W DRODZE DO DOLINY WODĄCEJ
W DOLINIE WODĄCEJ
FAREWELL
VICTORIA TUCHOLKA |
|
Zubowe Skały w Rezerwacie Przyrody Pazurek Tak jak obiecałam, tak i w czerwcu zajechałam w olkuskie lasy. Dziękuję Nadleśnictwo Olkusz, Lasy Państwowe za mapę i katalog. Dzięki nim wiedziałam, dokąd się udać i przede wszystkim, jak tam dotrzeć. Nawet tubylcy zazdrościli mi mapy, którą z dumą wyciągałam, gdy pytałam o ciekawe miejsca w okolicy. Dzięki mojej dociekilwości odkryli nawet nowe miejsca, o których istnieniu sami nie wiedzieli :) Rezerwat przyrody Pazurek okazał się strzałem w dziesiątkę na rozpoczęcie przygody z olkuskimi lasami. Polecam każdemu na dobry początek. Być może to zbyt pochopna refleksja, ale powiedziałabym, że to trasa typu "Nadleśnictwo Olkusz w pigułce". Później w Dolinie Wodącej przestałam niestety czytać mapę z niezbędną podejrzliwością Indiany Jonesa i zaczęłam kierować się kobiecą intuicją, co oczywiście dostarczyło mi wielu wrażeń z zakresu orientacji w terenie :) W ruch poszedł nawet kompas. Klimat jak z "Pikniku pod wiszącą skałą." Oczyma mojej bujnej wyobraźni już widziałam te nagłówki gazet: "Przepadła bez wieści w Dolinie Wodącej", "Tajemnicze zniknięcie przewodniczki KPN w Dolinie Wodącej", "Tylko ja, noc i Dolina Wodąca" :D Mimo chwil zwątpienia i ten egzamin przeszłam jednak pomyślnie :) Wprawdzie pozostał niedosyt, trudno się dziwić, jak na raptem jednodniowy wypad, już niestety wiem, że przegapiłam wiele cudów po drodze i mogłam lepiej przygotować trasę, ale może i dobrze, bo wiem teraz, na co zwracać uwagę przy następnej okazji, jeżeli postanowię, na przykład wcielić w życie niespełnione marzenie o wspinaczce górskiej. REZERWAT PRZYRODY PAZUREK Kwiaty żeńskie buka zwyczajnego (Fagus sylvatica L.). To one z czasem drewnieją i tworzą trójgraniaste, brązowe orzeszki nazywane bukwią, w których wnętrzu kryją się nasiona. W tym roku ponoć wyjątkowy ich urodzaj! Człekokształtne buki. To chyba jedne z najbardziej plastycznych drzew. Bardzo cenię sobie wyprawy po świetlistych bukowych lasach. Często odnoszę wrażenie, że z pierścieni na pniach zerkają na mnie ciekawskie spojrzenia. Szlak przebiegający przez Zubowe Skały. Nie trudno się domyśleć, że kiedyś, może nawet całkiem niedawno płynął tędy wartki strumień. Charakterystyczny pełzający system korzeniowy buków rosnących na stromych stokach. Trudno się dziwić ludowym wyobrażeniom o chatce Baby Jagi na kurzej stopce. Z tej perspektywy ta grupa drzew sprawia wrażenie jakby gdzieś tam z góry spozierał na mnie przez liściową kopułę jakiś czworonożny leśny stwór. Te skalne olbrzymy to magazyny wody. Po pionowych ścianach ciągle skrapla się woda. Wilgotne skalne ściany stanowią idealne środowisko do życia dla wielu niespotykanych nigdzie indziej skorupiaków i owadów. Zubowe Skały od strony zachodniej Kolejne indywiduum o licznych gałęziach bocznych. Nietypowy pokrój tego wiekowego buka świadczy o tym, że niegdyś rósł najprawdopodobnie samotnie. Niestety przykładów tego rodzaju wandalizmu spotkałam na swojej drodze wiele. Co ciekawe, są to zazwyczaj napisy upamiętniające ofiary wydarzeń historycznych lub takie całkiem udane artystycznie projekty. Z całą pewnością wykonane bez zgody. