Serdecznie zapraszamy! Zespół VT-ART
VT-ART też tam był. Targi rękodzieła i wyrobów lokalnych w Brwinowie zorganizowane przez grupę Słoiki lokalnie: http://www.brwinow.pl/index.php/2573-sloiki-zapraszaja-na-targ-rekodziela-i-wyrobow-lokalnych A już w najbliższy weekend będziecie mogli nas spotkać na Jarmarku produktów Regionalnych w Mateczniku Mazowsze: http://www.mazowsze.waw.pl/sub,pl,kup-bilet,2942.html
Serdecznie zapraszamy! Zespół VT-ART
0 Comments
"Ain't Talkin' 'Bout Love"
I heard the news baby, all about your disease Yeah you may have all you want, baby, but I got somethin' you need Oh yeah, ain't talkin' 'bout love My love is rotten to the core Ain't talkin' 'bout love Just like I told you before, yeah before You know you're semi-good lookin', and on the streets again Oh yeah you think you're really cookin' baby, you better find yourself a friend My friend, ain't talkin' 'bout love My love is rotten to the core Ain't talkin' 'bout love Just like I told you before, uh before, uh before, before Ain't talkin' 'bout love Babe it's rotten to the core Ain't talkin' 'bout love Just like I told you before, uh before I been to the edge, an' there I stood an' looked down You know I lost a lot of friends there baby, I got no time to mess around Mmmm, so if you want it got to bleed for it baby Yeah, got to got to bleed baby Mmmm, you got to got to bleed baby Hey, got to got to bleed baby Ain't talkin' 'bout love My love is rotten to the core Ain't talkin' 'bout love Just like I told you before, before, before Ain't talkin' 'bout love Don't wanna talk about love Don't need to talk about love Ain't gonna talk about love, no more, no more, ah Hey Hey Hey Hey Hey Hey Odjazd
Wiem, że jeżeli kiedyś wyjdziesz mi spod powiek osobą, wreszcie cała jak z wody naga, wtedy nie będę umiał zawołać cię tak, żeby nie wywołać sobie śmierci z róży. Lecz to może być dobra śmierć, jeśli ty krocze będziesz mieć, co nad głową zaświeci mi jak dzień, będzie mieć smak mgławicy z najgłębszej piwnicy nieba - i biały zapach podróży. Bo wtedy, gdy pobożnym językiem znów dotknę, w uchu usłyszę łoskot obsuwającej się Ziemi. I nie wiem co zrobisz, kiedy zamknę oczy, na Wenus odlecę wraz z łóżkiem. Rafał Wojaczek, 1967 Podczas dzisiejszego wypadu na okoliczne bagna lekiem na moje zmartwienie związane ze zmianą charakteru okolicznych terenów okazał się zauważony wśród pokrytych szczodrze małymi szyszkami leszczynowych gałązek olchy- samiec dzięcioła dużego. Nie dało się go nie zauważyć, ponieważ doktor okolicznych drzew akurat był bardzo zajęty opukiwaniem i osłuchywaniem swojego już wkrótce liściastego pacjenta, tak więc słychać go było już z daleka. Nie da się ukryć, że wybrał sobie chyba jedno z najpiękniejszych drzew w okolicy. Wysoką, rozłożystą, gęsto zarośnietą leszczyną i szyszkami olchę. Miała przepiękną korę - zielonkawo-brązową z pomarańczowymi elementami. Mimo, że nie pokryta jeszcze listowiem, przyciągała uwagę zielonkawością pni i bogactwem pomarańczowych typowo leszczynowych kwiatostanów, które prezentowały się imponująco na idealnie niebieskiej ścianie nieba. Gwoli ścisłości...
