Chyba powoli zbliża się czas na podsumowanie sezonu warzywnego. Przynajmniej w moim ogrodzie. Był to rok kolejnych spontanicznych eksperymentów. Na pierwszy ogień pójść musi zdecydowanie zaadaptowanie dachu garażu na poczet plantacji pomidorów, które wyjątkowo w tym roku obrodziły. Wciąż wisi na łodygach porcja na kolejny przecier. Temu urodzajowi, choć niewątpliwie dopomogły mu korzystne warunki meteorologiczne, no może mogłoby częściej padać, bo konieczność ciągłego nawadniania na wysokości była chyba największą bolączką, z pewnością sprzyjały większa ekspozycja na słońce osiągnięta przez wywyższenie plantacji, ogród znajduje się na dość mocno zalesionym, a tym samym zacienionym i wilgotnym terenie, jak również eliminacja ryzyka dostępu szkodników z gruntu. Analogicznie było w przypadku cukinii, która dała aż dwa przyzwoite owoce, choć ostatnio odkryłam, że i cukinie posadzone w gruncie jakby odżyły i zawiązało się kilka owoców. Chyba czekały na ustąpienie tropikalnych upałów, a jesień zapowiadająca się na wyjątkowo ciepłą wciąż rokuje pozytywnie na dojrzenie owoców dla odmiany żółtych. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o dyni i o tykwie, choć początkowo wydawało się, że plon będzie równie okazały. Garażowy plon ostatecznie się zmarnował. Być może temperatura blachy falistej zadziałała dosłownie jak patelnia. Na szczęście uchowała się jedna dynia na ogrodzeniu. Niezmordowanej dyni z całą pewnością nie straszne ani nieokiełznane dzikie wino ani chmiel. Za sukces postrzegam jednak również fakt, że tykwa zakwitła pięknie na biało. Kwiaty w istocie robiły wrażenie. Szokiem były dla mnie ogórki o ekscentrycznej żółto-seledynowej skórce. Myślałam, że zgniły, ale w środku były takie, jak każdy inny zdrowy ogórek. Ponoć żółta skórka i wybrzuszony kształt świadczą o niedoborze magnezu w glebie. Dziwi mnie to, bo podlewałam je z początku zarówno obornikiem, jak i nawozem z pokrzywy, a potem już tylko tym ostatnim, choć generalnie nie robiłam tego ani regularnie ani zbyt często. Są to najlepsze źródła magnezu i innych substancji korzystnych dla wzrostu roślin, więc dziwi mnie taki obrót spraw. W każdym razie najważniejsze, że w ogóle urosły, nie zgniły i spełniają wszelkie walory smakowe tradycyjnego ogórka. Okiem "artysty" muszę przyznać, że ich ekscentryczne ubarwienie nawet przypadło mi do gustu. O kukurydzy już wspominałam. Choć kolby nie spełniają standardów Unii Europejskiej, z pewnością można je zaliczyć jako przyzwoity plon uprawy ekologicznej. Moje bure piranie udające karasie już szczerzą zęby na myśl o konsumpcji tej zdrowej żywności. Zamierzam uszczknąć im kilka lepszych okazów. Fasolka szparagowa, bób i groszek dały plon satysfakcjonujący, choć zdecydowanie gorzej znoszą okresy przedłużających się upałów i suszy. Podobnie czarna porzeczka. Zaskoczyły mnie za to marchewki i buraki. Wszystko wskazuje na to, że pod koniec sezonu czeka mnie nie lada uczta. Wykopałam również ziemniaki. Choć małe, po ugotowaniu okazały sie bardzo smaczne. Niektórzy za takie małe sałatkowe ziemniaki byliby gotowi zapłacić w sklepie fortunę. Ponadto rozbuchał mi się na rabacie physalis, czyli miechunka. Nazbierałam już pierwsze lampionowate owoce całkiem przyzwoitych rozmiarów. Pachną zabójczo! Warto wspomnieć, że ta miechunka należy do świętej trójcy przezimowanych roślin zaraz obok jednego z krzaczków koktajlowych pomidorów i papryki, a z tej ostatniej rośnie powoli krzak z prawdziwego zdarzenia, łodyga zdrewniała, a krzaczek rzutem na taśmę nawet zaowocował. Na łodydze wiszą cztery owoce rokujące cieniem nadziei na małe papryczki, choć trudno mi w tym momencie stwierdzić, z których nasion, więc nie wiem, czy rosną małe papryczki chilli czy standardowe owoce. Zrobiło się również o wiele bardziej kwietnie niż rok temu. Do słoneczników, nasturcji i rudbekii dołączyły w tym roku kosmosy, ślazówki, a nawet nagietki. Zakwitło pięknie również kilka irysów. Zdecydowanie spóźniłam się w tym roku z wymarzoną cynią, choć dzięki uprzejmości rolników na targu wiem już, gdzie i, kiedy nabyć sadzonki. Liczę, że w następnym roku zakwitną również malwy, których zazdroszczę wciąż wiejskim ogrodom. W tym roku prym wiodły jednak żółte wiesiołki. Jeden z nich tak się zagalopował, że osiągnął wysokość i obwód całkiem pokaźnego krzaka. Żal mi go było jednak usuwać z grządki. Przy tej suszy obawiam się, że i tak niewiele by to zmieniło dla rosnącego obok bobu, który i tak radził sobie całkiem nieźle. A poniżej kolorowe nasiona fasoli wielokwiatowej, która cieszy oko również pięknymi czerwonymi kwiatami. Nasiona pozyskałam przypadkiem przy okazji zakupu nasion pod koniec zimy. Po remanencie właścicielom pozostał kosz pełen przeterminowanych nasion do rozdania - do wyboru do koloru. Oczywiście wzięłam wszystkiego po trochu, zastanawiając się przy okazji, gdzie ja to wszystko wysadzę. Rzutem na taśmę zaowocowała również fioletowa fasola tyczna 'Blauhilde'. Podobnie jak fasola wielokwiatowa urozmaica ogród mniejszymi, ale dla odmiany fioletowymi kwiatami, z których ostatecznie wykształcą się imponującej wielkości szerokie fioletowe strąki.
0 Comments
Leave a Reply. |
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|