Nareszcie! Ostatnia warstwa bezbarwnego lakieru i szyld powędrował do dokumentacji. Właściwie nie zamierzaliśmy go dzisiaj montować, bo plan był taki, aby zamontować go nad furtką, a do tego potrzebny nam spawacz, który wykona dla nas specjalny stelaż i przyspawa go do furtki, ale w słońcu szyld prezentował się tak pięknie, że nie potrafiliśmy oprzeć się pokusie, aby wymyślić jakieś kompromisowe tymczasowe rozwiązanie. Et voila!
0 Comments
W tym dniu liczymy przede wszystkim na wyrozumiałość pani inspektor Dzięcioł. Niestety musimy obalić mit dzięcioła lekarza drzew. Jest wręcz przeciwnie i to nie tylko z uwagi na szkody, jakie czyni w przypadku naszego domku dla pszczół, ale w ogóle drzew zarówno tych chorych, jak i zdrowych. Bardzo prosimy o nie wydziobywanie mieszkańców i słomy z domku dla naszych pszczół murarek bez wcześniejszej konsultacji z nami. Niestety takie sytuacje zdarzają się nagminnie. Nie ma tego złego - tym sposobem domek dla dzikich zapylaczy jest chyba najbardziej regularnie dopieszczanym domostwem w naszym ogrodzie. To już pięć lat, odkąd możemy cieszyć się takim domkiem. Dziękuję sponsorom domku dla murarek, zwłaszcza mieszkańcom wsi Koszajec z Anna Łukawska-Adamczyk na czele, którzy dzięki FIO - Mazowsze Lokalnie zorganizowali warsztaty, na których mogłam taki domek osobiście wykonać i zabrać ze sobą do domu wraz z trzema wieloletnimi bylinami miododajnymi (jeżówka, krwawnik, kocimiętka) na start. Uważam to za wyraz ogromnego zaufania i hojności, że mieszkańcy tej małej wsi byli tak otwarci i chętni podzielić się w sumie ciężko wypracowanymi środkami na realizację projektu Misja Pszczoła-Misja Ptak z uczestnikami warsztatów z okolicznych, dużo bardziej zamożnych miast. Przy okazji powstał film - relacja z warsztatów powstawania budek dla dzikich zapylaczy, którą miałam przyjemność zmontować, a tym samym odwdzięczyć za hojne dary. Zapraszam do obejrzenia: https://www.youtube.com/watch?v=9GjkGrp0igc Taki domek dla pszczół murarek również możecie nabyć w firmie Ussuri z Brwinowa. Zapraszamy Was również do Zielonego Zakątka we wsi Koszajec, gdzie dużo się dzieje w temacie pszczół. Relacja z warsztatów powstawania domków dla dzikich zapylaczy pszcżół murarek produkcji firmy Ussuri z Brwinowa zorganizowanych w 2015 roku przez społeczność wsi Koszajec z Anna Łukawska-Adamczyk na czele, obecnie Fundacja Wieświejak, dzięki funduszom pozyskanym z FIO Mazowsze Lokalnie. Miałam tę ogromna przyjemność wykorzystać swoje montażowe umiejętności i przyczynić się do realizacji tego filmu. Zapraszam do obejrzenia. Już myśleliśmy, że wiewiórki znalazły sobie lepsze lokum. A jednak budka dla kawek cieszy się wśród nich niesłabnącym powodzeniem. To chyba nowe pokolenie. Kawki po staremu gnieżdżą się w nieczynnym kominie. No cóż, nic w przyrodzie nie ginie. Jak to tak to komin nieużywany?! Przyroda w mig wykorzystuje takie okazje. Budka na drzewie już jest, być może kiedyś spróbujemy zamontować naszym władcom przestworzy lokum z prawdziwego zdarzenia przy kominie, choć obawiamy się, że nic nie jest w stanie równać się z jego przytulnością. To musiałby być wielki dom, aby pomieścić całą kawkową rodzinę. Przy okazji polecamy Wam po raz kolejny lokalną firmę Ussuri, która specjalizuje się w produkcji budek dla ptaków i nie tylko. Wszystkie budki w naszym ogrodzie to budki produkcji Ussuri. Z 2017: "Na początku była jedna wiewiórka. Nazwałam ją Pipi. Potem okazało się, że są jednak dwie. Uznałam je więc za bliźniaki Pi i Pi, a całą radosną ferajnę za klan Pipów."
