Nareszcie! Ostatnia warstwa bezbarwnego lakieru i szyld powędrował do dokumentacji. Właściwie nie zamierzaliśmy go dzisiaj montować, bo plan był taki, aby zamontować go nad furtką, a do tego potrzebny nam spawacz, który wykona dla nas specjalny stelaż i przyspawa go do furtki, ale w słońcu szyld prezentował się tak pięknie, że nie potrafiliśmy oprzeć się pokusie, aby wymyślić jakieś kompromisowe tymczasowe rozwiązanie. Et voila!
Jak tu się odwdzięczyć ludziom, którzy mają wszystko? Chciałoby się tak po ludzku, w naturze. Ostatnio często trafiam jak kosa na kamień. Niewiele mam i okazuje się, że większosć moich umiejętności i talentów wcale nie ułatwia mi zadania. Okazuje się bowiem, że każdy ma już wszystko. Każdy już potrafi sam wszystko wytworzyć, a jak nie, to stać go, by to kupić. W takich momentach ratują mnie moje małe dzieła. W ramach skromnego podziękowania Pani Krystyna zgodziła się wybrać sobie jedną z tegorocznych wielkanocnych pisanek mojego autorstwa. Wybrała pisankę z parą żurawi. Bardzo dobry wybór! W tym roku na moich pisankach królowały ptaki: jaskółki, bociany i właśnie żurawie. Mam nadzieję, że kiedyś w przyszłości będę obdarowywać ludzi roślinami z mojego ogrodu tak, jak obdarowało mnie dotąd wielu ludzi, ogrodników, rolników. Dobro wraca. Jak już gdzieś zaszczepisz tę energię we wszechświecie, to ona sobie tylko znanymi meandrami wędruje od człowieka do człowieka i w końcu wraca i do Ciebie w najmniej spodziewanym momencie z nieoczekiwanej strony. Czasami trzeba ją puścić wolno jak ptaka, choć tak trudno zdobyć się na to, by uwolnić od złudzenia możliwości posiadania czegokolwiek. Tak trudno uwierzyć w alchemię wszechświata. W ciągłą przemianę energii.
Mamo, mamo, patrz, jakie korytarzyki! Zawołała dziewczynka na ulicy, wskazując na alejki w ogrodzie. Te korytarzyki wróciły mi mimowolnie w pamięci pewien mural na terenie Galerii Szyb Wilson w Katowicach, który zwrócił moją uwagę, gdy w lipcu zeszłego roku przyjechałam na plener malarski na Nikiszowcu. Zastanawiało mnie wówczas, dlaczego zwróciłam na niego uwagę. Byłam przekonana, że symbolika kreta ma kluczowe znaczenie dla rozszyfrowania tego znaku. Być może te moje ogrodowe korytarzyki stanowią jakiś element tej skomplikowanej układanki. Jakby nie patrzeć, jestem obecnie trochę jak ten kret, który przemierza te korytarzyki, tutaj ziemię spulchni, tam przegrzebie, a to znowu wytyczy korytarzyk nowy, a to stary oczyści.
Nasza tabliczka z chińskim znakiem przykuła dzisiaj uwagę spacerowiczów, zwłaszcza chyba tych najmłodszych. Zapytano nas oczywiście o to, co jest na tej tabliczce napisane. Bardzo nas cieszy ta ciekawość, bo bardzo nam na niej zależy, a i nie ukrywamy, że chcielibyśmy, aby nasz ogród miał również walory edukacyjne. Otóż ten chiński znak jest odpowiednikiem polskiego słowa "przyjaciel". W największym skrócie pismo chińskie to sylabowe pismo logograficzne (ideograficzno-fonetyczne). To znaczy takie pismo, w którym jeden znak odpowiada poszczególnym sylabom, choć przeważająca większość znaków ma również odrębne znaczenie jako wyraz (słowo) lub morfem. Lekcja każdego z nich może się bardzo różnić w zależności od dialektu lub języka użytkownika, jednak jego znaczenie pozostaje na ogół niezmienne. Na pismo chińskie składa się aż około 50 000 znaków! :O przy czym wystarczy, aby przeciętny Chińczyk opanował 5-6 tysięcy znaków, aby biegle czytać.