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca w rezerwacie przyrody. W DRODZE DO DOLINY WODĄCEJ Taka perełka tradycyjnego budownictwa gdzieś po drodze z Wolbromia do Strzegowej. Jedyny minus to niestety chyba ta sosenka rosnąca zbyt blisko domu. Ponoć system korzeniowy sosen jest na tyle ekspansywny, że może uszkodzić fundamenty. Po drodze do Doliny Wodącej. Zakamuflowany pod osłoną bujnej zieleni skalny kolos górujący nad polami uprawnymi. Lato to chyba niekoniecznie najlepszy czas na podziwanie okolicznych formacji skalnych, które skryte są w bujnej czerwcowej zieleni. Nie są to tylko zwykłe zakrzaczenia i niska roślinność, ale nieraz imponujących rozmiarów drzewa, które wysiały się w skalnych szczelinach. Być może dlatego wędrując po Dolinie Wodącej wydaje się jakby te skalne olbrzymy mruczały. W DOLINIE WODĄCEJ Nie ma chyba skały w dolinie, po której ktoś nie wspinałby się o tej porze roku To drzewo wysiało się w szczelinie jednej ze skał. Z oddali cały ten zespół skalny możnaby porównać do góry lodowej. Widać tylko wierzchołek, reszta zatopiona jest w bujnej zieleni. Trudno więc o tej porze o spektakularne panoramy. Trzeba zatopić się w bujnej zieleni, aby eksplorować z bliska te cuda natury. Liczne kępy żółto kwitnącego rozchodnika ostrego na nasłonecznionej ścianie skały. Rozchodnik ostry w pełnym rozkwicie FAREWELL Gdzieś pod Włoszczową
0 Comments
Czy byliście kiedyś we Włoszczowej? Czy wiecie, w jakim województwie leży? A wiecie, ile jest stacji paliw we Włoszczowej? Przy wylotówce do jakiego miasta? A wiecie, jak wyjechać na Przedbórz? Czy to na południe czy północ od Włoszczowej? A właściwie, gdzie jest północ, a gdzie południe w tym ciemnym miechu? A Jędrzejów? Radomsko? Końskie? A może kojarzycie Olesno? Czy w ogóle wiecie, gdzie jesteście i, jak stąd wyjechać najkrótszą drogą do ekspresówki? No właśnie :) Droga z punktu A do punktu B wcale nie jest zawsze taka prosta, jak na mapie. Zwłaszcza jeśli wjedziecie do miasta na uboczu tak zwanej cywilizacji i w plątaninie uliczek tracicie punkt odniesienia i nie za bardzo kojarzycie wszystkie nazwy miast wymienione powyżej oraz ich orientacyjne położenie względem siebie. Nawigacja też się gubi i wyprowadza Was rzekomo najbardziej optymalną trasą, która z czasem zaczyna wzbudzać w Was podejrzenie, że chyba maczały w tym palce jakieś siły nieczyste. Kapliczek z duszą było tutaj zresztą zdecydowanie mniej niż gdzie indziej. Wczoraj otarłam się chyba o aż pięć województw. Tak, samotne podróżowanie rodzi wiele wątpliwości. Emocji. Wyzwań. Uczy samodzielności w podejmowaniu decyzji, umiejętności radzenia sobie w niespodziewanych okolicznościach (egipskie ciemności polskich bezdroży bez lisa stojącego na środku drogi kierowcy, który nie wie, gdzie jest, jadącego akurat z mapą rozłożoną na całej desce rozdzielczej, toż to by była opowieść totalnie stracona) i opanowania emocji w mierzeniu się z konsekwencjami swoich niekoniecznie najlepszych wyborów. Miałam chwile załamania, kiedy traciłam nadzieję, że w ogóle uda mi się jakoś sensownie stąd wyjechać i wrócić do cywilizacji, wszędzie wydawało się równie daleko i niepewnie, miałam poczucie, że jeżdżę w kółko wokół tej samej chmury burzowej. No przecież nie wykonam telefonu do przyjaciela. Co niby mu powiem? Że zgubiłam się i nie wiem, jak dojechać do trasy? "Kobieto, błagam! Nie ośmieszaj się! Ile Ty masz lat? Daruj sobie tego przyjaciela. Weź sobie lepiej internet w końcu wykup w tym abonamencie" - mój wewnętrzny mąż raczył się w końcu obudzić:D "Ty idź lepiej dalej spać. I tak żadnego z