Latarnie wzdłuż ścieżki prowadzącej do furtki. Brwinów, 1991. Były to solidne żeliwne latarnie. Niestety czas upomniał się o swoje i zostaly zdemontowane. Zostały tylko cztery żeliwne słupy. A pod świerkiem łaciata Aza, mieszanka owczarka podhalańskiego, było ich niegdyś kilka w naszym ogrodzie, i owczarka węgierskiego lub wyżła. Tubylcy wiedzą, że psów zawsze było u nas co nie miara. Swojego czasu po ogrodzie biegała czereda aż 8.
Jak tu się odwdzięczyć ludziom, którzy mają wszystko? Chciałoby się tak po ludzku, w naturze. Ostatnio często trafiam jak kosa na kamień. Niewiele mam i okazuje się, że większosć moich umiejętności i talentów wcale nie ułatwia mi zadania. Okazuje się bowiem, że każdy ma już wszystko. Każdy już potrafi sam wszystko wytworzyć, a jak nie, to stać go, by to kupić. W takich momentach ratują mnie moje małe dzieła. W ramach skromnego podziękowania Pani Krystyna zgodziła się wybrać sobie jedną z tegorocznych wielkanocnych pisanek mojego autorstwa. Wybrała pisankę z parą żurawi. Bardzo dobry wybór! W tym roku na moich pisankach królowały ptaki: jaskółki, bociany i właśnie żurawie. Mam nadzieję, że kiedyś w przyszłości będę obdarowywać ludzi roślinami z mojego ogrodu tak, jak obdarowało mnie dotąd wielu ludzi, ogrodników, rolników. Dobro wraca. Jak już gdzieś zaszczepisz tę energię we wszechświecie, to ona sobie tylko znanymi meandrami wędruje od człowieka do człowieka i w końcu wraca i do Ciebie w najmniej spodziewanym momencie z nieoczekiwanej strony. Czasami trzeba ją puścić wolno jak ptaka, choć tak trudno zdobyć się na to, by uwolnić od złudzenia możliwości posiadania czegokolwiek. Tak trudno uwierzyć w alchemię wszechświata. W ciągłą przemianę energii.
Wolne tłumaczenie odautorskie: Wkrótce Boże Narodzenie u „małych ludzi" z Heby Opublikowane w czwartek 20 listopada 2018, godzina: 16:54 Małe figurki i domy rozstawione w kilku miejscach w lasach Heby. Figurki zmieniają ubrania w zależności od pory roku. Ale to, kto jest twórcą, pozostaje tajemnicą. W lasach na północ od Heby co bardziej spostrzegawczy mogą spotkać się z czymś, co oficjalnie nazywa się „małymi ludźmi”. W lesie znajdują się małe domy i figurki. Te ostatnie zmieniają ubrania i pracę w zależności od sezonu. - Była już wiosna, środek lata i Halloween. Teraz oczywiście czekamy na Boże Narodzenie! To bardzo ekscytujące ”, mówi Seija Wällensjö, która często odwiedza „małych ludzi”. Na pniu w lesie znajdujemy małego krasnoludka siedzącego na ławce, małe ptasie gniazdo i wysoki na około dwa cale domek. Ale kto stworzył i umieścił tutaj te przedmioty, pozostaje tajemnicą. Autor tekstu i zdjęć: Niklas Clarkson [email protected] 018-17 40 40 "Z domku na skraju lasu wygląda mały krasnoludek… - Im dłużej się przyglądaliśmy, tym więcej szczegółów dostrzegaliśmy. Mały troll, który ukrywa się przed innymi fantastycznymi postaciami. Zakochaliśmy się," - wolne tłumaczenie odautorskie.
