A to dla odmiany Księży Młyn w Łodzi. Nie była to niestety wizyta stricte krajoznawcza ani botaniczna. Właściwie gdyby nie zawieruszona gdzieś w akcji "pierdoła", pewnie nie dzielilibyśmy się z Wami naszym zachwytem nad odkrytą przy okazji florą tego miejsca. Opuszczaliśmy je więc pozytywnie zaskoczeni. Na zdjęciu głóg dwuszyjkowy 'Paul's Scarlet'. Obsadzono nim dawny peron kolei wąskotorowej. Oprócz tego na terenie posadzono wzdłuż ceglanego muru szpaler dawno nie widzianego przez nas jarząbu szwedzkiego. Przed oczyma stanęła nam momentalnie zjawiskowa aleja prowadząca do mostu w Stańczykach (Suwalszczyzna) usłana wiekowymi już jarząbami. Miło było zobaczyć je gdzieś znowu świadomie nasadzone w myśl koncepcji pełnej rozmachu. Jeśli chcecie zobaczyć je w pełnej krasie, musicie się śpieszyć, bo powoli przekwitają. Na jesieni pokryją się baldachami czerwonych owoców. W takim zacnym towarzystwie uznanie znalazł w końcu nawet niepozorny lilak drobnolistny. Ten ostatni to z całą pewnością propozycja dla tych, którzy boją się trudnego do okiełznania wędrowniczka lilaka pospolitego. Jeżeli jesteście pasjonatami ogrodnictwa, z całą pewnością warto wybrać się na wiosenny spacer na Księży Młyn. Wielokrotnie mijałam niegdyś to miejsce, wówczas mało zachęcające, ostatnim razem w 2014 i muszę przyznać, że wiele zmieniło się na lepsze. Nie rozumiem tylko jednego - dlaczego władze miasta odnawiają miejsca dla idei, dla efektu, a nie odnawiają ich dla ludzi, którzy zamieszkiwali je nieraz przez całe życie. Ńieładnie tak pozbywać się tubylców, narzucając ceny wynajmu nieadekwatne do ich skromnych możliwości. Cena wynajmu mieszkania mojego rozmówcy wzrośnie bowiem o 600 złotych, czyli o 150%! A to cena samego wynajmu bez opłat za media. To z całą pewnością nokaut dla emeryta. Czy aby na pewno uczciwa zagrywka? Czy aby na pewno dobry przykład? Dobra zmiana?! Co będą robić z ludźmi Wasi następcy? Bo Waszym zadaniem jest przedkładać interes miasta ponad wszystko? Miasto to przede wszystkim jego mieszkańcy, a nie ładne fasadki. Zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby liczyć się z nimi honorowo, bo to przecież oni zatroszczyliby się o to miejsce najlepiej, gdyby tylko dać im taką możliwość. Być zmuszonym opuścić miejsce, które traktowało się jak swoje, jak dom, u schyłku życia to prawie, jak pozbawić drzewo korzeni. Oznacza powolną śmierć z tęsknoty. Wiem coś o tym, bo miałam takiego sąsiada, którego eksmitowano z działki na drugi koniec miasta. Za każdym razem, gdy go odwiedzałam, pytał mnie, czy wprowadził się już nowy lokator. Gdyby dano mu zielone światło, wróciłby tu na skrzydłach i kto wie, być może ostatecznie tak się właśnie stało, ale niestety dla mnie, dla nas, dla żyjących już za późno, by spotkać o poranku tego starszego, skromnego, prostego człowieka zmierzającego ścieżką do domu z torbą wypełnioną pachnącym pieczywem. Do dzisiaj sądzę, że choć domek stał przez lata opuszczony, mój świętej pamięci sąsiad właśnie tam skierował swoje pierwsze kroki na lepszym świecie. Kto wie, być może gdyby pozwolono mu za życia uprawiać ogród, dzisiaj nikt nawet nie śmiałby prowadzić tutaj jakiejkolwiek wycinki drzew, drzewa, niepozorni świadkowie ludzkich perypetii, przychodzą obcy i wycinają lipę, na której budowaliśmy nasz pierwszy dom, kasztanowca, który rozświetlał leśny mrok, tymczasem właścicielka nie mogła przeboleć, że nie mogła się mojego sąsiada tak łatwo pozbyć, więc żeby go jeszcze bardziej zniechęcić i życie utrudnić, zabroniła uprawiania ogrodu. Nasz rozmówca z Księżego Młyna narzekał na brak ciepłej wody w kranie. Dobra zmiana ominęła jego kran. Mojemu sąsiadowi nie przeszkadzał ten brak empatii, aby spędzić prawie całe swoje życie w skromnym domku bez dostępu do bieżącej wody, ciasnym, ale własnym. Drewnianej skrzyni pełnej skarbów - wspomnień - którą odebrano mu tak jak sztorm zabiera żaglowiec, a Ty, kapitanie, możesz tylko patrzeć jak idzie na dno. Pozdrawiamy naszego rozmówcę z Księżego Młyna i dziękujemy za stare ramy, przy okazji spróbujemy się zrewanżować jakimś miłym gestem. Życzymy również, aby władze miasta wykorzystały okres renowacji budynków, i zastanowiły się nad swoją decyzją. Być może nie jest jeszcze za późno, aby przywrócić zwykłym ludziom wiarę w to, że Polska to kraj, w którym wszyscy ludzie mają takie same możliwości i równe prawa i nie są one zależne od zasobności portfela.
