Ja właściwie przyjęłam zupełnie inną postawę niż główna bohaterka. Postawę, która nie daje ludziom możliwości zrozumienia mojego postępowania ani moich stanów, które nie odbiegają daleko od stanów, które przeżywa główna bohaterka, ale która pozwala mi odciąć się, uciec, unikać sytuacji, w których nadal realizowałabym schemat. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, a co nie zostało właściwie uwzględnione w filmie, że ten schemat działa na wszystkich płaszczynach życia - relacjach zawodowych, relacjach damsko-męskich. Być może różnica polega na tym, że bohaterka choć również oszukana przez matkę w kwestii ojca, miała jednak świadomość, że ojciec był i był złym człowiekiem, dlatego nie odczuwała potrzeby poznania go i choć ostatecznie faktycznie okazuje się, że ojciec wcale nie jest kimś godnym szacunku, to jednak wcześniej tej wątpliwości nie było, dlatego też relacje damsko-męskie nie były aż tak obciążone niewiedzą. Właściwie wszystko to, co ona już przeżyłam. Być może za wyjątkiem bycia faktycznie u nadziei i zawodowego sukcesu, które jednak matka głównej bohaterki obraca w niwecz decyzją o pozbawieniu się życia w kluczowym momencie życia córki. Dla mnie, choć ktoś mógłby zasugerować, że jest to w istocie czyn heroiczny, bo przecież samobósjtwo wydaje się w tym momencie jedyną możliwością ostatecznego uwolnienia córki od siebie samej, jest postępowaniem tchórzliwym, okrutnym i de facto ostatecznym ciosem w plecy dla córki, która będzie musiała do końca swych dni żyć w poczuciu winy. Jest to nieuniknione zważywszy na efekt Pawłowa, który został wykształcony w filmowej relacji między córką i matką. Ta wiecznie nakręcającą się spirala poczucia winy jest mi również bardzo bliska. Nie wiem, czy można z nią walczyć. Nie wiem, czy można się od niej uwolnić. Jedyna nadzieja w izolacji. Znam przykłady z życia wzięte, gdzie faktycznie okazało się to jedynym skutecznym rozwiązaniem, aby córka mogła żyć i być szczęśliwa. Jest to równie okrutne rozwiązanie jak to, które przyjęła matka bohaterki, ale na tym polega wojna światów, że ktoś musi zadać ostateczny cios. Jest tylko jeden zwycięzca. Dla mnie w "Zbliżeniach" jest nim niestety matka. Czy w moim filmie też zwycięzcą będzie matka? A może uda mi się odejść wcześniej w ten lub inny sposób? Czy każda forma odejścia może być zwycięstwem? Nie mówię dla innych, ale dla samego siebie?
http://zalukaj.tv/zalukaj-film/22288/zblizenia_2014_.html
Ja też nakręciłam już kiedyś film o tym, że odchodzę od matki. Byłam na pierwszym roku studiów w Szkole Filmowej. Film nakręciłam w tajemnicy przed matką, nigdy też go jej nie pokazałam. Sama również do niego nie wracam. Przypomina mi bowiem o tym, co się miało stać, a się nie stało. Na zawsze zostało uwięzione na taśmie miniDV. Czas zatrzymał się wraz z końcem taśmy. Tamten film się urwał na zawsze.