PRA-WDZI-WKI MAM-I-JA! Brwinowskie prawdziwki. A miałam oczywiście grzecznie wrócić od razu do domu.... Dwie godziny zbierania po pracy. A myślałam już, że ludzie sobie żartują z tym "[w] dwie godziny po pracy [nazbierałem kosz prawdziwków]". A jednak! To możliwe! Prawdziwki wykrakane zakupem lnianej torebeczki z kaszubskim haftem specjalnie na tę potrzebę. A jeszcze wczoraj bolałam nad tym, że skończy się na jednym. No to teraz mam cały kosz do przerobienia! Problem tylko w tym, że chyba się wszystkie do tej torebeczki nie zmieszczą :D Chyba trzeba by pojechać na te Kaszuby raz jeszcze - nie po grzyby, ale po lnianą torbę z kaszubskim haftem - co by nie było szlachetne grzyby wymagają szlachetnego traktowania :) To grzybobranie to już chyba uzależnienie w moim przypadku. Mam nadzieję, że znowu się nie rozłożę po dzisiejszych upojnych zbiorach w deszczu. A to jeszcze nie koniec, bo w ogrodzie odchowuję 7 podgrzybków i cztery kanie of course giants to be. Najśmieszniejsze jest to, że podczas wypadu na Kaszuby nie znaleźliśmy żadnego prawdziwka. Lasy w parkach krajobrazowych przypominały trochę pobojowisko po przejściu stada słoni! A tu w Brwinowie niby niepozorna brzezinka kryła takie bogactwo tych cudeniek. Pod koniec wręcz potykałam się o nie. Zagadała do mnie w między czasie pewna pani na spacerze z psem - tak sobie stoimy i rozmawiamy o grzybach, jak zbierać, jak wykręcać, do czego zbierać i mimowolnie nasze spojrzenia wędrują na ziemię, a tam: prawdziwek! Śmiejemy się - my tu gadu-gadu, a tu grzyby rosną :) No i już pod koniec: jak to ja, oczywiście przyuważyłam jakieś niejadalne cudeńka i poszłam już bez koszyka z aparatem zrobić kilka zdjęć. No i tak chodzę w poszukiwaniu tych moich pięknych pasożytów i trucicieli i znowu się zaczyna: jeden prawdziwek, drugi prawdziwek... w końcu nie wytrzymałam i przemówiłam na głos: "Panie Boże, ja już naprawdę chciałabym stąd wyjść! Dziękuję Ci bardzo za twe hojne dary, ale to już doprawdy przesada!" :) Nigdy nie uważałam, że mam szczęście do grzybów, a w tym roku prawie codziennie coś do domu przynoszę. Nigdy też nie uzbierałam w życiu sama tylu prawdziwków. Z pewnością ten widok na moim stole będę jeszcze długo mile wspominać. Na jeden wieczór mój stół zamienił się w prawdziwe dzieło sztuki. Martwa natura par excellence. Jak by mnie ktoś zapytał, co ja widzę w tym grzybobraniu, to bym powiedziała, że samą radość.
Kaszubski Park Krajobrazowy to paradoksalnie najbardziej jeziorna, tak! wcale nie Mazury! część Polski. Podobno znajduje się tutaj ponad 600 jezior. Powstały w wyniku działalności lądolodu skandynawskiego, bądź, jak kto woli bardziej mistyczne wytłumaczenie, są dziełem Stolemów. Olbrzymów, które zdaniem rodowitych Kaszubów, zamieszkiwały te tereny przed wiekami. I trudno się dziwić kaszubskim legendom, bo w istocie znajduje się tutaj wiele magicznych miejsc. Oto kilka z nich, które naszym zdaniem warto odwiedzić podczas krótkiego weekendowego wypadu. OSTRZYCE Jeden z wielu punktów widokowych w Kaszubskim Parku Narodowym. Naszym zdaniem warto go odwiedzić z dwóch względów: leży na uboczu vis-a-vis turystycznie obleganego punktu widokowego w Wieżycy, a widok jest równie piękny, jeśli nawet nie piękniejszy, bo zamiast drewnianej wieży wybudowanej ludzkimi rękami na tym naturalnym wzniesieniu stoi po prostu ogromny głaz w cieniu starych rozłożystych lip zachęcający do usadowienia się w nim jak w fotelu i podziwiania przepięknej panoramy jeziora Ostrzyckiego, a co więcej pobyt w tym zacisznym zakątku nic nie kosztuje. Jedynie krótką wspinaczkę na wzgórze przepiękną aleją bukową wykładaną kocimi łbami. JĘZYK KASZUBSKI Taki widok na tablicach miast to standard. Podwójne nazewnictwo bierze się z silnego