PRYMITYWIZM W ARCHIETKTURZE: Le Palais Ideal de facteur Ferdinand Cheval. Hauterives, France1/27/2022 Muszę przyznać, że poczułam ulgę, gdy po obejrzeniu filmu fabularnego poświęconego francuskiemu listonoszowi, odkryłam, że budowla z filmu faktycznie istnieje i, że to wszystko prawda. Wymyślny pałac skojarzył mi się z próbą wcielania w życie mojej osobistej wizji przestrzeni dla odmiany ogrodu, która w swej idei pierwotnej, równie prymitywnej, a przynajmniej prymitywnej w kontekście obowiązujących tendencji w ogrodnictwie, nie odbiega dalece od tej, która przyświecała twórcy pałacu idealnego, a którego przez gro życia okrzykiwano szaleńcem, któremu zachciało się pałacu. Ot i mi zamarzyło się ogrodu idealnego przy równie ubogich zasobach finansowych i materialnych, jak i wiedzy i doświadczenia z zakresu projektowania terenów zielonych i ogrodnictwa. Co więcej jestem twórcą nieprofesjonalnym w zakresie grafiki, malarstwa, rzeźby i fotografii. Z listonoszem Chevalem łączy mnie również zamiłowanie do chodzenia, zbierania kamieni i innych materiałów, które służą mi do kształtowania otaczającej mnie przestrzeni. Oficjalna strona pałacu: https://www.facteurcheval.com/
0 Comments
Ta ostatnia noc przed pełnią Z nieba często spadają gałęzie. Zwykle obkładałam nimi brzegi alejek w ogrodzie. Tym razem jedna zachwyciła mnie gałąź wciąż uczepiona konaru. Postanowiłam ją zostawić. Najchętniej pomalowałabym ją fluorescencyjną farbą. Skojarzyła mi się bowiem z piorunem uderzającym w ziemię. A propos porannej burzy śnieżnej, która przeszła nad okolicą.
Odwilż wiele ma twarzy. Pamiętam, jak podczas pobytu na gospodarstwie w krainie kamieni Suwalszczyźnie objawiała się ona białym nalotem na kamiennym murze. Choć wszystko topniało, kamień wciąż trzymał niską temepraturę, więc osadzające się na nim kropelki wody w powietrzu zamarzały. W tej zimowej krainie, w której obecnie przebywam, nie ma takich kamiennych murów. Ostatniego lata przytargałam jednak ze sobą z jednej z moich dzikich terenowych wypraw powykręcaną, spaloną słońcem karpę prawdopodobnie dzikiego bzu czarnego. Spodobał mi się jej zwierzęcy kształt idealnie wpisujący w mój osobliwy kanon rzeźbiarski. Naturalnej rzeźby. Dzisiaj mogłabym dodać jeszcze jeden epitet, a mianowicie naturalnej żywej rzeźby. Otóż wraz z nadejściem pory deszczowej ten niepozorny szkieletor mogący aspirować do art macabre, chyba mojego ulubionego stylu w sztuce szukającego drugiego dna we wszystkim tym, co nawiązuje do śmierci, choroby, ochydy i brzydoty, wyobraźcie sobie, nagle ożył. Dosłownie czytając w moich myślach, jakby pod moją osobistą tezę i życzenie, ostatnio znajomy napisał mi, że chciałby kiedyś spotkać mnie na drugim końcu Polski jako wiedźmę znad jeziora, a ja zażartowałam, że chyba już jestem tą wiedźmą. No i chyba jestem. Skoro starym karpom wyrastają bezczelnie uszy i podsłuchują, co mi tam po głowie chodzi. Na powykręcanych korzeniach wyrosły bowiem uszy. Uszaki bzowe, judaszowe uszy, polskie grzyby mun. Wyrastają regularnie, jeśli tylko warunki sprzyjają - temperatura jest dodatnia, spadnie deszcz, zachowana jest odpowiednia wilgotność. O tę ostatnią nie ma się co martwić. Tym bardziej, że karpa ma bezpośrednią stcyzność z wiecznie wilgotną pokrytą grubą warstwą lisci leśną ściółką. Muszę przyznać, że urzekają mnie w tej pozornie martwej karpie te jakże wysublimowane przejawy życia. Prawdopodobnie większość ludzi nie zwróciłaby na nie wcale uwagi, nie wspominając o docenieniu wartości martwego drzewa, które, o ironio! bywa nieraz bardziej życiodajne niż było, gdy było żywe.
|
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|