Nigdy nie przepadałam za tym okresem w roku. Wiązał się zazwyczaj z nerwową atmosferą rodzinną. Dopiero jak odcięłam się od niej, zaczęłam odkrywać święta na nowo i odczuwać potrzebę celebrowania tego czasu na swój własny sposób. Po prostu cieszenia się drobiazgami, a w szczególności tym, że mogę w końcu sama upiec ten piernik czy... ostatnio zrobić wieniec świąteczny. Nigdy nie uległam pokusie zakupu świątecznych dekoracji. Były mi obojętne. I choć dzisiaj chętniej otaczam się świątecznymi akcentami, nie stać mnie na nie tak, ja stać mnie było, gdy były mi obojętne. Na szczęście jako dusza artystyczna nie muszę się martwić o to, że akcentów zabraknie, bo najprawdopodobniej sama je stworzę. I tak oto dorobiłam się w końcu wieńca, na który zawsze było mi żal pieniędzy. Jak na ironię, wieniec jest oczywiście, a jakże! z odzysku. Piękny słomiany wieniec zabrałam z wystawki. Nie sądziłam, że tak go wykorzystam. Wplotłam w niego kilka gałązek cisu, łańcuch z jarzębiny, srebrzyste suszki ziół i anioła z liści kukurydzy. Na drzwiach wejściowych wiszą więc jarzębinowe girlandy i wieniec. Ciekawe, co dalej...
0 Comments
Leave a Reply. |
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|