poczucia odrębności Kaszubów, którzy mogą pochwalić się swoim własnym językiem, choć zdania są podzielone, czy kaszubski to dialekt języka polskiego czy odrębny język. Niektórzy przyjmują stanowisko pośrednie i traktują język kaszubski jako etnolekt. Etnolekt to po prostu określenie na język, dialekt, gwarę używaną przez wyodrębnioną grupę etniczną, który właśnie wymyka się jasno określonej kategoryzacji. Jednak oficjalnie kaszubski jest uważany za język regionalny. Posługuje się nim na co dzień niemal 110 tysięcy Kaszubów. I w istocie da się go posłyszeć na ulicy. Kaszubski króluje nie tylko na ulicach, tablicach z nazwami miast, ale często na fasadach banków i sklepów. To wcale nie taki młody język, bo pierwsze wzmianki o zastosowaniu kaszubizmów w tekstach pochodzą już z XV wieku, a pisma w całości w języku kaszubskim z XVI wieku. Choć po powyższym zdjęciu można by wnioskować, że kaszubski od języka polskiego różni tylko więcej kresek, kropek i daszków, to przykład poniżej z Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego wymaga już większej ekwilibrystyki językowej, a to dlatego, że język kaszubski jako jedyna pozostałość słowiańskich dialektów pomorskich należących do grupy języków lechickich, w jej centralnej odmianie, bliski standardowemu językowi polskiemu, cechuje się również wpływami języka dolnoniemieckiego oraz wymarłych połabskiego i pruskiego (źródło: wikipedia). Rëbôczi - rozszyfrować korzenie tego określenia: toż to prawdziwe wyzwanie dla pasjonata językoznawstwa. Wdzydze nosiły kiedyś inną nazwę - Rybaki i to do niej odnosi się kaszubski odpowiednik. Z kolei nazwa Wdzydze wydaje się nawiązywać bardziej do niemieckiej nazwy Weitsee. Trochę uciekliśmy z Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, choć nie z Kaszub, bo określenie Kaszuby odnosi się do bardzo szerokiego obszaru obecnego Pomorza. Nie tylko do Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. KARTUZY Z całą odpowiedzialnością mogę Was zapewnić, że pojechać na Kaszuby i nie odwiedzić Kartuz to doprawdy byłaby wielka strata. To przepiękne miasto malowniczo położone u wrót Kaszubskiego Parku Krajobrazowego nad aż czterema kartuskimi jeziorami może poszczycić się niezwykłym kościołem, zjawiskową architekturą i bujnymi terenami zielonymi. Widok na kartuski kościół od strony parku Widok na dzwonnicę i ponoć przypominający trumnę dach kościoła Jeden z dwóch zegarów słonecznych. W istocie zmusza do przystania i zastanowienia się nad sensem tej gonitwy Gargulec, dekoracyjny rzygacz w kształcie smoka pod dzwonnicą Wnętrze kościoła Prawdziwym ewenementem kompleksu kartuskiego jest również cmentarz przy kościele. Nie wiem, czy wiecie, ale zgodnie z polskim prawem nie można już przeznaczać terenów przykościelnych na potrzebę pochówku zmarłych, a szkoda, bo akurat uważam, że ta tradycja, jak widać na poniższym przykładzie, sprawiała, że granica między światem tych, którzy odeszli a światem żywych ulegała zatarciu, a bliskość kościoła i grobów najbliższych zachęcała do ciągłej refleksji choćby w pobliskim parku. Sam cmentarz z resztą jest również bardzo pełen zieleni. Naszą uwagę zwrócił jeden z grobów, który zamiast kamieniem lub lastryko wyróżniał się bujną bryłą bukszpanu. HAFT KASZUBSKI A przy kościele rzuciła mi się w oczy wystawa regionalnych haftów. Mam słabość do pięknych rzeczy i trzeba przyznać, że trudno przejść obojętnie obok kaszubskich motywów roślinnych. Wrócić z Kaszub bez choćby jednej takiej pamiątki - byłoby szkoda. Traf sprawił, że nie tylko robota była piękna, ale również i autorka tych motywów okazała się osobą niezwykle sympatyczną, a to ma dla mnie ogromne, o ile nie największe znaczenie. Wolę dzieło z duszą choćby niedoskonałe niż