DZIĘCIOŁ DUŻY Dendrocopos major ang. greater spotted woodpecker fran. pic épeiche niem. Buntspecht Wielkości szpaka; pełza po pniach. Upierzenie pstrokate czarno-białe. Cechy rozpoznawcze: duża, rozczłonowana czarna plama biegnąca bez przerw (od dzioba do potylicy) po bokach głowy i szyji oraz intensywnie czerwone pokrywy podogonowe, ostro odcinające się od białawego upierzeniana brzuchu. Samiec z czerwonym pasem na potylicy, samiczka z czarnym ciemieniem i potylicą. W szacie młodocianej czerwony wierzch głowy. Pisklęta nagie. Lot długimi falami. Głos: najczęściej wydaje krótkie, twarde "kiks", w zaniepokojeniu "gigigigigi". Bębnienie regularne. Ptak lęgowy w lasach wszelkiego typu i w parkach. Okres lęgowy: V-VI; 1 lęg w roku. Gniazdo: dziupla wykuta przez ptaka z okrągłym otworem wylotowym. Składa 5-7 białych jaj. Rodzice wysiadują 12-13 dni, karmią pisklęta w gnieździe około 3 tygodni oraz przez krótki czas po opuszczeniu gniazda. Pozywienie: owady żyjące w drewnie, nasiona drzew iglastych, jagody i inne owoce. Ptak częściowo osiadły i osiadły. Źródło: Jaki to ptak? Walter Cerny i Karel Drchal, Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne - Warszawa 1979 Często sięgam po podobne teksty, próbując usilnie zrozumieć, jak rozwiązać ten węzeł gordyjski, jak w skrócie określiłabym swoją skomplikowaną sytuację, już nawet nie rodzinną, bo moje postrzeganie siebie w kategoriach rodzinnych zeszło w przeciągu ostatnich dwóch lat na margines, rodzina zaczęła tracić dla mnie na znaczeniu, porzuciłam swoje naiwne marzenia o możliwości stworzenia idealnej rodziny, posiadania dzieci i bycia inną niż moja matka, mam poczucie, że owszem mogę być inna niż moja matka, ale niestety nie na ten wyidealizowany społecznie wzór czy też jego złudzenie. Coraz bardziej dochodze do wniosku, że nie ma szczęśliwych rodzin, są tylko takie, które takie rodziny udają. I jeżeli udaje się im to udawanie świadczy to o ogromnym poświęceniu jej członków. Skupiam się wiec na swojej sytuacji osobistej. Oczywiście ktoś mógłby mi zarzucić, że postępuję niewłaściwie skupiając się przede wszystkim na sobie i swoich potrzebach. A ja myślę, że jak na osobę, która przez całe życie skupiała się na innych i na ich potrzebach, nie ma w tym absolutnie nic zdrożnego. Tym bardziej, że ja i tak nie jestem w stanie uwolnić się w stu procentach od piętna, jakie odcisnęło to na mojej psychice, sprawiając, że im bardziej jestem zaangażowana w działanie, tym gorzej radzę sobie ze stawianiem innym jasnych granic i konkretnych wymagań. Wiem, że aby działać na swoją korzyść, potrzebuję czasu i przestrzeni do działania. I ku temu muszę dążyć, aby zapewnić sobie takie warunki życia, aby być zadowolona z każdej swojej decyzji. Często powtarzam sobie: "Nie, nie powinnam się czuć winna, nie chcę się czuć winna, nie będę się czuć winna." Za to, że poruszam się jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany, jak dziecko we mgle, w nieskończoność tylko, dlatego że przewiązano mi oczy, trzymano w niewiedzy, nieświadomości i pod kloszem przez tak kluczowy dla mnie czas. Nie mogę pozwolić na, to aby to niezasłużone poczucie winy sprawiało, że będę zmuszać się do podtrzymywania czyjichkolwiek złudzeń, chyba że tylko moich. Niemniej jednak im więcej czytam, im więcej się zastanawiam, obserwuję siebie i innych w różnych sytuacjach, tym bardziej uświadamiam sobie, że w żaden sposób nie przystaję, nie jestem w stanie przystosować się do otaczającej rzeczywistości. Nie rozumiem ludzi i oni mnie nie rozumieją i chyba powoli zaczynam się z tym godzić. Wiem, że pewnych rzeczy, o których mowa w poniższym tekście nigdy nie osiągnę, bo nie mam ku temu wystarczających podstaw. Nie wiem też jak ostatnie doświadczenia i zmiany wpłyną na przyszłe koleje mojego życia. Pogrążam się w ekscentryzmie, z którym chyba coraz bardziej się oswajam.