Ciebie pożytku. Mężu! Trzeba mnie było pilotować, a nie spać i się mądrzyć po fakcie" :D Taka przygoda bez choćby jednej małej kłótni małżeńskiej z własnym sumieniem na miarę starego dobrego małżeństwa?! To robi lepiej na ciśnienie niż kawa, o której marzyłam całą drogę. Nie wspomnę już o wszelkich czarnych scenariuszach, jakie należy brać pod uwagę przy każdej dłuższej podróży, a których rację bytu w takich okolicznościach spycha się na totalny margines myślowy, żeby nie dać się ponieść emocjom i jednak wyjść z tego labiryntu przede wszystkim bezpiecznie, bo w istocie każdy pojazd jadący Ci dłużej na zderzaku urasta do potencjalnego kłopotu, z którego będziesz musiał jakoś wybrnąć. Im dłużej jednak po Polsce sama jeżdżę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że te czasy, gdy ludzie szukali łatwego zarobku napadami na zagubionych kierowców, się skończyły. Jeśli już, to w grę wchodzą lekkomyślni właściciele drogich aut, upatrzeni wcześniej kierowcy lub nieszczęśni taksówkarze. Krótko mówiąc, po emocjonującym dniu sugeruję jednak wracać do domu po śladach, najkrótszą możliwą drogą do cywilizacji, choćby oznaczało to nadłożenie drogi o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów, a przecieranie nowych szlaków zostawić sobie na inną okazję. [EDIT] No dobrze, ochłonęłam i zaczął docierać do mnie ogromny potencjał socjologiczny tego doświadczenia. Ile można dowiedzieć się w taki sposób o nocnym życiu polskich bezdroży, skąd wszędzie daleko... od dróg bez nazwy, gdzie tylko mgły pełzają i lis mówi dobranoc po tętniące nocnym życiem parkingi przy rynkach, gdzie młodzi ludzie gromadzą się tłumnie wokół tuningowych bryk. Żadne tam graty. Pierwsza klasa. Wsi spokojna, wsi wesoła. Można odnieść wrażenie, że to nam z bardziej cywilizowanych zakątków Polski bardziej wąż w kieszeni doskwiera niż tubylcom. Swoją drogą, fajne te wózki. Zawsze żałuję, że nie udało mi się wcielić w życie własnych fantazji, ale jestem nudziarą. To, co pod maską, jest dla mnie ważniejsze. Na ozdobniki zawsze brakuje wszystkiego - sił, czasu, pieniędzy. O dziwo, wcale nie ma się, co tych ludzi bać. Chętnie wytłumaczą drogę aczkolwiek nie trudno dostrzec na ich twarzach lekkiego zaskoczenia chyba tym, że w ogóle kogokolwiek "z wielkiego świata" tutaj, skąd wszędzie daleko, zawiało, a w szczególności samotnie podróżującą kobietę w dodatku autem spod ciemnej gwiazdy na rejestracjach mafii pruszkowskiej. W przeciwieństwie do pań na stacjach benzynowych, które sprawiają wrażenie jakby spadły z kosmosu i nie wiedziały, w którym miejscu na mapie dokładnie pracują, a co najważniejsze, jak ta gwiazda, z której pochodzą, odnosi się do Włoszczowej. Tyle wiedziały, że jesteśmy we Włoszczowej. Tyle to i ja wiedziałam. Może pracują codziennie gdzie indziej? Ktoś je dowozi? To się dopiero nazywa beztroska. A może o czymś nie wiem i nowe technologie umożliwiają teleportacje? A może to praca zdalna i rozmawiałam z łudząco rzeczywistymi hologramami? A może sztuczna inteligencja z krwi i kości? Chodzące żywe komputery? To by miało nawet sens, bo wbrew pozorom te miasteczka, z których wszędzie jest daleko wcale nie sprawiają wrażenia zagwizdowia zabitego dechami. Wręcz przeciwnie, wszędzie coś się buduje lub pachnie nowością. Takie małe skanseny pośród niczego. Na dobrą sprawę, kto wie, być może i całkowicie samowystarczalne. Takie małe państwa w