bezduszny ideał. W tym akurat przypadku była i dusza i ideał. I to niezwykle otwarta i uśmiechnięta kaszubska dusza. To z resztą taka moja ogólna obserwacja ze styczności z Kaszubami - bardzo otwarci, uśmiechnięci, z gestem. Takie cechy muszą iść w parze z pięknem i bogactwami regionu. Dzięki tej starszej pani dowiedzieliśmy się między innymi, że haft kaszubski jest niezwykle zróżnicowany i dzieli się na wiele szkół. Inaczej wygląda haft wdzydzki, inaczej kartuski, a jeszcze inaczej wejherowski. Z uwagi na bliskie sąsiedztwo Kartuz i Żukowa najbardziej rozpoznawalna jest tutaj Żukowska Szkoła Haftu Kaszubskiego. Jej cechą charakterystyczną jest użycie tylko 7 kolorów: trzech odcieni niebieskiego, żółtego, czerwonego, zielonego i czarnego. Hafty z Wdzydz są już uboższe w kolory - zazwyczaj ograniczają się do dwóch. Choć znalazłam nawet tabelę ze standardowymi motywami kwiatowymi pojawiającymi się na żukowskich haftach, w rzeczywistości każda hafciarka ma swój własny niepowtarzalny styl. Dobór motywów, ich aranżacja, kolor nici, rodzaj płótna lnianego i sposób wykonania roślinnych motywów potrafią się bardzo od siebie różnić, a tym samym każda ręczna robótka jest niezwykle oryginalna. KARTUSKA ARCHITEKTURA Zachwycająca kartuska architektura. Kamienica na zdjęciu poniżej przywodzi mi na myśl angielskie budownictwo, a nawet obrazy z filmu "Obywatel Kane" Orsona Wellesa. To jeden z domów przylegających do kolegiaty kartuskiej. A przy Ulicy Jeziornej w Kartuzach zachowała się całkiem duża ilość zabytkowych kamienic z przełomu XIX i XX wieku. Są tutaj parterowe domki mieszkalne jak również piętrowe neogotyckie kamieniczki. Najciekawiej wygląda secesyjna kamienica zbudowana w 1901 roku ozdobiona stiukową dekoracją w kształcie słońca z nieregularną wieżyczką. Warto również zwrócić uwagę na trójliście, motyw kobiecy na najwyższym filarze, ozdobne stiuki pod oknami i lwie motywy na bocznych filarach. Prawdziwa perełka. STĘŻYCA Tutaj jak nigdzie indziej da się poczuć wiatr w żaglach. Kaszuby ze swoimi licznymi i głębokimi jeziorami reprezentują idealne miejsce do uprawiania sportów wodnych. W szczególności żeglarstwa. To również tutaj bardzo wyraźnie widać, jak urozmaicona jest rzeźba krajobrazu kaszubskiego. Stromo opadające ku wodzie bujno porośnięte brzegi przywodzą mi na myśl Jezioro Hańcza. Stężyca leży nad jednym z najbardziej malowniczych jezior kaszubskich Raduńskim Górnym. Nad brzeg jeziora wiedzie drewniana promenada poprowadzona wzdłuż niewielkiego kanału wodnego obrośniętego licznymi drzewami. Jej dodatkowym atutem jest ścieżka edukacyjno-dydaktyczna poświęcona ptakom, które można tutaj spotkać. Patronem ścieżki jest jeden z lokalnych księży. Zapewne zapalony ornitolog. Widok z promenady na kościół w Stężycy Wnętrze kościoła również utrzymane jest w zieleniach Nad głowami wiernych czuwa Matka Boska z dzieciątkiem na rozgwieżdżonym sklepieniu A wrzesień choć deszczowy, ma również swoje pozytywne akcenty. Oprócz grzybów, to czas kwitnienia jednego z najpiękniejszych polskich kwiatów - malwy. Uwielbiam te malwowe szpalery! Kiedyś też będę miała takie! Tęcza może się schować - malwy we wszystkich kolorach od bieli do czerni! REZERWAT KRĘGI KAMIENNE W ODRACH W Polsce są trzy dobrze zachowane skupiska kręgów kamiennych, w tym dwa znajdują się na Kaszubach, w Odrach i w Węsiorach, a jeden w Ślęży na Dolnym Śląsku. Tym szczególnym miejscom przypisuje się po dziś dzień magiczne moce. Cmentarzysko w Odrach to cmentarzysko kultury wielbarskiej przypisywane wędrówce Gotów i Gepidów ze Skandynawii nad Morze Czarne. Cmentarzysko leży na wschodnim brzegu Czarnej Wody w pobliżu wsi Odry i zajmuje 16,91 hektarów na terenie rezerwatu przyrody Kamienne Kręgi. Obejmuje 10 