Chcesz, by twoja córka wyrosła na szczęśliwą kobietę? Od początku buduj z nią więź Odważna, pewna siebie, przebojowa - która dziewczyna nie chciałaby wyrosnąć na taką kobietę? Drodzy ojcowie, możecie pomóc swoim córkom spełnić to marzenie. Wszystko zaczyna się we wczesnym dzieciństwie, a dobra relacja córki z tatą to jedna z najważniejszych podstaw budowy poczucia własnej wartości kobiety. Anna Kropaczek, RMF FM: Kiedy powstaje ta szczególna i ważna więź między ojcem a córką? Andrzej Jabłoński, psychoterapeuta: - Już kiedy córka jest w brzuchu matki, tata może mieć jakiś rodzaj kontaktu z nią. Potem ważne jest, żeby współuczestniczył w opiekowaniu się córką. Chodzi o to, żeby dziewczynka przyzwyczaiła się chociażby do tego, że mężczyzna ma inną skórę, może nieco drapiącą brodę, ma inny głos czy wreszcie inaczej przeżywa różne sytuacje. Ważne jest, żeby córka miała podwójnego rodzaju doświadczenia. To pozwala jej oswoić się z męskością. W przyszłości, kiedy sama będzie szukać partnera, to jej się przyda. Relacja córki z tatą wpływa na to, jakiego partnera kobieta sobie wybierze w przyszłości... - Tak. To jak sobie oboje ułożą tę relację, ma ogromne znaczenie. Czego córka dowie się o męskości, czego doświadczy w relacji ze swoim ojcem: jak on ją traktuje jako nastolatkę, młodą kobietę, czy ją szanuje, czy w nią wierzy, to będzie miało znaczenie w przyszłości, również w kontekście wyboru partnera. Podobno dorosła kobieta często wybiera takich mężczyzn, których cechy całkowicie zaprzeczają cechom taty. - To prawda. Zwykle to się odbywa na poziomie nieświadomym. Jeżeli relacja córki z ojcem jest trudna, córka nie może się w tej relacji bezpiecznie czuć albo kiedy jej matka nie szanuje jej ojca, to bardzo często kobieta wybiera mężczyzn zupełnie innych niż ojciec. Jak tata może pomóc córce wyrosnąć na pewną siebie, świadomą własnej wartości kobietę? Jak ta relacja powinna wyglądać, kiedy dziewczyna ma np. 5 lat? - Tata może wprowadzać córkę w różne ciekawe rzeczy, którymi jej matka się nie zajmuje. Ojcowie często są nieco mniej lękliwi niż matki albo mają większą zdolność do ryzykowania i zachęcają córki do różnych przedsięwzięć, na które mamy być może by nie pozwoliły albo miałyby wątpliwości. - W takich sytuacjach ojciec jest superpartnerem, jeśli chodzi o zachęcanie córki do pokonywania trudności, podejmowania ryzyka, do radzenia sobie z lękiem, różnymi wyzwaniami. Już z tak małą córką ojciec może nawiązać więź, która dla obu stron będzie ciekawa i rozwijająca. A w wieku dorastania jak ta relacja się kształtuje? - Tu pojawia się