państwie. Podczas, gdy ja jechałam już dosłownie na rzęsach, nocne życie na rondach przy ekspresówkach dopiero się rozkręcało. Wakacyjne miłości kręciły się w kółko w wypasionych brykach. Znowu wróciła natrętna myśl, że marzyła mi się czerwona karoseria. Byłam już tak zmęczona, że gotowa byłabym przysiądz, że Golfik czytał w moich myślach i przemówił: "No właśnie, Kobieto! Obiecałaś mi wizytę u lakiernika, a tu ciągle tylko mechanik, wulkanizator, od święta blacharz. Obiecanki cacanki." Jedno jest pewne, nerwy to ja mam z żelaza i cierpliwość anielską. Mój dzielny, niezmordowany i niezawodny partner perpetum mobile Herr Golf. "Tylko nie za Niemca" już dawno i nieprawda. To właśnie dzięki niemu baba może tam, gdzie diabeł już nie może. Miała być spokojna emeryturka z grzeczną dziewczynką za kierownicą (ach te pozory!), a jest jedna wielka przygoda z szaloną emerytką w kwiecie wieku (100% kobiety z przeszłości), czyli nieskończone przeżywanie n-tej młodości, z której Golfik cieszy się chyba najbardziej, jak już zatoczy bezpiecznie kolejne kółeczko. Chylę czoła, ślę ukłony i czołgam się u Twoich opon już szósty rok! Jesteś wielki! Nie martw się. Tak łatwo Cię nie oddam. Jak Ci kiedyś na więcej nie pozwolą, mam dla nas plan na kolejne 100 lat. Zawsze marzyłam o szklarni, ogrodzie zimowym. Takiego szklanego ogrodu na kółkach nie ma chyba jeszcze nikt. No i Cię w końcu pomaluję, tak jak obiecałam. W kwiatki :P P.S. Niech mi jeszcze ktoś spróbuje raz zasugerować, że powinnam sobie znaleźć sponsora... No przecież oto sponsor najlepszych chwil w moim życiu w ciągu ostatnich 6 lat! Zawsze wszędzie tam, gdzie ja, nigdy mnie nie zawiódł, mimo wichrów i burz i wszelkich typów spod ciemnej gwiazdy, którym również życzę: miłego dnia!
Gać Spalska. Widok z mostu nas stawem w centrum miasta Choć myśli plątały się po całej Polsce, właściwie nie planowałam nigdzie w ten weekend wyjeżdżać. Z dnia na dzień dostałam jednak propozycję wyjazdu do Spały. Choć pierwotnie nie miał on celu stricte krajoznawczego i czasu było niewiele, udało mi się jednak wycisnąć ze Spały wystarczająco, aby wracać krajoznawczo nasycona, ale wciąż ciekawa nieznanego. Złoty środek został osiągnięty. Napewno jeszcze tutaj wrócę odhaczyć to, czego nie udało mi się zobaczyć, a w okolicy jest jeszcze wiele innych ciekawych miejsc wartych odwiedzenia, choćby odległy o kilkanaście kilometrów odłamek Kampinoskiego Parku Narodowego - Ośrodek Ochrony Żubrów w Smardzewicach położony nad malowniczym Zalewem Sulejowskim. W Spale znajduje się z kolei statua żubra naturalnej wielkości o dość zawiłej historii. Przede wszystkim jednak poza turystycznym centrum, w którym raz w miesiącu odbywa się słynny jarmark spalski, wszędzie wokół zachował się gęsty las z imponującym starodrzewem na miarę ochrony ścisłej z powalonymi drzewami na ścieżce. Trudno nazwać ją szlakiem. Wydaje się bardziej duktem wydeptanym przez dzikie zwierzęta na dodatek dyskretnie oznaczonym. Być może dlatego spotkałam tam tego dnia zaledwie dwie osoby. Jeżeli znajdujesz na swojej drodze przeszkodę, to ominąć ją nie jest oczywiste, jak w innych parkach, w których wszystko jest po prostu dosłownie pozamiatane jak w parku miejskim. Być może przydałoby się odrobinę zaniedbać kampinoskie szlaki. Przy nich spalskie lasy to ostoja dzikości. Co więcej jest tutaj woda. Możesz udać się kajakiem po zatopionym olsie w rozlewisku