kręgów kamiennych i 29 kurhanów, czasem ze stelą. Zatopione w wrzosach lub otulone sośniną roztaczają wokół siebie aurę pełną tajemnicy, promieniują niewytłumaczalną energią. Jeden z kręgów kamiennych Jaszczurka żyworodna wygrzewa się na jednej z centralnych steli kamiennych Tworzące kręgi kamienie porośnięte są objętymi ochroną rzadkimi gatunkami porostów. Niektóre ze znajdujących się tutaj długowiecznych porostów wiekiem mogą sięgać nawet czasów wędrówek Gotów. Niestety turyści nieświadomi unikalności i kruchości tych tworów nierzadko uszkadzają je nieodwracalnie, ocierając się lub dotykając kamieni. Jedna z tablic z wybranymi gatunkami porostów, które można spotkać na terenie rezerwatu PRODUKT REGIONALNY Czas na reklamę, czyli kolejny produkt regionalny, którego po prostu musicie spróbować! Kawa Zbożowa Kujawianka. Zapomnijcie o smaku Inki. Ta kawa niewiele ma z nią wspólnego. Inka to kawa rozpuszczalna wśród kaw zbożowych. Czysta chemia, a Kujawianka to czysta natura: palone żyto, jęczmień, cykoria podróżnik, burak cukrowy. Niebo w gębie! No i smakuje jak prawdziwa kawa! Z jednym ale: trzeba ją parzyć w kociołku. Zapewne wielu z Was czuje zawód - jak to? tylko tyle? a gdzie regionalne potrawy kaszubskie? No właśnie - to jest bardzo dobre pytanie, na które również chcielibyśmy znać odpowiedź. Tak na przyszłość pytamy: gdzie na Kaszubach można zjeść coś prawdziwie regionalnego? Niestety podczas całej naszej podróży trafiło się tylko jedno miejsce, gdzie na wielkich tablicach pojawiły się konkrety, np. szare kluski. Nawet tubylcy załamywali ręce i nie potrafili nam doradzić, gdzie się udać by skosztować któregoś z niezliczonych kaszubskich specjałów. Jak to zwykle ze mną bywa, ja zawsze znajdę radę. I tak oto zainspirowałam się kaszubskim pieczystym, które nierzadko sporządzane jest z dodatkiem ziemniaków lub ryżu. O zaletach dodawania ziemniaków do ciast już słyszałam. Że też nie wpadłam na to, aby dodać je do ciasta chlebowego. Z pewnością warto - chleb nabiera wówczas wilgotności. A na zakończenie wyjazdu jeszcze taki miły akcent. Prawdziwe masło maślane za 5 złotych. Można? Można. I to nie żadna sieci-onka, ale zwykły lokalny wiejski sklep w przysłowiowym pipidówku. Trzeba przyznać jednak, że byliśmy chyba jedynymi osobami, które kupowały akurat masło :) Wsi wesoła, wsi spokojna, Ty zawsze mnie mile zaskoczysz!
Panie, bo to głównie panie, bardzo z resztą miłe panie, które miałam okazję poznać osobiście przy okazji mojego pierwszego przypadkowego postoju przy kaplicy w lipcu, nieustająco mnie zaskakują. Za pierwszym razem, gdy rozmawiałyśmy, wyczułam lekkie zażenowanie, że ja tu robię zdjęcia, a kapliczka taka zaniedbana. Znacie ten klimat: "Przepraszam za bałagan"... Nie minął tydzień czy dwa, gdy ponownie tamtędy przejeżdżałam i ogrodzenie przystrojone zostało pięknymi sztucznymi kwiatkami. Ile zdziałać może odrobina zainteresowania, uśmiech na twarzy i dobre słowo. Najbardziej zaskoczyła mnie jednak wrześniowa dekoracja dożynkowa. Po raz pierwszy w życiu spotkałam się z tym, aby dożynkowy wieniec został poświęcony dekoracji kaplicy przydrożnej. Właśnie próbuję zgłębić temat i dokopać się do jakiejś informacji na temat takiej właśnie tradycji. Ostatecznie na logikę biorąc, nie powinno to dziwić. Wszakże kaplice często można spotkać w sąsiedztwie pól uprawnych. Dbałość o nie zapewnić ma pomyślny plon. A dożynkowy wieniec jest przecież pewną formą podziękowania za to. Kaplica w Wólce Zatorskiej znajduje się w sąsiedztwie bardzo rozległej równiny pól uprawnych. Wieniec oczywiście piękny! Jak udało mi się ustalić, tradycyjnie wieniec dożynkowy składało się w stodole gospodarza by w ten sposób w nienaruszonym stanie przetrwał do kolejnych żniw.