pewien kłopot dla ojców. Kiedy dziewczyna wchodzi w okres dorastania, niektórzy ojcowie są trochę przerażeni. Dziewczynce zmienia się ciało, zaczyna być trochę flirtująca i część ojców wycofuje się i zostawia to pole matce. Tymczasem tata będąc cały czas w relacji z córką, może na jakimś poziomie afirmować jej zmiany, dawać sygnały, że się cieszy, że ona się zmienia, że pięknieje. - Ważne, by ojciec nie unikał relacji z córką, postrzegał ją jako kobietę ale nie jego kobietę. Chodzi o to, żeby nawet na nieświadomym poziomie nie dawać córkom sygnałów z obszaru damsko-męskiego. Pamiętajmy, że okres dorastania to jest również okres tworzenia tożsamości seksualnej. Tak sobie myślę, że fajnym podarunkiem, jaki córka może dostać od ojca w dniu 18. urodzin jest pierścionek z takim komentarzem: to jest ostatni ode mnie, następny dostaniesz od swojego mężczyzny. Bardzo mi się podoba ten pomysł... - Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Okres dorastania to także trudny czas w relacji córki z matką. Wtedy bardzo, bardzo iskrzy: one się ścierają, walczą o przestrzeń. Dobra relacja z ojcem pozwala nabrać córce oddechu. Dorastające dzieci są czasem strasznie pogubione. Relacja z rodzicem tej samej płci rodzi wiele wątpliwości, kryzysów i ten drugi rodzic jest często rodzajem wsparcia. Może utulić, pogłaskać, podmuchać na te rany. - Tata może czasem trochę jak mediator wchodzić między córkę a matkę, ale ważne, by dla córki była oczywista jedna rzecz: kobietą ojca jest jej matka. Nawet jak się rozstaną, to córka nigdy nie zajmie miejsca u boku ojca. Żródło: http://mamdziecko.interia.pl/wychowanie/news-chcesz-by-twoja-corka-wyrosla-na-szczesliwa-kobiete-od-pocza,nId,1691983 Z dzieciństwa pozostało mi wspomnienie domowego kredensu, w którym moja babcia trzymała herbaty, kawy, herbatniki, koniak, serwetki i wszelkiego rodzaju tego typu podwieczorkowe bibeloty. Uwielbiałam zapach, który roznosił się po pokoju po otwarciu jego poziomych drzwiczek. Nie był to bowiem ten typ kredensu, który pewnie stoi Wam przed oczyma. Kredens u mnie w domu mieścił się w bardzo wysokiej szafie, prosto ciosanej z mahoniowego drewna. Nie pamiętam, co się z nim stało. Nie ma go już wśród domowych mebli. Zdarza mi się, że ludzie zwracają mi uwagę na to, że przywiązuję ogromną wagę do zapachów. U mnie wszystko musi pachnąć. W samochodzie musi być przyjemny odświeżacz powietrza, w łazience lawendowe mydełko, szampon musi być jaśminowy, herbata aromatyzowana, nawet tytoń musi mieć jakiś nietypowy zapach, a ja sama z domu nie wyjdę bez choćby kropelki jakiś perfum.
