A/ potem
B/ to nie możliwe
C/ nie da rady, ja nie dałem rady nawet piłą (owszem, widziałam, że piłowałeś i prawie Ci się udało, wystarczyło tylko podważyć szpadlem i kłoda skróciła się o niezbędny spiłowany kawałek, choć i bez tego dałoby się ją wtoczyć na posesję), więc ty tym bardziej nie dasz rady sama (no właśnie dlatego proszę o pomoc, bo wróć do B/ to jak najbardziej możliwe, a razem byłoby sprawniej i szybciej)
D/ zrobisz sobie krzywdę (jak bym słyszała parafrazę słynnego obsługa młotka i gwoździa to zadanie zdecydowanie przewyższające możliwości nie tylko fizyczne, ale intelektualne przeciętnej kobiety, przy okazji proszę o wybaczenie co bardziej kulturalnych, wy, którzy tak sądzicie, po prostu pieprzcie się)
A więc postanowiłam dzisiaj ponownie zweryfikować, czy są na tym świecie jeszcze prawdziwi nawet nie tyle mężczyźni, no bo my kobiety na szczęście nie musimy podglądać, jak panowie sikają w krzakach, aby na pewno wiedzieć, że to osobnik płci męskiej, bo ma wszystko na miejscu, co przede wszystkim czy są na tym świecie jeszcze prawdziwi dżentelmeni, a więc czy nie jestem zmuszona faktycznie zrobić sobie krzywdy i znowu musieć założyć męskie spodnie, a więc uchybić a właściwie dać uchybić swojej kobiecej godności (wprawdzie post factum naszła mnie refleksja, by następnym razem do takiej pracy założyć spódnicę, kusą mini albo w ogóle paradować w skąpym bikini). Niestety panowie dali dzisiaj **** po całości. Jeszcze raz przykro mi z powodu słownictwa, ale bardzo mnie dzisiaj wkurzyli cwaniacy, do których najwyraźniej nie doszło, że jak mówię, że mają zostawić drewno na miejscu, to tak mają właśnie dosłownie zrobić. Niestety zamiast tego znowu miałam do czynienia z syndromem gówniarzy, którzy strugają idiotów pozbawionych inteligencji, żeby nie powiedzieć po prostu dwóch prostackich chamów, którzy mieli mnie kompletnie w d***. Marzy mi się własny kawałek ziemi bez ogrodzenia, ale na pewno nie tutaj, no bo przecież zaraz by wszystko roznieśli, bo przecież ulica, to, co nieogrodzone, to niczyje. Nawet jeśli powiesz, żeby nie ruszać, bo to Twoje, to nie dociera. Tych dwóch pieprzonych mięśniaków, tak jestem bardzo zła, dolało tylko oliwy do ognia i chyba nie mogło skończyć się inaczej, jak na dokonaniu niemożliwego. Mój brat wobec mojej prośby o pomoc (nie rozkaz typu "masz to zrobić") wymigał się odpowiedziami B/ C/ D/, ale mu niestety nie uwierzyłam. Nie wierzę już w nic, więc tym bardziej nie wierzę w takie pitolenie. Przykro mi bracie, ale jesteś po prostu leserem, któremu się po prostu nie chciało zakasać rękawów i zrobić tego, co do prawdziwego mężczyzny należy. Nie zamierzałam bronić tym razem honoru twojej męskości. Ciebie również mam w głębokim poważaniu. Czyny mówią same za siebie i nie mam wątpliwości, że niestety zaserwowałam kolejnemu facetowi afront najwyższego kalibru. Najwyraźniej sami sobie jesteście winni. Frajerzy. Nie wspominam już o dziesiątkach kierowców, którzy minęli mnie w między czasie i żaden nie pomyślał o tym, aby choćby się zatrzymać i zapytać, czy może mógłby jakoś pomóc. Tak więc, jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Metodą prób i błędów udało mi się ostatecznie przetoczyć kłodę na posesję, wykorzystując przede wszystkim zasadę rodem z epoki kamienia łupanego, a więc najzwyklejszego klina i toczenia po palach. Udało się. Nie będę ukrywać, że czuję ogromną satysfakcję i dumę z tego, że udało mi się tego dokonać. Przy okazji odbyłam kilka całkiem przyjemnych rozmów z sąsiadami, więc kto wie, może się odobrażę i zadbam jednak o alejki i w tym sezonie. Czas pokaże, bo co to ja miałam właściwie dzisiaj robić... ach, oddać się jałowym kobiecym czynnościom typu malowanie, żeby nie komplikować sprawy sztuką i spotkać z większym zrozumieniem, dajmy na to paznokci. Państwo, wybaczą...