Osobiście spotkania z Żydami w moim życiu mogłabym naliczyć na palcach jednej ręki. Większość z nich wspominam z przykrością. Mąż koleżanki Brytyjczyk, który, czego nie wiedziałam, z jednej strony nie przyznawał się do swojego żydowskiego pochodzenia, a z drugiej okazał się strasznie przewrażliwiony na punkcie wypowiedzi godzących niezamierzenie w interes żydowski, choć ani razu nie padło żadne słowo na "ż", a wypowiedzi dotyczyły ataku na World Trade Center i terroryzmu, co ostatecznie doprowadziło do niezręcznej sytuacji, a ja spotkałam się z pretensjami, że nie umiem odróżnić Żyda od innego człowieka?! Kolejne przykre doświadczenie. Ortodoksyjny Żyd (tradycyjny strój, uczesanie), który nie znał polskiego i nie mógł porozumieć się po angielsku z kasjerką na dworcu kolejowym w Warszawie, więc postanowiłam mu pomóc w kupieniu biletu. Nie usłyszałam nawet dziękuję. Zostałam potraktowana jak powietrze. Trzecie spotkanie z początku zapowiadało się dla odmiany optymistycznie - poznałam na uczelni młodego studenta z Izraela, był bardzo miły, nic nie wskazywało na to, że któregoś dnia od tak bez powodu przyjdzie do mnie i zarzuci mi prosto w twarz, że powinnam się wstydzić, że podczas gdy ja i moja rodzina żyjemy sobie w szczęściu? i dobrobycie? w Polsce, jego dziadkowie zostali stąd wypędzeni, odebrano im dom, ziemię, wszystko, co mieli, cudem przeżyli. Mimo wszelkiej goryczy i żalu związanych z trudną historią, która połączyła nasze narody, i oczywistemu współczuciu dla tragicznych losów Żydów, nie poczuwałam się i nadal nie poczuwam do odpowiedzialności za to, co spotkało jego dziadków, bo i moja rodzina straciła dom, ziemię i wszystko, co miała, nie wspominając już o tym, że co najmniej dwoje krewnych zginęło w obozie lub na skutek pobytu w nim. Nazwisko rodowe mojej prababki w ogóle zniknęło ze spisu ludności. Wojna nie zna wygranych ani przegranych. Zwykły człowiek zawsze był i będzie ofiarą wojny, nawet jeśli dopuścił się złych czynów. Równie dobrze, zarówno mnie, jak i mojego kolegi z Izraela mogłoby wcale na tym świecie nie być. Czy wówczas nie miałby już pretensji o to, że w ogóle żyje?
Na szczęście od całej goryczy wpisanej w niemożność nawiązania normalnej ludzkiej relacji z Żydami, która wzniosłaby się ponad podziały o podłożu historycznym, ratuje mnie jeden pozytywny kontakt z pewnym Żydem mieszkającym w Izraelu. Poznaliśmy się przy okazji moich poszukiwań bliższych i dalszych krewnych ze strony rodziny dziadka. Zupełnym przypadkiem na jednym z portali społecznościowych trafiłam wówczas na Orena mieszkającego w Izrealu. Napisałam do niego z zapytaniem, czy istnieje szansa na to, abyśmy byli w jakikolwiek sposób ze sobą spokrewnieni. Okazało się, że taka szansa istniała, bo dziadkowie Orena mieszkali przed wojną w Polsce. Udało im się przetrwać wojenną zawieruchę i znaleźć nowy dom w Izraelu. Co ciekawe, Oren wywiesił nawet polską flagę na werandzie swojego domu tuż po tragedii smoleńskiej, w której zginął ceniony przez wielu Żydów z Izraela za swoje zasługi dla upamiętnienia męczeństwa narodu żydowskiego Pan Prezydent Lech Kaczyński. Mimo, że ostatecznie nie doszliśmy do żadnych konkretnych wniosków co do wspólnych korzeni, Oren bardzo się ucieszył, że udało mu się nawiązać przyjazny kontakt z kimś z Polski. Oto fragment artykułu poświęconego temu, jak niektórzy mieszkańcy Izraela oddali cześć Panu Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i pozostałym uczestnikom feralnego lotu (https://www.ynetnews.com/articles/0,7340,L-3874197,00.html).
Tekst oryginalny w języku angielskim:
Oren Patoka from Haifa went an extra step and placed the Polish flag on his house porch. "I am the third generation of Holocaust survivors. I always had mixed feelings about the Polish people, but they were also the ones who saved my grandmother.
"When I heard about the crash I checked up about Lech Kaczynski and discovered he made honest efforts to commemorate the Shoah. He wanted to build a Holocaust museum in Warsaw. I felt a tingle in my heart for those Polish people who did help, not the anti-Semites."
Patoka also noted that by placing the flag he was honoring the unknown Righteous among the Nations.
Wolne tłumaczenie odautorskie na język polski:
Oren Patoka z Hajfy zrobił nawet więcej i umieścił polską flagę na werandzie swojego domu. "Jestem trzecim pokoleniem ocalałych z Holokaustu. Zawsze miałem mieszane uczucia w stosunku do Polaków, ale to oni ocalili moją babcię.
Kiedy usłyszałem o katastrofie, poczytałem o Lechu Kaczyńskim i dowiedziałem się, że faktycznie starał się upamiętnić Shoah. Chciał zbudować Muzeum Holokaustu w Warszawie. Poczułem wdzięczność dla tych Polaków, którzy pomagali, nie byli antysemitami".
Patoka zaznaczył również, że poprzez wywieszenie flagi chciał oddać cześć sprawiedliwym wśród narodów.
Zawsze w takich momentach, gdy media znowu próbują podsycać nastroje antyżydowskie i antypolskie pomiędzy naszymi narodami, myślę sobie o Orenie i ta nasza znajomość wraca mi nadzieję w to, że skoro my dwoje obcych sobie ludzi na końcach świata, którzy nigdy się nie spotkali, potrafiliśmy się na siebie otworzyć i wznieść się ponad bolesną historię, jak również ponad podziały podsycane przez polityków poprzez media, to musi być nas więcej. Żydów wierzących w Polaków i Polaków wierzących w Żydów. Jeśli nie my, to kto skończy wreszcie z tą poetyką cierpienia i wzajemnej nienawiści i napisze wreszcie nowy rozdział w polsko-żydowskich relacjach? Być może na początek wystarczy dwoje ludzi, by reszta takich jak my wyszła wreszcie z cienia bolesnej historii.