Wszystkie ptaki schodziły im z drogi, gdy latały z drzewa na drzewo. Sikory, choć ponoć nie należą do rannych ptaszków, pozostały w tyle ze swoim typowym przekomarzaniem się. Awantura na sto dwa. Czyżby okres godów, a może rywalizacja o najbardziej robaczywe drzewo w okolicy!? Stukanie i pukanie rozbrzmiewało zresztą cały dzień co najmniej jakby dzięcioły nadawały do siebie alfabetem Morse'a jakieś tajne wiadomości. Być może to element skomplikowanej gry zalotników zabiegających o względy samicy. Co najmniej jakby jeden dzięcioł przekrzykiwał się, a dokładnie przestukiwał się z drugim, by udowodnić, że znalazł najlepsze żerowisko - najbardziej robaczywe drzewo w okolicy. Co raz wracały z powrotem na moje podwórko, przy płocie rosną bowiem pełne dziupli sosny zamieszkałe przez nie i kowaliki, swoją drogą te ostatnie wydawały się poirytowane ich awanturami, opukiwały podwórkową robinię z jeszcze większą zapamiętałością, pełzając nerwowo co raz to w górę, co raz to w dół. W przeciwieństwie do dzięciołów potrafią chodzić po drzewach i opukiwać je w każdej pozycji - również wisząc z głową w dół. Do tej całej hałastry dołączyły wkrótce szpaki. I-u-i-u, i-u-i-u - zawsze mnie bawią te ich sygnały. Co najmniej jakby kogoś przedrzeźniały. Pewnie i było, kogo, bo loża szyderców, kawki, wyjątkowo aktywnie przeszukiwała pokrytą pierzyną liści sąsiednią działkę na spółkę z tajnymi agentami kosami, które z racji większego obycia z człowiekiem nie boją się spacerować po podwórku w obecności człowieka, nie omieszkały i mi nieco pomóc w uprzątaniu grządek. Gdyby nie kotka, pewnie bardzo by mi pomogły. Tymczasem kos uciekł, a kotka zaintrygowana oczyszczaniem przeze grządek z liści, doszła do wniosku, że chyba coś jest na rzeczy i zaraz znalazła sobie bojowe zadanie w postaci wykurzania licznie gnieźdzących się w leśnej ziemii nor gryzoni. Dopiero o zmroku wszystko jakby się uspokoiło i kosy oddały się tradycyjnie swoim wieczornym pieśniom na dobranoc. Zrobiło się iście wiosennie.
A jeżeli mimo to Was nie przekonuję do takich spontanicznych obserwacji, to zachęcam do naprawdę przyjemnej dla laika literatury autorstwa Simony Kossak. "Opowieści" idealne dla tych, których bardziej ciągnie do fauny. Z kolei "O ziołach i zwierzętach" to świetna pozycja dla tych, którzy wolą mniej ruchliwą florę, choć znajdziecie tutaj również kilka ciekawych opowieści o różnych leśnych zwierzętach. Nie musicie mieszkać w Puszczy Białowieskiej, aby zaobserwować część z nich w swoim własnym ogródku czy na działce.