Gaci Spalskiej, którego panoramę podziwiać można z kładki nad miejskim stawem. Możesz też zaczerpnąć kąpieli w urokliwej Pilicy. Nie będę ukrywać - marzyłam o kąpieli, choć nie sądziłam, że uda się mi znaleźć tutaj jakiś zaciszny zakątek. Marzysz, masz! Oczywiście nie wzięłam kostiumu kąpielowego ani ręcznika. Za ten ostatni posłużyła mi bandamka :D Profesjonalny minimalizm. Musiałam stanowić nielada zjawisko, wracając do samochodu. Przemoczona od stóp do głów, wyglądałam pewnie tak, jak bym wpadła do tej rzeki. Nie, nie kąpałam się w ubraniu :D No cóż, marzenia wymagają poświęceń. A tak na marginesie, to właściwie nie wiedziałam dokładnie którędy wracałam. Z całą pewnością inną drogą. O wiele ciekawszą od tej ciekawej, którą do Spały wjechałam. Totalnie zatraciłam orientację w terenie. Uwielbiam się gubić. Za wszelkie technologie wykluczające taką możliwość, informujące mnie o każdej dziurze w lub na drodze, przykro mi, serdecznie dziękuję, ale nie. Papierowa mapa sprzed 20 lat, wypłowiała tablica z nazwą miejscowości i od biedy głupiejący kompas w zupełności mi wystarczą. Zawsze przecież można zapytać o drogę. Fragment fasady jednego z budynków carskiej wozowni przy ul. Piłsudskiego, który nosi nazwę Tur 1. Ten ceglany budynek to pamiątka po czasach, gdy Polska była pod zaborami, a w Spale znajdowała się letnia rezydencja carów Rosji. Czego by złego o Rosjanach nie powiedzieć, podczas gdy inni zaborcy grabili, co popadnie, Rosjanie rozsądnie gospodarowali zasobami leśnymi i lokalną infrastrukturą. Pisze o tym szerzej Simona Kossak w "Sadze Puszczy Białowieskiej". Najlepszym dowodem na to jest fakt, że dzisiaj nie sposób przejść obojętnie obok podobnych zabytków architektury. Kąkol polny (Agrostemma githago) Setki różowych kwiatów na łące kwietnej okalającej drewniany kościół Kościół Matki Bożej Królowej Korony Polski. Do budynku przylega również kościół polowy Armii Krajowej postawiony w 1992 roku Fragment witraża w Kościele Matki Bożej Królowej Korony Polski REZERWAT PRZYRODY SPAŁA Gać wije się w rezerwacie meandrami. Miejscami woda jest nawet płynąca. Gdy patrzymy na kałuże wody w korycie rzeki podczas suszy lub niskiego poziomu wód gruntowych i powierzchniowych, wydaje się nam, że woda nie płynie, ale ona jak najbardziej płynie, ale pod ziemią. Przesiąka nią dalej. Świtezianki, topielice i inne leśne diwy. Jest dąb, jest moc! Takich widoków na szlaku wiele! Imponujących rozmiarów gałąź. Pień drzewa wciąż żywy. Porastały go żółciaki siarkowe, a sama gałąź okazała się najlepszym dowodem na to, że martwe drewno to magazyn wody. W tym akurat wypadku gustowne dębowe poidełko dla owadów Gać Gacią, wiele ma oblicz i to jeszcze nie wszystko, ale nieopodal... MALOWNICZA PILICA Chcę nad jezioro - powiedziało moje wewnętrzne dziecko. Na to mój wewnętrzny rodzic odpowiedział: Nie jedziemy nad żadne jezioro, bo sobie nie zasłużyłaś. Musisz bardziej się postarać. No więc starałam się, ale na pewne rzeczy po prostu nie mam wpływu i nic na to nie poradzę. Już prawie pogodziłam się z tym, że nie będzie żadnego jeziora w ten weekend. Było mi w związku z tym bardzo przykro. Postanowiłam więc na przekór zmęczeniu po pracowitym, aczkolwiek bezowocnym dniu mojego wewnętrznego rodzica choćby pochodzić sobie przy okazji po nieznanym mi dotąd lesie. Normalnie już by nas tu nie było, gdybyśmy nie były tutaj pierwszy raz, gdybyśmy