Widzę ich brzydotę i piękno i zastanawiam się jak to możliwe, że te dwie rzeczy
tak mocno ze sobą współistnieją.
Nie ma to jednak, jak język oryginału...
(The human heart is a line, whereas my own is a circle, and
I have the endless ability to be in the right place at the right time.)
The consequence of this is that I'm always finding humans at their best and worst. I see their ugly and their beauty, and I wonder how the same thing can be both."
(Part Nine, Death, 491).
Życie to chemia. Nie zawsze mamy wpływ na to, który z pierwiastków akurat się uwolni (kto dołki pod kim kopie, ten sam w nie wpada, w końcu sami to wymyśliliśmy, że zdolność odczuwania i okazywania uczuć świadczy o naszej wyższości nad zwierzętami, mamy więc te swoje emocje, choć zapewne niektórzy zaprotestowaliby, że te ostatnie przynależą bardziej do świata zwierzęcych instynktów) zwłaszcza jeśli to nie my przeprowadzamy eksperyment, ale ktoś inny na nas czasem z premedytacją bezpośrednio, prowokując nas, czasem nieświadomie pośrednio, czasem możemy stać się królikiem doświadczalnym przemian o znacznie szerszym, nawet globalnym charakterze, nie mając nad tym żadnej kontroli, częstokroć nie będąc nawet świadomym czynników na nas oddziałujących. "Ludzie nie zawsze wiedzą, co czynią" - stwierdził kiedyś pewien mój znajomy. Na początku rozpalił we mnie zarzewie sprzeciwu. Po namyśle jednak doszłam do wniosku, że miał dużo racji. Czasem będąc w centrum wydarzeń, będąc częścią ich emocjonalnego przebiegu, trudno nam spojrzeć na nie z szerszej perspektywy, przewidzieć konsekwencje swoich czynów, pojąć motywacje wszystkich ich uczestników. Dopiero z perspektywy, nieraz gdy jest już za późno, by przywrócić dawny ład świata, zdajemy sobie sprawę z krzywdy, zła, niesprawiedliwości, jakie wyrządziliśmy bezpośrednio lub pośrednio, lecz to również zależy od punktu widzenia, jest nieszczęśliwie względne. Kluczowe antidotum na całe zło w postaci żalu i wybaczenia mogą wydawać się nam zamachem na nasz misternie skonstruowany przez lata budowany status quo, który w jednej chwili nabrał charakteru przysłowiowego kolosa z gliny czy zamku na piasku. Nie lubimy tego uczucia, gdy cały ten nasz mały światek okazuje się jedną wielką iluzją. Państwem w państwie.
A ten cały wielki świat to takie jedno wielkie laboratorium, w którym panuje nie tylko duży ruch, ale też ogromny bałagan. Nie ma tu żadnego harmonogramu. Nie ma żadnej listy obecności. Każdy tworzy swoje własne mikstury i potworki wedle własnego widzi mi się w przekonaniu o swojej wyjątkowości, w przeświadczeniu o szlachetności swojej misji. Mnie nie dziwi ten wewnętrzny dualizm człowieka, to, że w jednej chwili ktoś jest w stanie zmienić się, dalece upraszczając, z anioła w diabła lub na odwrót, nie dziwi mnie nawet to, że sama się dziwię, że bywam tym zaskoczona, choć przecież twierdziłam, że nic nie jest mnie w stanie zaskoczyć?! ktoś po prostu znowu uśpił moją czujność miłymi słówkami, szlachetnymi gestami lub pozornie bezinteresownymi podarkami, po to tylko by w następnej chwili zaprzeczyć całej ich powadze, zawsze wówczas zastanawiam się, co wywołało w nim taką przemianę i, z czego mogła ona wynikać, tym samym jestem w stanie zarówno uwierzyć w szlachetność dobra czynionego przez "złego" człowieka, jak i usprawiedliwić zło czynione przez tego "dobrego", jeżeli oczywiście posiadam wystarczającą wiedzę, ideałem byłoby zostać wtajemniczonym w motywację lub choćby refleksję takiego, a nie innego działania przez samego prowodyra, niż się go domyślać. Niestety częstokroć nie pozostaje nic innego, jak to ostatnie. Niechętnie ujawniamy wszystkie asy w rękawie lub ich całkowity brak. Tym samym niechętnie oceniam, krytykuję, szufladkuję, bo sama nie jestem doskonała, a zło, co do dobra oczywiście można się spierać, zawsze wraca. Czyż nie byłoby złem krytykowanie drugiego człowieka za czyny, które samemu się popełniło lub mogło popełnić (to niewygodne uczucie samemu się na tym złapać z perspektywy czasu)? Nie mam też problemu z wybaczaniem i przepraszaniem, choć zdaję sobie sprawę z tego, że to dar, podarunek dla kogoś, więc w świetle tej hojności wybaczam, przepraszam tylko raz, o ile uznam, że druga strona jest w stanie docenić gest i okazać skruchę lub po prostu poprzestać na takim zadośćuczynieniu. Zazwyczaj jednak, jakie nie byłoby rozwiązanie czy definitywne czy polubowne, jeżeli w ogóle do niego dochodzi, oznacza zazwyczaj koniec skali danej relacji, a trudno w życiu osiągnąć cokolwiek, zaczynając od końca.
Najbardziej konsternuje mnie jednak to, że ludzie zamożni, wykształceni, oczytani, obyci w świecie zdolni są do zachowań i postępowania najniższych lotów, postępowania amoralnego, nieetycznego, nieludzkiego. Kłania się postać Fausta. Należy zdać sobie sprawę z tego, że tajemna wiedza daje niektórym przewagę nad innymi ludźmi i to tylko i wyłącznie od nich zależy, jaki zrobią z niej użytek. Z jednej strony mogą wykorzystać tę wiedzę, by działać w imię dobra wspólnego, swojego i innych ludzi, mogą też wykorzystać ją przeciwko nim, by nimi manipulować, by ich wykorzystać do własnych celów, by osłabić, uciszyć, zranić. Zazwyczaj obie sytuacje mają miejsce jednocześnie, choć na różnych płaszczyznach. Bezinteresowny społecznik może okazać się wyrachowany w kontaktach z krewnymi czy znajomymi. Wybitna osobowość fatalną matką. Znowu kłania się hipoteza jakoby ta wybitna jednostka, ten właśnie geniusz był zdolny do obiektywnego rozdzielania dobra od zła. Z pewnością na pewnej określonej płaszczyźnie ta hipoteza miałaby pokrycie, ale tylko na jednej lub kilku, a nie na wszystkich. Wychodzi na to, że ostatecznie każdy może być geniuszem we własnej dziedzinie. Oczywiście kluczowa jest definicja, uzgodnienie tego, co to jest w ogóle dobro, a w szczególności konkretyzacja tego określenia w odniesieniu do tu i teraz, danego miejsca w danym czasie, stron. Bez tego trudno przewidzieć konsekwencje danego postępowania. Mówi się: "dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane". Tak bywa, jeśli błąd tkwi w zarodku, w samym założeniu i nagle okaże się, że istnieje znaczący rozstrzał pomiędzy tym, co dana jednostka/ grupa, a co inna postrzegają za dobre. Najważniejszy jest kontekst.