Podróż odbyć można wszędzie. Nawet w czasie. Ja cofnęłam się tym razem do sentymentalnych czasów młodości mojej babci. Lata dwudzieste, lata trzydzieste... Ja to mam szczęście do ludzi z fantazją! Tym razem trafił mi się nawet fotograf z prawdziwego zdarzenia. Dziękuję za fantastyczne zdjęcie, Przemku! You made my day! Fot. Przemysław Konefał Poznań. Lata 30-te. Na zdjęciu moja babcia z adoratorem i przyszłym mężem, a moim dziadkiem. Zawsze zachwycam się kobiecymi strojami z tamtych lat. Cieszę się, że wreszcie nadarzyła się okazja, Dni Milanówka w stylu retro, by przenieść się na chwilę choćby strojem w tamte czasy. Uwielbiam się przebierać, wcielać w nowe role, choć trzeba mieć farta by zobaczyć mnie w spódnicy lub sukience. Indiana Jones w spódnicy - to doprawdy zdarza się raz na przysłowiowe sto lat. Postaw się, a zastaw się. Udział w różnego rodzaju imprezach plenerowych zobowiązuje do tego, aby zainwestować chwilę w autokreację. Tym razem w retro odsłonie. W prawdzie nie wydałam ani grosza na ten strój, wszystko wyszperane, ale ostatecznie ponoć czas to pieniądz, a każda chwila, jak widać, jest na wagę złota. W końcu nadarzyła się okazja tę piękną sukienkę założyć. Fot. Przemysław Konefał W istocie zrobiło się jesiennie. Dużo pada i noce chłodniejsze, ale ja chyba również podpiszę się pod zdaniem jednego z grzybiarzy: dla takich dziwów jestem w stanie przystać na koniec lata. RULIK NADRZEWNY/ RULIK GRONIASTY Lucogala epidendrum Te grzybki pobiły chyba na głowę wszystkie, jakie napotkałam na swojej drodze. Przykro mi, ale widzę tutaj gołą pupę! I to nie jedną. Okazała się ona niestety zwiastunem końca grzybów na ten dzień. To rulik nadrzewny, rulik groniasty (Lycogala epidendrum (J.C. Buxb. ex L.) Fr.) – gatunek śluzowca. Na zdjęciu wygląda trochę, jak jakieś komórki w ujęciu mikroskopowym. Choć pozory mogą mylić, to nie do końca grzyb. "Z przyczyn historycznych w podręcznikach [ta grupa organizmów] traktowana [jest] jako klasa roślin zarodnikowych, a w szczególności grzybów. Jednak bliższa jest typowo zwierzęcym Protista (pierwotniakom) [wikipedia]." Ponoć ten dziwny twór potrafi się nawet sam przemieszczać. Więcej na: https://pl.wikipedia.org/wiki/Rulik_nadrzewny ŻÓŁCIAK SIARKOWY Laetiporus Sulphureus Niemalże jak jakiś egzotyczny kwiat. Żółciak siarkowy (Laetiporus sulphureus). Cieszy oko i ponoć podniebienie również. Jak najbardziej jadalny, choć zdania koneserów są podzielone. Ponoć warto wcześniej namoczyć go przez noc w mleku lub obgotować w osolonej wodzie by pozbyć się możliwych substancji toksycznych. Przez Anglosasów zwany nierzadko kurczakiem lasów. SIEDZUŃ SOSNOWY Ja nazwałabym tego grzyba falbankowiec. Nazw jest chyba tyle, ile ludzi. Każdy widzi w nim, co innego. Siedzuń sosnowy. W polskim piśmiennictwie mykologicznym gatunek ten opisywany był też jako płaskosz sorokop, sorokop, sieduń, siedź, kozia broda kędzierzawa, kozia broda włoska, płaskorz, szmaciak, szmaciak gałęzisty, siedzuń borowy, strzępiak kędzierzawy. A Anglosasi nazywają ten grzyb potocznie grzybem kalafiorowym. Jest saprotrofem lub pasożytem. W zaatakowanych przez niego drzewach pień gnije aż do wysokości 3 m i drzewo wydziela charakterystyczny zapach terpentyny. W Polsce był od 1990 gatunkiem ściśle chronionym, od 9 października 2014 r. został wykreślony z listy gatunków grzybów chronionych. Jak najbardziej jadalny. Ponoć świetnie nadaje się na flaczki, substytut makaronu, jako dodatek do