Korale z jarzębiny zwykle kojarzą się ludziom z czymś jednorazowym. Gdy w ramach kącika kreatywnego prowadziłam warsztaty z robienia korali z jarzębiny, ludzie nonszalancko kręcili głowami, że szkoda czasu. Przecież to uschnie i się pomarszczy. Nawet pomarszczone korale mają swój urok. Inny urok. Nawet gdy nie będziemy potrafili docenić uroku takich wysuszonych, zawsze możemy użyć ich jako dekoracji. Dodadzą każdemu wnętrzu rustykalnego polotu, a nawet jeśli znudzi się nam już taki wystrój wnętrza, zawsze możemy użyć ich w miejsce tanich łańcuchów choinkowych. Gdy świąteczny czas minie, nie pogardzą nimi na pewno ptaki stołujące się w ogrodowym karmniku. A w ogrodzie lato żegna jeszcze kilkoma ostatnimi kolorowymi akcentami. Lada moment alejkami przetoczy się złota polska jesień.
0 Comments
O tajemniczym głazie narzutowym krążą wśród sąsiadów różne opowieści. Słyszałam i taką wersję, że był to kamień ofiarny! Czasami lepiej darować sobie domysły i pójść przyjrzeć się takim artefaktom osobiście. Ślady po śrubach na głazie wskazują jednoznacznie, że musiała się tutaj kiedyś znajdować jakaś tablica pamiątkowa, która najprawdopodobniej padła po prostu łupem złomiarzy lub została usunięta przez samego sponsora. Ciekawa, jaka była jej treść?!
Jak się idzie do lasu na grzyby, wypada zabrać ze sobą coś wygodnego do siedzenia. Warto było dźwigać ponad kilometr ten wiklinowy fotel z wystawki. Dawno już się tak w lesie nie zrelaksowałam. Przydałaby się pod tą sosenką ławeczka z prawdziwego zdarzenia. Mogłam oczywiście jak ten typowy Jan Kowalski wrócić do domu, rozpakować auto, pojechać te 1,5 kilometra i dyplomatycznie zapakować fotel do bagażnika jak gdyby nigdy nic, ale wówczas już pewnie nie wpadłabym na pomysł, że skoro mam ten fotel, a po drodze las, to mogłabym sobie w tym fotelu kulturalnie w lesie usiąść. Czasami warto zostawić w lesie pozory, nie przejmować się tym, co ludzie powiedzą, po prostu robić tak, jak się czuje. To "siedzenie" było warte całej "kompromitacji". Teraz zapiszę się w pamięci sąsiadów nie tylko jako wariatka czepiająca się kierowców pędzących ulicami mojego wspaniałego miasta, ale również jako ta, która nosi na głowie stare meble i co gorsza nie krępuje się siedzieć w nich w pobliskim zagajniku. Takie widoki jak w Indiach serwuje sąsiadom za darmo. Ale oczywiście to za mało, by poskromić ich fantazje o podróżach do egzotycznych krajów. W Polsce po prostu nie wypada zachowywać się jak w Indiach. Co by anioł miał gdzie przysiąść i odpocząć. W tym roku ratowanie spadających wron poszło mu całkiem nieźle. Żadnych ofiar.
Podczas, gdy z drzew zaczynają powoli opadać liście, avocado czuje powiew meksykańskiego lata. To już rok jak nie przejmuje się kapryśną polską pogodą, zacienionym leśnym ogrodem i zimowym chłodem letniskowych wnętrz. Deszczowa i chłodna pogoda wydawała się zwiastować koniec lata. Gdy przeniosłam avocado do domu, znowu wróciło lato. Kto wie, być może ten pies nie zdechł w rowie przy szosie sam z siebie. Być może ktoś go z auta po prostu wyrzucił na pewną śmierć. Pomyślałam, że będzie mu raźniej pod białym irysem. Metamorfoza / Metamorphosis. Victoria Tucholka Fot. Szymon Nowak Karmnik może i zdezelowany z odzysku, ale jakoś wiewiórkom to nie przeszkadza. Wszystko z odzysku. Kapliczka ze ściętego zakopiańskiego świerku. Kwiaty z przydrożnego rowu. Być może zdobiły auto młodej pary jadącej na wesele.
|
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|