Tym razem chciałabym Wam zaprezentować kilka rodzajów herbat, które zazwyczaj kupuję. Zacznijmy od mojej ulubionej firmy Big Active Essence. 1. Big Active Essence Earl Grey z płatkami róży i bławatka http://www.big-active.pl/essence-earl-grey-z-platkami-rozy 2. Big Active Essence Yunnan z pigwą i pomarańczą http://www.smacznaherbata.pl/herbata-czarna-essence-yunnan-z-pigwa-i-pomarancza-lisc-100g W sprzedaży pojawiła się też Biga Active Essence Yunnan z morelą i brzoskwinią. Póki co się nie skusiłam, ale podejrzewam, że może mieć równie przyjemny zapach, jak dwie wcześniej wymienione. Warto również podkreślić fakt, że firma Big Active oferuje możliwość skomponowania własnej mieszanki, co również uważam za duży plus, zwłaszcza w przypadku osób bardziej wymagających. Big Active oferuje bowiem nie tylko herbaty typu Earl Grey, Yunnan, ale również herbatę zieloną, białą i inne. Są to gatunki najwyższej jakości. Byłabym zapomniała dodać, że herbaty wymienione przeze mnie w podpunktach 1 i 2, to herbaty niepaczkowane, ale sprzedawane w postaci luźnych wiórków w plastikowej saszetce. Niepraktyczne opakowanie - to chyba jedyny minus Big Active. Warto więc mieć w zanadrzu jakąś stylową puszkę na herbatę. To również ma swój urok. Taki rodzaj mini-kredensu w kuchni. 3. Dilmah Earl Grey Tea W tym wypadku również sugeruję zakup herbaty w postaci luźnych wiórków. Nie przepadam za herbatami w torebkach. Dilmah oferuje szeroki asortyment aromatyzowanych herbat. Mnie osobiście nie przekonują zbytnio te propzoycje, ale może Wy znajdziecie coś dla siebie. 4. Herbata zielona z żeń-szeniem i granatem Bio Fix A to mój dzisiejszy strzał w dziesiątkę. Nie mogąc się zdecydować, w oko wpadła mi ta właśnie herbata zielona. Przez opakowanie dało się wyczuć przyjemny zapach. Nieco przypominający zapach opuncji. Generalnie jestem nieufna, jeśli chodzi o zielone herbaty. Mam poczucie, że najlepsze są jednak te w wiórkach bez żadnych dodatków. Tym razem jednak się skusiłam i muszę przyznać, że był to dobry wybór. Mimo dodatku granatu, herbata wcale nie barwi się na różowo, za czym specjalnie nie przepadam. Ma łagodny smak z typową dla zielonej herbaty goryczką. Zapach jest bardzo przyjemny i kojący. Moja decyzja w wyborze tej herbaty była podyktowana tym, że mocna kawa ani mocna herbata nie działają na mnie pobudzająco. Żeń-szeń kojarzy mi się z takim właśnie pobudzającym składnikiem. Zielona herbata nie jest tak obciążająca dla żołądka jak herbata czarna czy eral-grey. Ma chyba również walory oczyszczające. Tym razem uczyniłam również kolejny wyjątek - kupiłam herbatę w torebkach. 5. Melisa i Mięta Z ziół prym w moim kredensie wiedzie melisa, któa ma działanie uspokajające. W przeciwieństwie do innych ziół ma całkiem przyjemny smak i zapach. No i jeszcze mięta, ale ta zwykła, nie pieprzowa. 6. Hibiskus Legenda mojego dzieciństwa. Kolejny wyjątek - chyba nie ma bardziej różowej herbaty, ale to jak już pewnie sami doskonale wiecie rzecz jak najbardziej naturalna. "Different Pulses"
My life is like a wound I scratch so I can bleed Regurgitate my words, I write so I can feed And Death grows like a tree that's planted in my chest Its roots are at my feet, I walk so it won't rest Oh, Baby I am Lost... I try to push the colors through a prism back to white To sync our different pulses into a blinding light And if love is not the key. If love is not a key. I hope that I can find a place where it could be I know that in your heart there is an answer to a question That I'm not as yet aware that I have asked And if that tree had not drunk my tears I would have bled and cried for all the years That I alone have let them pass Oh, Baby I am yours... Ich nigdy, nigdy nie było