nie przejechały prawie 100 km i, gdyby nam się poszczęściło. Być może wówczas zamiast chodzić po lesie, poszłybyśmy na obiad, a może byłybyśmy jednak w drodze nad jezioro. W istocie człowiek ucieka w las wówczas, gdy czuje się zagrożony, gdy czuje, że nie jest wstanie więcej, gdy potrzebuje zrzucić z siebie choć część nadmiaru emocji. To dziwne, że w tym lesie minęłam po drodze może jedną parę, a poza tym żywego ducha. To w końcu długi weekend. W Puszczy Kampinoskiej pewnie nie ma szlaku, gdzie człowiek mógłby cieszyć się choćby chwilą spokoju i samotności. W Rezerwacie Przyrody Spała byłam kompletnie sama. To była niesamowita ulga. Balsam na moje napięte jak struny nerwy. Ten las był naprawdę piękny. Przykro mi, ale o wiele piękniejszy od wszelkich kampinoskich szlaków. To właściwie nie był szlak, a dróżka - ledwo widoczna, ledwo wydeptana, przypominająca bardziej ścieżki dzikich zwierząt niż ludzi. Poczułam ulgę po spacerze po przystrzyżonym pod linijkę parku, zgiełku jarmarku spalskiego, zakorkowanych ulicach, zatłoczonym i nerwowym parkingu. Już miałam wracać, gdy nagle drogę przecięła mi druga ścieżka. Stojąc na skrzyżowaniu, zauważyłam, że las jakby się kończy na horyzoncie. Może jakaś dolina, czyżbym wędrowała po jakimś wypiętrzeniu? tutaj raczej nie ma żadnych wydm ani gór. No dobrze - żachnął się mój wewnętrzny rodzic - podejdziemy tam, ale to już ostatni przystanek, a potem klapki na oczy i wracamy. Aha ;) Nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam w dole rzekę. Nie byle jaką rzekę. W dodatku rzekę o płytkim, kamienistym brzegu, do którego można zejść. Brzegu nieogrodzonego. Brzegu, na którym nie było żywej duszy. Mój wewnętrzny rodzic tupnął nóżką i stwierdził, że on nie schodzi i nie będzie się kąpał, że jak tam zejdę, to on sobie pójdzie, zostawi mnie i będę musiała wracać sama. Ależ proszę! To wspaniale! Co za ulga móc choćby położyć się krzyżem na wodzie. W zeszłym roku moje wewnętrzne dziecko w podobnej sytuacji postanowiło zaczerpnąć kąpieli w Bzurze. A Z POWROTEM Z BOGIEM Gać Spalska Tama na Gaci Plastikowe kwiaty, ale któż im odmówi uroku w takim wydaniu. Zdrowaśka na wylocie! Chyba najpiękniejszy wizerunek Matki Boskiej, jaki widziałam. Z gołąbkiem o ludzkiej twarzy przytulonym do piersi. Po prostu piękne! Do kaplicy najlepiej wchodzić na klęczkach Czasami fajnie jest być ignorantem w materii. Nie wiedzieć wszystkiego. Pierwsze skojarzenia są zawsze najlepsze. A teraz chwila prawdy: Pneumatofora. Kopia drukowana na papierze ikony pisanej przedstawiającą Maryję niosąca Ducha Świętego.
|
Hej! Mam na imię Victoria. Wycieczki Osobiste to mój dziennik podróży, spełnionych marzeń i ulotnego piękna. Podróżować można nawet w kropli wody. Dzisiaj jest tylko dzisiaj, więc nie trać czasu: "podróżyj" tak, jakby jutra miało nie być!
O mnie
Z wykształcenia tłumacz i montażysta filmowy. Z zawodu kameleon, a w praktyce przede wszystkim włóczykij z dziennikarskimi ciągotami. Niespokojny duch. Trudny charakter. Towarzyski samotnik. Poliglota, gaduła i gawędziarz. Niestrudzony ogrodnik. Z zamiłowania piszę, fotografuję i maluję. Uwielbiam podróże, aktywność na świeżym powietrzu i kontakt z naturą. Szukam szczęśliwych wysp. Wierzę, że jest przede mną jeszcze wiele do odkrycia! Oto moja bajka o życiu! WĄTKI
All
ARCHIWUM
July 2023
Victoria TucholkaYou can change the skies but you cannot change your soul |