Gdy moja babcia była mała zawsze marzyła o lalce. Każda dziewczynka wtedy o niej marzyła. Niestety tylko bogaci rodzice mogli kupować dzieciom zabawki. Gdy tylko babcia nie miała co robić, szła ze swoimi przyjaciółkami na pole kukurydzy i wspólnie wybierały tam najpiękniejsze kolby. Potem przystrajały je w ubranka, które same szyły i w taki sposób robiły sobie lalki.
Gdy moja babcia była mała zawsze marzyła o lalce. Każda dziewczynka wtedy o niej marzyła. Niestety tylko bogaci rodzice mogli kupować dzieciom zabawki. Gdy tylko babcia nie miała co robić, szła ze swoimi przyjaciółkami na pole kukurydzy i wspólnie wybierały tam najpiękniejsze kolby. Potem przystrajały je w ubranka, które same szyły i w taki sposób robiły sobie lalki. "Kroniki sejneńskie" reż. Bożena Szroeder Kilka lat temu miałam okazję odwiedzić Sejny. To miasto znajdujące się na pograniczu polsko-litewskim. Wstąpiłam wówczas do dawnej synagogi, która stanowi obecnie siedzibę Ośrodka „Pogranicze - sztuk, kultur, narodów”. Biała synagoga w Sejnach stała się miejscem spektakli, wystaw, koncertów, inspirujących spotkań z historią wielokulturowego regionu, Suwalszczyzny. Wówczas w synagodze można było obejrzeć między innymi spektakl "Kroniki sejneńskie". Spektakl, na który się dzisiaj udałam, okazał się wyjątkowy. Był to ostatni spektakl w zastanym składzie. Pani reżyser Bożena Szroeder pracuje bowiem z młodymi ludźmi, a właściwie z dziećmi przez okres pięciu lat przy kolejnych odsłonach “Kronik sejneńskich”, a spektakl ma już przeszło 20-letnią historię. Dzisiaj miał miejsce ostatni spektakl w wykonaniu bieżącego składu. Zdziwiło mnie to z resztą, bo na tyle, na ile zdążyłam się przez ostatni rok wywiedzieć, liczyłam na to, że wystąpią dzieci. Pani reżyser nie ukrywała, że pamięta jeszcze, jak najwyższy spośród aktorów ledwo sięgał jej do pasa, a teraz to dorosły młodzieniec. Ze zdziwieniem odkryłam, że ja również te pięć lat temu zaczęłam jakby nowy rozdział w swoim życiu - napisałam po spektaklu, który odbył się w Warszawie. Integralną częścią scenografii była makieta miasta. Porozkładane były na niej w różnych miejscach małe książeczki, a w nich zapisane autentyczne wspomnienia dawnych mieszkańców Sejn. W jednej z książeczek przeczytałam: Gdy moja babcia była mała zawsze marzyła o lalce. Każda dziewczynka wtedy o niej marzyła. Niestety tylko bogaci rodzice mogli kupować dzieciom zabawki. Gdy tylko babcia nie miała co robić, szła ze swoimi przyjaciółkami na pole kukurydzy i wspólnie wybierały tam najpiękniejsze kolby. Potem przystrajały je w ubranka, które same szyły i w taki sposób robiły sobie lalki. Cytat ten zapadł mi na tyle w pamięci, że od tamtego czasu obiecywałam sobie spróbować wykonać samodzielnie laleczkę z liści kukurydzy. Zadanie to okazało się wcale niełatwe, bo choć pól kukurydzy minęłam na mojej drodze wiele, trudno było znaleźć ich właściciela a nie chciałam wchodzić rolnikom w szkodę, zrywając kolby bez pytania o pozwolenie. Kilka razy trafiło się trochę liści, z których wykonałam kwiaty. Kukurydziane liście okazały się bardzo trwałe. Kwiaty mam do dzisiaj i praktycznie nie widać po nich upływu czasu. Ostatnio znajomy rolnik przywiózł mi jedną kolbę niepewny tego, do czego mi właściwie potrzebna, choć tłumaczyłam mu, że potrzebuje liści na warsztaty z dziećmi z robienia lalek i kwiatów. W końcu zabrałam się więc dzisiaj do zrobienia pierwszej lalki. Wykorzystałam w tym celu podłużne źdźbła situ skupionego, z których wykonałam coś na wzór stelaża, który następnie owijałam liśćmi kukurydzy. Liście wiązałam sznurkiem jutowym. Do zrobienia włosów wykorzystałam kukurydziane wąsy, a ubranko uszyłam ze skrawków lnianego płótna w kwiaty. Buzię namalowałam laleczce farbami. Opis wydaje się prosty, ale samo wykonanie zabrało trochę czasu. W rezultacie powstała całkiem fajna lalka z potencjałem na marionetkę. Obawiam się jednak, że będę musiała uprościć wykonanie na potrzeby pracy z dziećmi. Z liści kukurydzy wykonać można również kwiaty. W szczególności róże prezentują się zachwycająco. Do wykonania posłużyć mogą jednak również najzwyklejsze liście, np. klonowe. Poniżej bukiet takich właśnie herbacianych róż z liści klonowych. To z całą pewnością jakaś alternatywa na wypadek braku dostępności liści kukurydzianych. Myślę, że to nawet lepszy pomysł na kącik kreatywny. Dzieci z całą pewnością będą chciały robić kwiaty same w domu, a liście zebrać można wszędzie. Jest to nawet bliższe mojej idei wykorzystywania tego, co natura daje sama z siebie bez udziału człowieka. Nie potrafiłam oprzeć się pokusie dorobienia towarzysza mojej pierwszej kukiełce. A skoro taka dobrana para, to chyba Jacek i Barbara. Podziękowania dla Pana Pawła w wyeksponowaniu róż z liści klonowych i kukurydzianych Aniołem nie jestem, ale często pytacie mnie o anioły, więc postanowiłam spróbować zrobić jednego z liści kukurydzy. Miejmy nadzieję, że jego anielska obecność złagodzi nieco moje dzikie obyczaje. Przypadkiem wyszedł idealnie na wymiar huśtawki stanowiącej część rzeźby przedstawiającej suche drzewo. Rzeźba miała stanowić wypowiedź o braku miłości, ale jako że, Pablo Picasso skończone dzieło postrzegał jako martwe dzieło i tak zwykle odpowiadał niepocieszonym marszandom, którym pokazywał ostatnie zwykle niedokończone projekty, nad którymi akurat pracował, mi również bliskie jest podobne podejście i wiele z "rzeźb" (nie obrażając rzeźbiarzy z prawdziwego zdarzenia), które tworzę, postrzegam w podobnych nieskończonych kategoriach, a więc jako coś wiecznie ewoluującego równolegle z doświadczeniami twórcy. Tak oto jeszcze wczoraj anioł spadł z nieba i buszował w suchej koronie, a dzisiaj już buja się w najlepsze na huśtawce. Kto wie, być może na wiosnę drzewo puści liście?!
0 Comments
Leave a Reply. |
VICTORIA TUCHOLKA
|