0 Comments
Tak, lubimy tę gałąź klonu. Nie, nie przeszkadza nam ona. Uwielbiamy klony. Nasza ulica mogłaby spokojnie zmienić w tym czasie nazwę na ulice klonową. To właśnie klony nadają u nas wiośnie tonu swoimi jabłkowo pachnącymi żółtymi kwiatowymi kielichami. Klon zdecydowanie preferuje cieplejsze klimaty w okresie rozkwitu. W tym roku kwiaty bardzo słabiutkie w porównaniu z zeszłoroczną suszą. W zimie wspominaliśmy Wam o kilku projektach, które chcielibyśmy na wiosnę zrealizować. Między innymi o pajęczynach, które miałyby być hołdem dla licznych ośmionogich mieszkańców Natusina. W naszych rozważaniach na ten temat przewinęło się hasło makrama. Nigdy się w to nie bawiliśmy. Wczoraj wykonaliśmy naszą pierwszą w życiu spontaniczną makramę. Chyba złapaliśmy bakcyla. Marzy nam się stworzenie czegoś naprawdę dużego. Być może żywej architektury. W końcu coś z tymi sadzonkami wierzby trzeba zrobić. Makramowe ogrodzenie brzmi nieźle. Nie znosimy tych płotów, siatek, murów. Z całą pewnością jest to jakiś pomysł na wewnętrzne ogrodzenie czy dopełnienie tunelu forsycjowego pod podporami i chyba od tego zaczniemy. W końcu pierwotnie zakładaliśmy rozpięcie makramowej pajęczyny pomiędzy drzewami. A tak przy okazji wypadałoby w końcu założyć folder poświęcony sztuce, której zapewne tak usilnie wypatrujecie przez ogrodzenie. Trochę już się tego nazbierało. Makramowa pajęczyna otwiera więc symbolicznie nowy folder zbiorczy poświęcony instalacjom artystycznym Ogrodu Sztuki Natusin ART NATUSIN. Marzy nam się ogród stworzony z obrazów, ale nie takich ładnych rabatek, grządek i klombów rodem z okładek magazynów ogrodniczych, po raz kolejny podkreślamy, że nie jest to absolutnie ani naszą ambicją, ani marzeniem, ale obrazów z przesłaniem, z treścią, z jakąś głębią. Tak chcielibyśmy kształtować przestrzeń ogrodu. Makramowa pajęczyna oczywiście ma swojego właściciela. Czy mówi Wam coś określenie alrauna? To inne określenie korzenia mandragory o humanoidalnych kształtach, któremu w średniowieczu przypisywano a to niekonwencjonalne właściwości lecznicze, a to magiczne, a to nawet demoniczne. Wierzono, że alrauna była stworzona z rajskiej ziemi jako pierwowzór człowieka. Jednak nie spodobała się Stwórcy i dlatego ją wyrzucił. Odtąd alrauna tęskni za rajem i z tego powodu ponoć protestuje przy próbie wydobycia jej z ziemi. Chyba wiemy, co musiała czuć. Być może dlatego podświadomie poczuliśmy więź z tymi niepozornymi wysuszonymi i powykręcanymi korzeniami. Nasz raj wprawdzie jest niepozorny, ale chętnie się nim z nią podzielimy. W końcu raj to raj, może być i ciasny, ale najważniejsze, że własny. Nie wiemy, czy nasze stwory to korzenie mandragory, ale przyjmijmy, że tak. Nasze alrauny znaleźliśmy w lesie i zabraliśmy ze sobą, bo... nam się spodobały, więc wierzymy, że odwzajemnią się nam równie przyjaznym nastawieniem, a tę demoniczną twarz zachowają dla gości o nieczystych intencjach, którzy będą próbowali zakłócić nas spokój. Teraz nikt raczej nie przekroczy progu Natusina niepostrzeżenie dla ich czujnych przewrotnych spojrzeń. Przez lata ich domem był stary świecznik na moim sekretarzyku, ale makramowe pajęczyny wydały się wręcz dla nich stworzone. Ogród Sztuki Natusin zdecydowanie sprzyja uwalnianiu tłumionego pod warstwą kurzu potencjału licznych skarbów, które przywoziłam ze sobą z różnych stron Polski i świata, a które potrzebują ekspozycji na tej samej zasadzie, na jakiej ja potrzebuję możliwości ekspresji. W czterech ścianach nasze energie stają się toksyczne. W naszym ogrodzie są dwie alrauny. Jedna mieszka w makramowej pajęczynie na gałęzi klonu. Druga nieco dalej w forsycjowym tunelu. Nie nadaliśmy im jeszcze ostatecznych imion. Wstępnie Solanż i Horus. Dotychczas mieszkali razem. Zakładamy, że odległość nie powinna stanowić przeszkody dla magicznych stworów. Na szczęście cały urok Natusinowych instalacji polega na tym, że są to instalacje jak najbardziej ruchome i kto wie być może nasze Madragory zmienią za jakiś czas adres.
|
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|