Miniaturka, właściwie bardziej projekt niż właściwe dzieło, choć te drobiazgi cieszą się zwykle dużym zainteresowaniem. To również wizja, która długo mnie prześladowała, swojego czasu powstał szkic, a potem następowały ciągłe nawroty wizji inicjowane oczywiście rzeczywistymi miejscami i zjawiskami. Śląskimi zamkami, chmurami łudząco przypominającymi góry lub jakieś wiszące krainy, dla których człowiek chętnie porzuciłby wichrową szarą codzienność. Słynny żółty szalik to będzie najprawdopodobniej motyw coraz częściej goszczący w moich kolejnych obrazach. Tym, którym kojarzy się jednoznacznie, radzę oczyścić ciało i umysł niekoniecznie mocnymi trunkami. Osobiście nie przepadam za alkoholem, a moje wizje nie mają nic wspólnego z jakimikolwiek używkami. Nie potrzebuję ich, aby widzieć więcej. Żółty szalik to chyba bardziej piętno. Piętno niepoprawnego optymisty, który próbuje niczym dziewczynka z zapałkami we wszystkim znaleźć jakieś dobre strony na przekór wszystkiemu i wszystkim tym, którzy próbują mu wmówić, że nie warto, że nie ma nic więcej poza tym, co jest, że świat jest brzydki, smutny i wyrachowany, jak ludzie, którzy go kształtują. Kiedyś zetknęłam się gdzieś w wirtualnej czarnej dziurze z przestrogą, by nie dzielić się z ludźmi swoimi marzeniami, bo zrobią wszystko, by Ci je odebrać, zniechęcić do dążenia do ich realizacji, za wszelką cenę próbując stłumić Twoje zapędy w zarodku, i chyba jest w tym stwierdzeniu wiele prawdy. Tej myśli towarzyszyła cała przypowieść o męce człowieka, który opierał się różnym siłom, które za wszelką cenę próbowały poznać jego tajemnicę, ale on skutecznie je zwodził i ostatecznie udało mu się zrealizować swój zamiar. Wszystko zaczęło się od snu, w którym wyśnił swoje miejsce na ziemii.
0 Comments
Leave a Reply. |
VICTORIA TUCHOLKA
|
VICTORIA TUCHOLKA |
|