jajecznicy, można go też suszyć. Źródło: wikipedia PURCHAWKA OCZKOWANA Imponujących rozmiarów i powierzchowności purchawka oczkowana. Paradoksalnie jadalna, choć tylko we wczesnym stadium wzrostu. LAKÓWKA AMETYSTOWA Laccaria amethystina Jak z bajki. Lakówka ametystowa - ogólnie rzecz biorąc jadalna, choć ponoć ma małe walory smakowe, co wespół z jej małymi rozmiarami nie czyni jej atrakcyjnej w obróbce spożywczej. Źródło: wikipedia ZWODNICZE PIĘKNO W lasach nie brakuje grzybów. Choć na pierwszy rzut oka potrafimy rozpoznać te jadalne, zawsze warto być podwójnie podejrzliwym, bo pomyłka może nas słono kosztować. Zwykła pieczarka ma kilkanaście odmian. Wiele z nich trujących. Podobnie pozornie oczywista kania czubajka. Na zdjęciu powyżej grzyb z rodziny boczniakowatych, którego odmiany nie udało mi się niestety ustalić, a i też wśród ponad 18,000 członków forum poświęconego grzybom, znalazła się tylko jedna osoba, która zaryzykowała sugestię, że to grzyb boczniakowaty, odsyłając mnie jednak do atlasu grzybów lub eksperta w temacie. MUCHOMOR CZERWONY Amanita Muscaria CIEKAWOSTKA Mucho-mor. Tak, dobrze kombinujecie! Dawniej stosowano go do trucia much. Istniało wiele sposobów wykonania trutki na muchy. Świeży kapelusz kładziono na talerzyku spodem do góry i zasypywano cukrem. Grzyb wydzielał sok, który wabił muchy. Choć muchomor czerwony powszechnie uważany jest za trujący, ma przede wszystkim właściwości otumaniające i halucynogenne, śmiertelne jedynie w dużych dawkach. Zarówno dla much, jak i dla ludzi. W niektórych kulturach wykorzystywany był przez szamanów właśnie jako środek halucynogenny. Paradoksalnie jednak taki specyfik truł muchy, ale nie do końca. Muchy trzeba było więc wynieść z domu lub spalić, bo przebudzone odleciałyby chaotycznym lotem w nieznane. Najlepiej było wykorzystywać susz z tego grzyba, zalewając go mlekiem. Niektóre składniki dopiero w czasie suszenia nabierają toksyczności, np. kwas ibotenowy przekształca się w muscimol. Muchy wabione są substancjami zapachowymi zawartymi w kapeluszu (1,3-dioleina), a składnikiem trującym jest między innymi muscimol i muskaryna. A muscimol to po prostu 5-(aminometyl)-3(2H)-izoksazolon lub 5-(aminometyl)-3-izoksazolol. Od samej nazwy muchy giną, a muscimol na ludzi działa oszałamiająco, co od wieków wykorzystują szamani. Muskaryna, która także ma właściwości trujące i oszałamiające, występuje w muchomorach w mniejszych ilościach. Co ciekawe, o muchomorze rozpisuje się z uznaniem sam wieszcz Adam Mickiewicz w naszym narodowym poemacie "Pan Tadeusz": "Grzybów było w bród: chłopcy biorą krasnolice, Tyle w pieśniach litewskich sławione lisice, Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada, I dziwna, żaden owad na nich nie usiada. Panienki za wysmukłym gonią borowikiem, Którego pieśń nazywa grzybów pułkownikiem. Wszyscy dybią na rydza; ten wzrostem skromniejszy I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy, Czy świeży, czy solony, czy jesiennej pory, Czy zimą. Ale Wojski zbierał muchomory. Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku Dla szkodliwości albo niedobrego smaku; Lecz nie są bez użytku, one zwierza pasą I gniazdem są owadów i gajów okrasą. Na zielonym obrusie łąk, jako szeregi Naczyń stołowych sterczą: tu z krągłymi brzegi Surojadki srebrzyste, żółte i czerwone, Niby czareczki różnym winem napełnione; Koźlak, jak przewrócone kubka dno wypukłe, Lejki, jako szampańskie kieliszki wysmukłe, Bie1aki krągłe, białe, szerokie i płaskie, Jakby mlekiem nalane filiżanki saskie, I kulista, czarniawym pyłkiem napełniona Purchawka, jak pieprzniczka - zaś innych imiona Znane tylko w zajęczym lub wilczym języku, Od ludzi nie ochrzczone; a jest ich bez liku. Ni wilczych, ni zajęczych nikt dotknąć nie raczy, A kto schyla się ku nim, gdy błąd swój obaczy, Zagniewany, grzyb złamie albo nogą kopnie; Tak szpecąc trawę, czyni bardzo nieroztropnie." A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, księga 3: Umizgi Mój dziadek opowiadał mi, że w czasie okupacji jedzono nawet muchomory sromotnikowe. Ponoć niektóre gospodynie domowe miały jakiś cudowny sposób na pozbawienie tego grzyba jego trujących właściwości. Niestety wówczas nie miałam jeszcze tej świadomości, że taka wiedza może mieć wartość historyczną i, kto wie, odpukać w niemalowane, być może praktyczną w przyszłości, więc nie dopytałam o tajemnicę obróbki muchomora do spożycia. CZUBAJKA KANIA Grzyb niezwykle pożądany przez grzybiarzy dzięki przyjemnemu orzechowemu smakowi, wykwintnemu smakowi i przede wszystkim dużym rozmiarom. Egzemplarz widoczny na zdjęciu miał kapelusz o średnicy aż 30 centymetrów, choć znane są również przypadki egzemplarzy o kapeluszach nawet 40-centymetrowej średnicy. To robi wrażenie. Tym bardziej, że kapelusze tak wielkich okazów wykształcają nalot przypominający nie tylko na pierwszy rzut oka, ale również w dotyku zwierzęce futerko. I w istocie panierowany kotlet z takiego grzyba przywodzi w smaku kotlet schabowy. Prawdziwy rarytas dla wegetarian! CO W TRAWIE PISZCZY Szukanie grzybów z aparatem fotograficznym pozornie rozprasza, zwłaszcza jeżeli fascynują Cię wszelkie również te niejadalne twory natury. Z drugiej strony jednak zniżanie się do poziomu mchów, porostów i grzybów, sprzyja nie tylko odkrywaniu kryjówek grzybów jadalnych, ale również innych mieszkańców leśnego runa. Majestatyczny okaz ropuchy szarej (Bufo bufo). Bardzo pożytecznego zwierzęcia ze względu na zjadanie szkodników upraw (ślimaków, owadów). Dobry powód, aby nie zrywać bezmyślnie grzybów. Mogą okazać się dla kogoś... parasolem. Z pewnością nieocenionym w tę deszczową pogodę. Pod tą hubą odbywało się chyba dzisiaj jakieś walne zgromadzenie. A to zagadka. Przyuważony podczas grzybobrania na krzaczkach jagodowych przypomina owada z rodziny szarańczowatych. Ciekawe, czy jest szkodnikiem jagody? Dzięki moderatorowi grupy Owady udało mi się ustalić, że to przedstawiciel B. constrictus - opaślika sosnowca. Owada z rodziny Tettigonidae – Pasikonikowate występującego pospolicie w lasach iglastych i mieszanych. Żywi się liśćmi drzew liściastych i krzewów, a także igłami drzew iglastych.
Zbieram pióra, by móc kiedyś stąd odlecieć. Motyw latania powraca do mnie ostatnio coraz bardziej natarczywie pod różnymi postaciami. Zbieranie piór. Powracające słowa piosenki Niemena. Fascynacja ptakami. Nieopuszczające mnie wciąż marzenie o locie balonem lub awionetką. Wszystko to zaczęło mi ostatnio pobrzmiewać echem mitu o Ikarze. Czy gdyby mi się udało, okazałabym się równie lekkomyślna? Paradoksalnie spadanie to jest ten etap (np. w skoku ze spadochronem), kiedy człowiek czuje się ostatecznie najlżejszy, a tym samym jest to etap najprzyjemniejszy. Gdy tylko otworzysz spadochron, zaczyna Ci się dawać momentalnie we znaki poczucie ogólnego przytłoczenia. Ludzkie ciało to labirynt-więzienie duszy. Chyba czas sięgnąć znowu po mitologię grecką.
