Tytułem wstępu
Reise fieber - to właśnie z tego wynikł pomysł na Wycieczki Osobiste. Gorączka podróży towarzyszyła mi już od dłuższego czasu, bo swoje samodzielne podróże po Polsce zaczęłam ponad dwa lata temu. Wcześniej obnosiłam się z dumą zachwytem nad własną ojczyzną i broniłam jak lwica przekonania o tym, że w niczym nie umywa się od światowej egzotyki. Jednak nie podróżowałam tak na prawdę po Polsce, a raczej nie poznawałam jej tak jak należy. Wszystkie moje odkrycia były jakby przy okazji gonitwy dom-uczelnia-dom-praca-dom-uczelnia, choć rzadko pozwalałam sobie na postoje, to zawsze było i będzie, myślałam sobie, standardowym "następnym razem" zostawiałam w tyle miejsca, które mnie intrygowały. Pewnie robiłabym tak nadal.
Podróżowałam również za granicę już od najmłodszych lat, bo moja mama była zagorzałą fanką egzotycznych włajaży, mnie jednak zawsze doskwierał zorganizowany charakter wycieczek, marzyłam zupełnie o innym podróżowaniu, o zbaczaniu z utartych szlaków, o konfrontacji ze zwykłymi ludźmi, o odrobinie survivalu zamiast białych ręczników i klimatyzowanego autokaru, i tak też w wieku 18 lat zbuntowałam się i większość moich podróżniczych doświadczeń związana była już prawie tylko z Polską. Głównie były to wyjazdy wakacyjne lub ferie zimowe, które były prawie zawsze umotywowane sportem (chodzenie po górach, narty, żagle). Było też kilka zagranicznych włajaży turystycznych - objazdowa wycieczka samochodowa po Szkocji - i zawodowych - wyjazd na Ukrainę w ramach realizacji projektu filmowego, a wreszcie kamień milowy wyjazd do Monachium, gdzie jakby żyłam i pracowałam, choć właściwie ani jedno ani drugie, i to też powrót z tego wyjazdu zaczął powoli kruszyć mój wydawać by się mogło niezachwiany światopogląd na życie.
Wróciłam na studia do Polski, bez stypendium ani żadnego wsparcia finansowego rodziny ani państwa zmuszona byłabym pracować, w pewnym momencie rozdarta byłam między dwa miasta, wszystko to jakoś się nie kleiło, perspektywa ukończenia studiów, obrony kolejnej magisterki czy choćby zrobienia absolutorium coraz bardziej się oddalała wraz ze spadkiem motywacji, której nie dawały mi już ani studia, ani życie prywatne, ani praca, którą przyszło mi wykonywać. Ten brak motywacji szybko odbił się na moim ogólnym samopoczuciu. Po prostu się wypaliłam i rozpaczliwie szukałam jakiejś deski ratunku. Któregoś weekendu zrobiłam coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam. Wyruszyłam w swoją pierwszą w życiu wycieczkę w Polscę. Podróż dla podróży. Nie związaną z pracą, studiami czy realizacją jakiegokolwiek celu czy planu. Po prostu ruszyłam w drogę. W nieznane. W Polskę. Nie szukałam niczego ani nikogo. No być może poza samą sobą. Chyba wciąż szukam siebie, choć chyba mniej się już na tym skupiam, a bardziej na tym, co jest wokół mnie, na ludziach, na nowych doświadczeniach.
Trudno dopatrzeć się jakiejś reguły w początkach mojego podróżowania. Chyba dopiero nieplanowany wyjazd do Australii w całej swojej dramatyczności poskutkował wyciągnięciem wniosków odnośnie tego, jak chcę, aby dalej wyglądało moje życie, a raczej jak chcę, aby to życie nie wyglądało. Nieoczekiwanym skutkiem ubocznym była gorączka podróży, która trawi mnie dotąd, i, która była motywacją dla stanowczego postanowienia i obietnicy podejmowania dłuższego wyjazdu w Polskę choćby raz w miesiącu, nie mówiąc już o konsekwentnym realizowaniu różnych marzeń po drodze. Realizacja tego zamierzenia sprawiła, że zaczęłam uświadamiać sobie wiele rzeczy - przede wszystkim ograniczeń i przeszkód, które piętrzą się przede mną cały czas, choć jednocześnie nie pozwalają mi paradoksalnie poddać się w swoim postanowieniu i motywują do działania nie tyle związanego z samym pragnieniem podróżowania, co związanego z życiem w ogóle. Wcześniej nie znajdowałam nieraz motywacji by wstać rano, na tyle sprzykrzyło mi się życie. Często nie widziałam sensu, aby wstawać i robić cokolwiek. Czułam się niepotrzebna, czułam, że wszystko to, co potrafię, właściwie nikomu nie jest potrzebne. Wraz ze swoim postanowieniem o podróżowaniu po Polsce, uświadomiłam sobie również, że nie ma sensu wychodzenie do ludzi z deklaracjami, że chciałabym coś zrobić, po prostu szkoda na to czasu, muszę to po prostu robić - pisać, fotografować, malować, podróżować - czego tylko dusza zapragnie, a reszta albo przyjdzie sama albo nie.
Niektórzy znajomi lub napotkani na drodze ludzie szukają czasem dziury w całym i podchwytliwie pytają: "No, dobrze, Polska, ale jest tyle egzotycznych miejsc na świecie...", odpowiadam im, że owszem jest i Polska przypomina mi często o niektórych z tych, w których miałam okazję być i wcale nie zamykam się na świat. Na daną chwilę świat jest jeszcze poza granicami moich możliwości nie tylko finansowych, ale również i psychicznych. Wierzę, że jak oswoję swój własny dziki kraj, to czas przyjdzie i na wielki świat, a te doświadczenia, które zyskałam podczas podróży po Polsce sprawią, że samotna podróż choćby i dookoła świata nie będzie mi straszna. Polska ma wcale wielkie oczy - lubię mawiać. Albo mam tak zadziwiające szczęście do ludzi albo tak zadziwiający na nich wpływ, myślę, że wiele od tego, jaki jest świat i ludzie wokół nas zależy od tego, jacy jesteśmy my sami.