Już trzeci rok smażymy sami pączki i faworki. Z każdym rokiem zmniejszamy ilość składników, bo jakby ufać proporcjom z przepisów, to boimy się, że jeden pączek miałby rozmiary dużej patelni, a urobku starczyłoby dla całego wojska polskiego. W tym roku z racji cięć budżetowych postawiliśmy sobie ambitny plan. Miał powstać jeden skromny pączek z podwójną ilością domowej roboty różanego nadzienia i 10 faworków, a ostatecznie oczywiście wyszło, jak wyszło. Jak zwykle dużo. Chyba, że jakiś duch święty postanowił nam tę słodycz rozmnożyć w ramach rekompensaty za straty moralne, bo jak byśmy się nie starali ubezpieczyć, wiecznie borykamy się z jakimiś nieplanowanymi wydatkami. W tle obietnica wiosny - ogrody Muzeum Sztuki Adachi (Yasugi, Japonia) o tej porze zasypane śniegiem podobnie, jak Ogród Sztuki Natusin. Coś jest na rzeczy z tą Japonią. Gdy rok temu siedzieliśmy trochę w azjatyckich klimatach, mieliśmy okazję spróbować japońskich mocchi. To w największym skrócie "ciastka" wyrabiane z mąki ryżowej lub kleistego ryżu z różnego rodzaju nadzieniem. Skojarzyły się nam już wówczas z surową wersją naszych tradycyjnych pączków. Chętnie wracamy również pamięcią do zaszczytnego porównania naszego ogrodu do ogrodów zen przez jednego z odwiedzających podczas Nocy Rzemiosła we wrześniu ubiegłego roku. Jest to z pewnością ideał, do którego chcielibyśmy dążyć w naszych dalszych zabiegach artystyczno-ogrodniczych. Ale pięknie! Uwielbiamy takie kontrasty. W tym roku zima pięknie nam rekompensuje swoją nieobecność w ostatnich latach. Czujecie ten klimat? Porannej kawy w gustownej porcelanowej filiżance, ostatniego pączka i chruścików w promieniach słońca z mroźnym powietrzem szczypiącym w policzki? Idealna pogoda na wyprawę w teren.
0 Comments
Leave a Reply. |
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|