Miłości nigdy nie było Gdzieś na dnie Taki jak ty Rozdarty, słaby, złamany, zły Zaszczuty w świecie paranoi i strachu Ambicji, honoru i walki Czuję się odarty z uczuć Z moich myśli, zgwałcony Mentalnie poniżony Oszukany przez tych, którym Swoje życie oddałem i ślepo ufałem Przez wszystkich moich ludzi, Których tak bardzo kochałem Przed nikim czoła nie chylę Odrzucam te chwile I wszystkie słowa, którymi Złamali, opętali Odrzucam boga, dogmaty, Świętości, herezje Odrzucam pustą poezję Wszystkie ich oczy puste Ich nigdy, nigdy nie było Nigdy nie było, nigdy nie było Miłości nigdy nie było I ciebie nigdy nie było Miłości nigdy nie było Nas nie było Nie było... I can see angels No3 I love Poland Series Na zdjęciu powyżej: kora potężnych rozmiarów zapewne wiekowej akacji rosnącej tuż przy wejściu do Pałacyku Toeplitza. Przykuła moją uwagę faktura kory drzewa, która skojarzyła mi się z piórami ptaka lub sierścią dzikiego zwierzęcia - niedźwiedzia, dzika. Przypomniał mi się film "Katedra" Tomasza Bagińskiego, gdy z bohatera wypuszczają gwałtownie pnącza, czyniąc z niego kolejny element budowli. I ten pień ma w sobie coś tak zaiste gwałtownego w swej powierzchowności, jakby siłą wyrwał się spod ziemii, jakby każdy kolejny płat kory przypłacony był jakimś niebotycznym wysiłkiem, jakby de facto odbywała się w tym miejscu jakaś nieskończona walka żywiołów natury. Czyż natura nie tworzy najpiękniejszych pomników? Przerastających po stokroć dzieło rąk ludzkich? Moje prace są w obliczu takich pomników przykładem ograniczonej siły twórczej, nie mogącej wyzbyć się z okowów formy. To niby tylko drzewo, a ma w sobie tyle przewrotnej doskonałości. Jak skrzydło anioła. Jakaż to kara go spotkała, że zamienił się w drzewo? A może to jakaś diabelska siła zatrzymana boską ręką w połowie drogi z podziemii do nieba?
I can see Elephants No2 I love Poland Series Na zdjeciu powyżej: pnie blisko rosnących obok siebie drzew (klony?) nad stawem przy Pałacyku Toeplitza w Otrębusach. Kiedy je pierwszy raz zobaczyłam, kształty i faktury pni skojarzyły mi się z ciałem węża pokrytym łuską uniesionym w odruchu obronnym, prezentującym swoje szlachetne, muskularne ciało na wietrze, jakby mówiącym nie podchodź bliżej, podziwiaj, bój się, odejdź strwożony, zostaw mnie w spokoju. Kiedy potem patrzyłam na zdjęcie pojawiły się inne skojarzenia, w tym również skojarzenie z nogami słonia.
I can see Morocco No1 I love Poland Series Na zdjęciu: zabytkowy XVIII-wieczny spichlerz, będący jednym z zabudowań dawnego folwarku. Otrębusy, 2015
Zachwycił mnie swoją geometrycznością i kolorystyką, które zawdzięcza nadszarpnięciu fasad przez ząb czasu. Ma to jednak swój urok. Z jednej strony dobrze, że ten spichlerz kwalifikuje się oficjalnie jako zabytek, budynek nie trafi więc pod nóż nieopatrznego i nieświadomego budowlańca, który odrestaurowałby go zapewne w niewłaściwy sposób, nie mówiąc już o tym, że by zburzył, zniszczył, zamurował elementy kluczowe z punktu widzenia architektoniczno-konserwatorskiego. Z drugiej jednak strony, konserwacja zabytków w Polsce wydaje się niedomagać, jeżeli idzie o budynki, które