Drobna renowacja in situ. Przy okazji mam wyobrażenie o długości włosów. Jako dziewczynkę obcinano mnie na krótko, na pieczarkę ku mojej wielkiej rozpaczy, bo jako sześciolatka marzyłam o warkoczu do pupy, takim, jaki miały niektóre moje koleżanki z klasy. Był on i chyba nadal jest w moim przekonaniu atrybutem prawdziwej kobiecości. Taka cepeliada. Jakiś blizej niezrozumiały sentyment do wizerunków chłopek z przedwojennych obrazów wielkich mistrzów. Może do końca mojego świata uda mi się zapuścić ten nieszczęsny warkocz. Nigdy nie sądziłam, że może to trwać tak długo. Ile to już lat chodzę po tym świecie?! Jedno cięcie, a potrafi zniweczyć bieg całego życia. Od wczoraj na bramie wjazdowej od ulicy Stanisława Lilpopa wisi nowa tablica Pojawił się też dzwonek. Uwielbiamy wszystko, co wydaje dźwięki. Mamy nadzieję, że w naszym ogrodzie znajdzie się wiele takich przedmiotów. Dzwonek nabyliśmy swojego czasu na targu staroci gdzieś w dolinie Loary we Francji. Pierwotnie mieliśmy przywoływać nim naszą liczną służbę, ale jakoś nigdy ich nie ma, kiedy są potrzebni, więc ostatecznie dzwonek stracił swoją pierwotną funkcję pokojową i stał się kolejnym bibelotem dźwigającym na swoich barkach domowy kurz. Z ogromną przyjemnością pozbywamy się z czterech ścian naszych skarbów. Nic nas bardziej nie cieszy, jak możliwość umieszczenia jakiegoś przedmiotu w przestrzeni ogrodu, a jeśli jeszcze zyska jakąś praktyczną funkcję, tymbardziej nas to cieszy. Montaż prototypowy eksperymentalny w fazie testowej. Zobaczymy, jak sobie poradzicie z jego obsługą. W naszym ogrodzie rosną muchomory. To nie jest przypadek. Każde dziecko duże i małe wie, że muchomory omijamy szerokim łukiem. I o to nam właśnie chodzi. Nasze muchomory wyrosły bowiem w miejscach, w których znajdują się małe karpki, pozostałości po rosnących tutaj niegdyś drzewach. Stale się o nie boleśnie potykaliśmy. Trudno było je usunąć, więc wpadliśmy na inny pomysł. Ustawiliśmy w tych miejscach wysokie słoiki i denka od doniczek, które pokryliśmy symbolicznymi białymi kropkami. Przyszedł najwyższy czas na małą renowację, żebyście czasami nie pomylili muchomora z jakimś innym jadalnym okazem. A Victoria Tucholka miała malować nie do końca martwą naturę, potem wymyśliła sobie z ogrodowego kamienia zrobić biedronkę, a w między czasie uległa emocjonalnemu szantażowi upadłego anioła, którego znalazła kiedyś już nawet nie pamięta gdzie na ulicy i obiecała sobie, że kiedyś się nim zajmie. Niedawno ustawiła go sobie oczywiście na samym wejściu, żeby czuć się jeszcze bardziej pod emocjonalną presją. No i stało się. Nie wie, czy tak to sobie wyobrażał, ale żeby miał zajęcie na najbliższy czas, dała mu pod opiekę duszę nieszczęsnej wrony, bo ponoć już nie miała siły nosić jej na swoim sumieniu. Anioł zawisł w naszym ogrodzie tuż za bramą wjazdową.
0 Comments
Leave a Reply. |
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|