Jak byłam małym dzieckiem, odbyłam kilka podróży po Skandynawii. W pamięci zapadły mi między innymi małe przydrożne parki figurek w mrocznych skandynawskich lasach. Jeden z nich znajduje się w Heby w Szwecji - krainie trolli. Maj. Miesiąc maryjny. Kapliczka znaleziona kiedyś przeze mnie na jednym ze ściętych przez pilarzy drzew w Tatrach. Pamiętam, że bardzo mnie to wzburzyło, że ktoś ściął drzewo razem z kapliczką. Uznałam, że to nie przypadek, że akurat mi się trafił taki widok. Kiedyś pilarze pocięli na kawałki kapliczkę wiszącą na sośnie w naszym ogrodzie powalonej przez wichurę. Nie mieściło mi się to w głowie, jak można tak postąpić, mimo że nigdy nie byłam specjalnie bogobojna. Przywiozłam tę kapliczkę z Tatr i powiesiłam na starej robinii akacjowej. Dzisiaj przewiesiłam ją w nowe miejsce. Zdecydowanie powinna czuwać nad starym, schorowanym dębem. Niech się mocno trzyma, a jak już ma go wichura powalić, to niech powali tak, aby poczynił jak najmniej szkód. Tak w ogóle to jest moc! Za każdym razem, gdy jestem w tej części ogrodu, kapliczka działa jak magnes, roztacza jakąś szczególną energię na cały teren.
Dzisiaj dzień niezapominajki, choć mi o wiele bardziej podoba się nazwa niezabudka z języka rosyjskiego. 15 maj to również imieniny Zofii. Kiedyś zimne Zośki były trzy, ale dwie się wykruszyły. Moja babcia zmarła w 2002 roku, a ja od ponad 6 lat posługuję się pseudonimem artystycznym Victoria Tucholka i pod takim pseudonimem działam na wielu polach, nie tylko artystycznym. Ten ogród jest najprawdopodobniej moim największym wiecznie żywym i mam nadzieję samoodnawialnym dziełem.
Moja Babcia Zofia Maria Patoka zd Tuchołka (14.05.1911 Poznań - 04.07.2001 Brwinów) Ja jestem z całą pewnością duszą ogrodu Natusina. Beze mnie nigdy by nie odżył. Z całą pewnością zielone ręce mam po dziadku, Janie Patoka, który każda wolną chwilę spędzał, pracując w ogrodzie. Duszą domu była jednak moja babcia, Zofia. Za jej życia dom zawsze był pełen ludzi. Na imieniny Zofii 15 maja klapa pianina zapełniała się cała różnymi upominkami - kwiatami, bombonierkami i innymi prezentami. Telefony się urywały. Cały czas ktoś wpadał z życzeniami. Często i w ciągu roku bez zapowiedzi i bez okazji. Chciałabym być kiedyś jak moja babcia, choć obawiam się, że nie ma już na tym świecie możliwości dorosnąć do tego poziomu. To ona mnie wychowała, to po niej przejęłam wszelkie mądrości, choć z całą pewnością za wcześnie odeszła z tego świata i ta lekcja pozostała niedokończona. Być może dlatego niektórzy żartują, że jestem człowiekiem z przeszłości. Zdecydowanie bliżej mi do pokolenia moich dziadków niż rówieśników czy nawet własnych rodziców. Być może dlatego tak trudno odnaleźć mi się po drugiej stronie płotu. To, co kiedyś było oczywiste, dzisiaj wymaga bezwzględności, której ja nigdy w sobie nie rozwinęłam. Choć oficjalnie dzisiaj dzień niezapominajki, w naszych progach 15 maja był zawsze dniem bzów. To był czas pełni ich kwitnienia w ogrodzie, a rośnie ich tutaj niemało. Niektóre są bardzo stare i być może pamiętają jeszcze mojego dziadka. Gdyby nawet wszystkie zegary stanęły, gdyby nawet spalono wszystkie kalendarze, po ich kwitnieniu wiadomo byłoby, że zbliża się święto Zofii. Moi dziadkowie Zofia i Jan z córką również Zofią. Milanówek, 1946
|
Gardens of My Mind
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|