nie są własnością inwestorów zagranicznych i nie mają być w przyszłości przekształcone w galerię handlową lub jedną z wielu sieciówek. To smutne. Ten budynek zawsze bowiem przykuwa moje spojrzenie, kiedy przechodzę lub przjeżdżam obok. Tym razem odkryłam w nim, oprócz hipnotyzującej geometryczności, również być może nieco przytłumioną, ale wciąż chyba spośród większości okolicznych budowli najsilniej bijącą marokańską kolorystykę. Kilka nowych pozycji do przejrzenia. Wczoraj w nocy znowu odezwał się we mnie duch niedoszłego wędkarza i postanowiłam pojechać do biblioteki, aby zaopatrzyć się w stosowną lekturę. Męczy mnie bowiem czytanie z ekranu, a do papieru mam jakiś szczególny sentyment, zwłaszcza takiego mocno pożółkłego i zakurzonego. I tak oto dzisiaj do snu studiować będę Wszystko o wędkarstwie, czyli jak złowić dużą rybę! Macieja Zdzienickiego. Przyjęłam bowiem taki póki co nieśmiały cel zdania egzaminu na kartę wędkarską, do którego chciałabym podejść w niedalekiej przyszłości. Kocham wodę, zwłaszcza jeziora. Możliwość posiedzenia nad wodą z wędką byłaby jakimś dodatkowym urozmaiceniem zbliżających się niechybnie wyjazdów wiosennych. Oczywiście z jednej strony nieco się obawiam, że, jak to mam w zwyczaju, jak coś sformalizuję, to stracę zapał, ale inaczej nie da rady. Karta wędkarska to podstawa. Może uda mi się w końcu kiedyś złapać tą wymarzoną rybę, trzymać ją w dłoniach, spojrzeć w wodniste oko i ku jej zapewne własnemu zdziwieniu puścić na powrót wolno.
Przy okazji, czego nie zamierzałam, oczywiście moje oko zawisło na wszelkich przewodnikach, zwłaszcza po Polsce. Kocham Polskę! I tak skusiłam się na Groch i kapustę - Przewodnik po Polsce południowo-zachodniej Elżbiety Dziekowskiej. Jakkolwiek dopiero teraz spostrzegłam, że przewodnik dotyczy tej określonej części Polski. Niech żyje spostrzegawczość i umiejętność czytania ze zrozumieniem! Pozostaje mi jedynie zrzucić winę na hiperdotlenienie, jako że właśnie dzisiaj otworzyłam oficjalnie sezon rowerowy. Dystans był niewielki, zbyt niewielki jak dla mnie, ale nie ma, co się siłować, zwłaszcza w tym najbardziej newralgicznym okresie, kiedy pogoda jest zmienna, zwodnicza i łatwo coś podłapać. Ja podłapałam dzisiaj tymczasowego wirusa braku umiejętności czytania ze zrozumieniem:) Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. W prawdzie wolałabym przewodnik po całej Polsce, zwłaszcza północnej, ale dolnośląskie też jest na liście moich niedoszłych marzeń. Być może więc to znak od nieba i w tym roku w końcu się w sobie zbiorę i tam pojadę. No i na koniec stara, dobra, dobrze Wam zapewne wszystkim znana Mitologia Jana Parandowskiego. Ostatnio zdarza mi się często odnosić różne swoje aktualne problemy życiowe do mitologii właśnie i brakowało mi możliwości chwycenia za tą pozycję i przypomnienia sobie niektórych mitów, mimo że dom aż ugina się pod ciężarem książek, kurzu i moli. Jakkolwiek korzystając z lepszego ostatnio nastroju, odkładam Parandowskiego na gorszy, bardziej rozliczeniowy, chmurny i durny moment marca i póki co spróbuję się przede wszystkim dowiedzieć czegoś o tym, jak złowić dużą rybę! Ciekawa jestem, co za literaturę Wy trzymacie na nocnym stoliku?! Chyba tylko w naturze... Nie widać jeszcze żadnej twarzy do pozazdroszczenia, zaledwie wyobrażamy sobie tą przyszłą charyzmatyczną twarz. Mrówki, jak się zdaje, rozwiązały już ten problem. Albo może zazdroszczą