Zapewne gdy zaczęłam mówić o umierającym ogrodzie, niektórzy moi znajomi zaczęli się martwić, że pewnie mam depresję. Nawet jeśli, a mając na uwadze uparcie przeze mnie forsowane przekonanie o tym, że śmierć, cytując zresztą znajomego wytwórcę z Hajnówki, to tylko formalność, a moim zdaniem w życiu umieramy na swój własny osobliwy sposób symbolicznie wiele razy, umieranie nosi znamiona raczej przemiany energii niż ostatecznego końca. I choć czasem ubolewam nad tym, że nie uda mi się czegoś wyhodować, utrzymać, powstrzymać, gdy ostatecznie odpuszczam, niech się dzieje, to się dzieje. I tak oto z przytarganego przeze mnie szkieletora karpy zapewne dzikiego bzu czarnego pięknie wysuszonego i pokrytego sadzą z uwagi na fakt, że przeleżał swoje w rowie wzdłuż torów kolejowych, i nic nie wskazywało na to, że jakakolwiek siła byłaby w stanie tchnąć w niego żywego ducha, ostatnio wyrosły niezliczone uszate grzyby - uszaki bzowe. Są to nasze polskie niemniej smaczne i jadalne odpowiedniki chińskich grzybów mun. Drogi ogrodzie, takie widoki zawsze mnie radują. Cieszę się, że jesteś równie uparty jak ja i ciągle upierasz się przy tym, że rosnąć i rozwijać się będziesz, ale tylko po swojemu.
0 Comments
Leave a Reply. |
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|