Ostatnio na jakimś hucznym święcie słyszałam, jak wodzirej mówił, że nie ma już grusz na miedzy. Ot, co, są i w przeciwieństwie do nieszczęsnych jabłoni mają się bardzo dobrze. Szukając jakiegoś dobrego przepisu na przetwory z gruszek ulęgałek, natknęłam się na bardzo ciekawy artykuł, który zainspirował mnie do dodatkowych eksperymentów, jak np. suszone gruszki stanowiące punkt wyjścia do wszelkiego rodzaju kompotów, sosów, a nawet zup. Więcej o historii gruszki ulęgałki w tradycyjnej polskiej kuchni na: http://www.newsweek.pl/styl-zycia/przebierajac-w-ulegalkach,8799,1,1.html Gruszczok. Sprawdzony przepis na ciasto z ulęgałek. W zależności od ilości dodanej mąki i soczystości owoców (paradoksalnie najlepsze są te gruszeczki zbrązowiałe i miększe) ciasto wychodzi mniej lub bardziej wilgotne. Mi wyszło ciasto o keksowym charakterze. Faktycznie ulęgałki mają w sobie coś z fig. Przekonajcie się sami. Oto przepis: https://www.przyslijprzepis.pl/przepis/gruszczok-ciasto-z-ulegalek
"Kiedyś zatrzymam czas, i na skrzydłach jak ptak będę leciał co sił tam, gdzie moje sny" Jedno jest pewne. Raczej nie wyluzujemy się przy niewyluzowanych ludziach. Dzięki Bogu, że są jeszcze ludzie z fantazją i nie wahają się wcielać jej w życie, tacy jak Pan Sławomir Ibek! Jestem wielką fanką twórczości Pana Sławka. To on właśnie wpadł na pomysł zrobienia mi zdjęcia... na żyrafie. Na żyrafie jeszcze nie siedziałam. Jakby nie patrzeć zwierzę kopytne. Taki afrykański cętkowany koń z długą szyją, długimi nogami i antenkami na głowie. Od razu mi się ten pomysł spodobał. Nie wahałam się ani chwili! Żyrafa to dzieło Pana Sławka. Stołek z pewnością idealny dla tych o dłuuuugich nogach! A ja dzięki Panu Sławkowi zrobiłam dzisiaj kolejny chyba żyrafi krok w stronę tego całego przypadkowo wymarzonego ostatnio Kilimandżaro... zwłaszcza, jeżeli chodzi o morale! Dla tych, którzy marzą o tym, aby mieć kota, ale z różnych względów nie mogą sobie pozwolić na przygarnięcie zwierzaka. Na zdjęciu futrzany stołek-kot, autor: Sławomir Ibek. Ten, co w trawie piszczy. Widzę go w swojej kuchni. Oj, ja w ogóle przygarnęłabym chętnie całą tę arkę Noego! Na zdjęciu stołek-konik polny, autor: Sławomir Ibek. Oczywiście to tylko wybrane dzieła, które mnie osobiście akurat najbardziej urzekły. Dzik jest the best, ale za każdym razem rzuci mi się w oko coś nowego. Czasami urzeknie nowy pomysł, czasami wykonanie. Znając wyobraźnie Pana Sławka, jeszcze wiele takich niemożliwości, jak żyrafa z pewnością wyjdzie spod jego ręki. Póki co jest w czym przebierać: lamy, dziki, jamniki, konie, barany, biedronki, stonogi, koniki polne, zające, kreciki, ptaszury, żółwie, a nawet jednorożce. Krótko mówiąc, Arka Ibeka. WISHLIST Mój ulubieniec - dzik! Jak zwykle w bojowym nastroju! Jak bywałam w tych wszystkich rezerwatach, to te owiane złą sławą dziki zawsze mnie ujmowały za serce! Aż chciałoby się pogłaskać te błyszczące prążkowane futerko. Zdarzało mi się je spotykać w różnych sytuacjach podczas spaceru wzdłuż lasu lub nawet u sąsiada na dzikiej działce i zawsze mnie rozśmieszały ich komediowe wręcz ucieczki. Zawsze myślałam sobie wtedy, że nasz strach przed spotkaniem z nimi jest wprost proporcjonalny do strachu, jaki one odczuwają na nasz widok. Dla mnie osobiście dziki nie różnią się specjalnie od psów, które mogą być równie groźne. Na zdjęciu futrzany stołek-dzik, autor: Sławomir Ibek.
Czasami są takie momenty w życiu, że, jeżeli można, najchętniej by się nie wstawało. Nawet chciałoby się zgasić to światło za oknem. Czasami jednak nawet w takich momentach zdarza się, że jakiś wewnętrzny głos podpowiada Ci mimo wszystko: wstań i idź! Dzisiaj rano Pan Bóg, jakkolwiek nie lubię wzywać Jego imienia nadaremno, hojnie obdarował mnie nie tylko w moim własnym ogrodzie, ale również w pobliskim lasku, za co jestem mu niezwykle wdzięczna! Tym samym życzę Wam udanego grzybobrania. Darz grzyb! Szukajcie, a znajdziecie! Leśni partyzanci. Był ich cały pułk! Primabalerina wśród grzybów Dostojny kapelusznik pod moim oknem
|
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |
VICTORIA TUCHOLKA |
|