Bardzo dziękujęmy za zainteresowanie. Cieszy nas, że zainspirowaliśmy do spędzenia dzisiejszego popołudnia na spontanicznej naucę pisania chinskich znaków, a dokładnie naucę kaligrafii, czyli sztuki pięknego pisania. Jesteśmy ciekawi, czy nasi spacerowicze poszli za naszą radą rozpoczęcia nauki tej trudnej sztuki od pisania patykiem na piasku. Polecamy takie rozwiązanie na początek. Pozwoli wyćwiczyć rękę w swobodzie ruchów, bo pisanie po chińsku więcej ma jednak wspólnego z rysowaniem niż pisaniem, takim jakim je znamy z lekcji polskiego. Nieśmiało snujemy również wizję warsztatów, na których moglibyście wykonać dowolny napis specjalnymi farbami na ceramicznej płytce, a i może poćwiczyć pisanie chińskich znaków na piasku, jest go u nas pełno, i dowiedzieć się różnych ciekawostek na temat pisma chińskiego i innych dziwnych pism z całego świata. Ten projekt kiełkował w mojej głowie od dawna, o czym świadczy ten wpis z 2016 roku. Zamierzałam stworzyć dla Was krótki tekst o historii miejsca od zera, ale ten tekst w zupełności wyczerpuje temat. Brwinów, 10 maj 2016 Już od dawna nosiłam się z zamiarem rewitalizacji tablicy adresowej na furtce. Chciałam nadać jej wyjątkowy charakter, uwzględniając również kwestie historyczno-administracyjne. Otóż mieszkam w starej drewnianej willi z lat 20-tych XX wieku w dzielnicy Brwinowa, Borki, posesji znajdującej się na granicy aż trzech miast - Brwinowa, Otrębus i Podkowy Leśnej. Kiedyś zgłębiając historię rodzinną, trafiłam przypadkiem na informację o tym, że dom, w którym mieszkam, niegdyś nazywany był Willą Natusin z niebagatelną historią w kontekście obecnie spornej kwestii przynależnosci administracyjnej tej części Brwinowa, z którą to nazwą dumnie obnosi się ostatnio każda brama w okolicy. Niebagatelną historią, bo mało kto jeszcze pamięta, że Willa Natusin była swojego czasu tymczasową siedzibą Towarzystwa Przyjaciół Podkowy Leśnej, którego członkiem był mój ś.p. dziadek Jan Patoka - od połowy lat sześćdziesiątych mieszkaniec willi „Natusin” (w Borkach) – poznaniak, uczestnik bitwy nad Bzurą, po wojnie redaktor Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych. To ostatnie tłumaczy zapewne moje skłonności pisarskie. Zależało mi na tym, aby w treści tablicy uwzględnić właśnie nazwę willi ochrzczoną "Natusin" przez pierwszego właściciela Michała Stalskiego na cześć żony Natalii. Różne źródła podają różne lata budowy domu. Na podstawie informacji zawartych w urzędowym piśmie oficjalna data budowy willi przypada aż na 1925 rok. Tę informację również postanowiłam zawrzeć na tablicy adresowej, a przy okazji nie omieszkałam zaakcentować swojego stanowiska w kwestii poczucia przynależności nie tylko administracyjnej, ale przede wszystkim duchowej z miastem i gminą Brwinów. Oczywiście nie mogło zabraknąć informacji o dzielnicy - Borki. Jest to mimo wszystko informacja dosyć istotna, a w okresie powojennym ulegająca stopniowemu zapomnieniu. Przy okazji chciałam ponownie podkreślić, że czuję się rodowitą Brwinowianką i mam nadzieję, że uda się kiedyś przywrócić miejscu, w którym mieszkam, niegdysiejszy ponadpodziałowy charakter, że będzie to miejsce, które będzie ponownie stanowiło miejsce spotkań kulturalnych zarówno Brwinowian, jak i Podkowian, oraz wszystkich zainteresowanych propagowaniem kultury i sztuki. Projekt tablicy powstał spontanicznie. Pierwotnie miał być prostszy, ale w miedzy czasie zaplątał mi się w głowie pomysł na motyw solarny często przewijający się w lokalnej architekturze willowej, choćby i na znajdującej się nieopodal innej przepięknej drewnianej Willi Vitnia. Polecam odwiedzić to miejsce, bo jest niezwykle urokliwe - budynek nigdy nie był przebudowywany, więc zachował swój pierwotny charakter: przepiękną dachówkę, sztukaterie nietylko solarne, ale również inne elementy ozdobne. Zależało mi również na przełamaniu otaczającej zieleni ciepłym kolorem i tak oto powstała oryginalna tablica adresowa właściwie z niczego - starego kawałka blachy "z odzysku"i resztek farby akrylowej. Szkic pomysłu powstał w oka mgnieniu na skrawku starej listy zakupów. Nie zastanawiałam się długo i od razu zabrałam się za przeniesienie go na właściwy nośnik. Jeszcze dzień wcześniej nie przeszłoby mi przez głowę, że nadam tablicy tak nowatorski charakter. Na tym jednak nie koniec, bo mam w planach wykonanie również tablicy informacyjnej, na której chciałabym, aby znalazły się zdjęcia willi w jej pierwotnym charakterze. Obecnie budynek obłożony jest tzw. sidingiem. Pod warstwą sidingu znajdują się jednak niezwykle oryginalne elementy, na przykład równie popularne w owych czasach kolumny. Tak, kolumny można było spotkać nie tylko wewnętrz (Pałac Wierusz-Kowalskich), ale również na zewnątrz. Willa Natusin była przykładem właśnie takiego z dzisiejszego punktu widzenia być może kiczowatego zdobnictwa. Mi jednak bardzo się podoba ten przedwojenny blichtr. Budynek był również pierwotnie utrzymany w zupełnie odmiennej kolorystyce - zapewne zbliżonej do charakteru dworku Zagroda, choć prawdopodobnie również nie brakowało willi niechętnie dzisiaj odbieranego połączenia różu z brązem.
Tutaj znajdziecie mój bardzo stary wpis sprzed lat, kiedy to właśnie odkryłam przysłowiową Amerykę, tzn. odkryłam historię domu, w którym mieszkam: http://viktoriatucholka.weebly.com/villa-natusin-in-borki.html Informacje na temat Willi Natusin pochodzą z archiwum rodzinnego oraz strony:http://www.podkowianskimagazyn.pl/nr64/towarzystwo.htm |
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|