Jakby porównać zdjęcie sprzed stu lat z tym, jak pałac wygląda obecnie, wydaje się jakby czas się zatrzymał. To pocieszające, że mimo niedostępności tego miejsca przez tak długi czas, możemy dzisiaj przechadzać się starannie wytyczonymi i zadbanymi parkowymi ścieżkami, przysiąść na ławce jak sama Mira Zimińska-Sygietyńska, oddychać lasem pełną piersią i z całą pewnością stwierdzić, że nic się nie zmieniło. No... prawie nic. Odeszli Ci, którzy wydawać by się mogło byli duszą tego miejsca. Wydawać by się mogło, że wraz z nimi przeminie i sława Mazowsza, a zabytkowy kompleks podupadnie. A jednak nie. Jednak sława założycieli przeżyła ich samych, dopełniając świetności zarówno zespołu, jak i całego kompleksu. Ich poświęcenie nie poszło na marne. Karolin ożył na nowo! Tylko te schody... Wydawały mi się niegdyś większe. Dzisiaj pierwszy raz stanęłam u ich legendarnych stopni. Już nie pierwszy raz w trakcie swoich wycieczek osobistych mierzę się z tym architektonicznym elementem (mam przecież za sobą majową wizytę w Zamościu i podobną przymiarkę do palisadowych schodów jednego z najsławniejszych ratuszy w Polsce) niemal jak z czymś godnym jedynie biernego podziwu. Ku swojemu zdziwieniu po raz kolejny orientuję się, że nie spróbowałam nawet wejść na szczyt. Jakby nie istniał. Jakby nieistotna była roztaczająca się z niego perspektywa. Jakby perspektywa w ogóle nie miała dla mnie żadnego znaczenia. A być może wolałam nie uchylać w pełni rąbka tajemnicy...
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub mój fanpage Wycieczki Osobiste.