Już na samym wjeździe do Koszajca moją uwagę przyciągnęły piękne wiejskie ogrody. Takie tradycyjne kwiatowo-warzywne. Wzdłuż podjazdu do jednej z posesji rosła ściana wysokich malw. Przypominały mi nieco kwiaty hibiskusa. Żałowałam, że nie zadbałam o to, aby tej wiosny kilka malw posadzić również u siebie w ogrodzie. A tutaj gospodyni wręcz je kosiła, bo ewidentnie pleniły się niemalże jak chwasty. W głębi rosły jeszcze inne kwiaty, a na grządkach wszelkiego rodzaju warzywa. Zawsze marzył mi się taki wiejski ogród. Pozostało mi jedynie pocieszyć się myślą o swoim hibiskusie, bo zapowiadało się, że w tym roku będzie kwitł równie pięknie jak te malwy. Jeden z pąków zapewne rozwinie się już jutro. Pierwsza połowa lipca to bardzo wcześnie jak na niego. W ubiegłym roku zakwitł dopiero pod koniec sierpnia.
Jadąc dalej, minęłam po drodze poletko, na którym pasły się dwie łaciate krowy. Aż miło było popatrzeć nie tylko dlatego, że widok krowy to już w okolicy prawdziwa rzadkość, jak byłam dzieckiem do pierwszego gospodarstwa z krową miałam zaledwie 5 minut rowerem, teraz już prawie pół godziny, ale również dlatego, że krowy były pięknie odkarmione i w niczym nie ustępowały tym, które miałam okazję spotkać w czerwcu na Suwalszczyźnie. Właścicielkę powinna rozpierać duma! Za zachętą napotkanej znajomej, postanowiłam zajść do gospodyni i spytać, czy byłaby możliwość zakupienia mleka prosto od krowy. Okres letni to najlepszy czas na zakup mleka - wówczas krowy przebywają najwięcej w plenerze i przekłada się to również na jakość mleka.
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub mój fanpage Wycieczki Osobiste.