jedna drugiej. Jednakże utrzymują swoją aktywność. Nie chcę przez to powiedzieć, że rozwiązanie, jakie znalazły, jest idealne dla człowieka. Wiem, że się dzielą według sztywnego i niewzruszonego systemu kast, a to również nie wydaje mi się sprawiedliwe. Ale o ile wiem, udało im się uniknąć przywilejów, ponieważ kasty służą do oznaczenia funkcji przy pracy, a nie do stawiania trufli i białego wina na stołach jednych, a klusek na stołach większości. Mrówki dobrze jedzą. Wszystkie utrzymują wygląd tych, którzy nie spędzają nocy marząc o nieosiągalnym jedzeniu. I pozostawmy je takimi. Gdybyśmy zdołali osiągnąć choć jeden z ich cudów, jestem pewien, że życie byłoby inne. „Baranek domowy" Jose Luiz Mora Fuentes
ze zbioru opowiadań „Nowe opowiadania brazylijskie", Wydawnictwo Literackie Kraków, 1982 W akcie solidarności ze Smutnym Autobusem: JESTEM SMUTNYM AUTOBUSEM. Nie jestem doskonała, idealna, bez wad, bez słabości i też się starzeję. IDEA © VICTORIA TUCHOLKA WWW.VT-ART.PL We wszystkich zdjęciach powyżej wykorzystano ten sam jeden wycinek jednego z kadrów ze spotu MSW „Smutny autobus". All the photos above include the same one freeze frame extract from the spot by the Polish Ministry of Internal Affairs. Na szczęście sprawiedliwości stało się za dość i spot stał się ostatecznie przedmiotem krytycznego zainteresowania mediów. Szkoda tylko, że MSW nie wycofało nadal filmu z Internetu. Na szczęście pojawiło się również pozytywne zakończenie. Jakiś czas temu wspominałam Wam o tym, że chciałabym wybrać się na wystawę prac Pana Tadeusza Stachowicza. Wreszcie się udało. Wystawa jest bardzo skromna, choć być może jakoś się to pokrywa z dotychczasowymi wystawami prac ś.p. Tadeusza Stachowicza, które były ponoć organizowane pod znamiennym tytułem Z dala od zgiełku. Wiele wystaw stawia nieraz na ilość, na chaos, na zgiełk właśnie. Nie można tego powiedzieć o skromnej wystawie prac malarza w Pałacyku Toeplitza w Otrębusach. Przy tej ilości organizatorów i sponsorw na usta ciśnie się jednak pytanie, czy nie można było nieco bardziej zadbać o estetykę prezentacji i oświetlenia prac malarza. Chyba w tej sytuacji zastosowanie ma znane polskie porzekadło: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Doszły mnie słuchy, że inne prace malarza są również prezentowane w sąsiednich miastach. Jeżeli to faktycznie prawda, szkoda, że nie udało się wszystkich prac zebrać w jednym miejscu, co zapewne pozwoliłoby na zebranie większych środków na ich odpowiednią prezentację. A pracom, choć ich ilość jest skromna, warto się przyjrzeć z bliska. Choć na pozór może się wydawać, że namalowane są lekkim pędzlem, przy bliższym przyjrzeniu się, zauważalne stają się grube warstwy farby, które nadają obrazom wyjątkową fakturę, a przez to też przestrzenność. Mam nadzieję, że moja niedoskonała dokumentacja fotograficzna zachęci lub wręcz zmusi Was do odwiedzenia osobiscie wystawy prac Tadeusza Stachowicza w Pałacyku Toeplitza w Otrębusach. Trudno mi Wam jednak doradzić, kiedy lepiej się tam wybrać... rano, wieczorem?! Być może wieczorem oświetlenie będzie korzystniejsze. Wystawa mieści się w poczekalni przychodni zdrowia Vita-Med. Godziny otwarcia: poniedziałki, wtorki, środy, czwartki 8.00-18.00, piątki 8.00-15.00. Byłabym zapomniała, obraz św. Tadeusza Judy można podziwiać w Parafii N.M.P. Matki Kościoła w Otrębusach.
|
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |