W wigilię 100 rocznicy odzyskania niepodległości, Profesor Marian Pokropek zorganizował aż trzy wystawy poświęcone idei niepodległości. Trzy jakże odmienne odsłony podejścia do tematu. Pierwsza z nich stanowiła specjalnie przygotowany chronologicznie cykl obejmujący 200 lat walki Polaków o niepodległość i suwerenność od czasów Konfederacji Barskiej poprzez okres rozbiorów i powstań, I i II Wojnę Światową do Solidarności i Smoleńska. Profesor nie boi się zawierać w swoich wystawach dzieł poświęconych temu ostatniemu tematowi, jak również otwarcie wyrażać swojego zdania na ten temat, za co mam do niego ogromny szacunek, bo niewielu jest ludzi, którzy mają odwagę mieć, a co istotniejsze wypowiadać publicznie swoje zdanie na ten temat. Pan Profesor należy to tych nielicznych, którzy nie chowają głowy w piasek, nie udają, że tematu nie ma, bo temat Smoleńska jakkolwiek problematyczny i niewygodny, wciąż jest aktualny, i trzeba w końcu się do niego jakoś ustosunkować. Zwłaszcza jeżeli jest się przedstawicielem placówki o charakterze edukacyjnym. Pan Profesor zdecydował się na ten krok - trudny, ale potrzebny każdemu odbiorcy wystawy niezależnie od tego, jakie jest jego własne zdanie. Z pewnością uwzględnienie tego tematu w wystawie stanowi punkt wyjścia do dyskusji, zważywszy na charakter miejsca, miejmy nadzieję o charakterze kulturalnego dialogu, wymiany poglądów i wiedzy. "Każda prawda przechodzi przez trzy etapy: najpierw jest wyśmiewana, potem zaprzeczana, a na końcu uważana za oczywistą," głosi cytat wygrawerowany na jednej z płaskorzeźb, skłaniając do osobistej refleksji nad pojęciem prawdy, z uwagi na okoliczności zwłaszcza nad pojęciem prawdy historycznej.
Inspiracją dla powstania drugiej wystawy była prywatna kolekcja rzeźb polskich artystów należąca do Louisa Galińskiego z Berlina. Tytuł wystawy został zainspirowany znamiennym cytatem z Wirydarza Poetyckiego Jakuba Teodora Trembeckiego z Rękopisu Radcy dr. Ludwika Mizerskiego, a mianowicie: "On kraj wesoły idzie w popioły". Na potrzeby wystawy wyselekcjonowano rzeźby poświęcone martyrologii przeszłości lat 1939-1945. Co ciekawe, sam kolekcjoner przyznał, że nie odczuwa duchowej potrzeby uczestniczenia w obchodach rocznic wydarzeń historycznych związanych z tematyką kolekcjonowanych rzeźb. Tym bardziej znamienny jest fakt, że przyjął zaproszenie i pojawił się osobiście podczas inauguracji wystawy w Muzeum Sztuki Ludowej. Prezentowana kolekcja stanowi swoisty niezwykle barwny i wymowny monolit będący hołdem męczeństwu, poświęceniu i odwadze Polaków w walce z ciemiężcami. Bez protekcji Prof. Pokropka łatwo można by ulec złudzeniu, że mamy do czynienia z jednym artystą, co oczywiście byłoby niesprawiedliwością i przykładem dalece idącej ignorancji. Jeśli bowiem przyjrzeć się dokładnie poszczególnym rzeźbą, nie trudno zorientować się, że każda jest inna, jakby wizytówką rzeźbiarza był owy niuans zaklęty w wysublimowanym, jakże osobliwym cięciu czy żłobieniu. Z drugiej strony jednak z pewnością możemy mówić o pewnej jedności emocji, uczuć, doznań wyraziście oddanych na twarzach wyrzeźbionych postaci. To właśnie ta jedność emocjonalna stanowi o monolitycznym charakterze całej kolekcji. Mnie dotknęła najbardziej pozornie niedokończona, surowo ciosana w litym drewnie rzeźba przedstawiająca klęczącą postać z pochyloną ku ziemi głową schowaną między ramiona, jakby zamkniętą, zakleszczoną w ciele w geście złamania, upokorzenia, uległości, uciemiężenia. Choć twarz była pozbawiona jakichkolwiek charakterystycznych cech, wydawać by się mogło, że oddaje najlepiej przede wszystkim anonimowość, ale również niewyobrażalność cierpienia wpisanego w żywot swoistego everymana-więźnia obozów koncentracyjnych i łagrów.
Z kolei trzecia wystawa jest przykładem niezaprzeczalnie autorskiego i oryginalnego ujęcia znaczenia niepodległości w postaci 40 płaskorzeźb polichromowanych autorstwa Stanisława Kulona. Stanowią one nie tylko ilustracje zsyłki Polaków na Sybir i pobyt tamże po inwazji ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku, ale również autorski i osobisty zapis historii własnej rodziny. Pozornie bajkowe kolorowe polichromie ukazują dramat i cierpienie rodziny wykorzenionej z ojczyzny i skazanej na zagładę w niegościnnej krainie. Bajkowość ujęć dramatycznych momentów z okresu zsyłki na Sybir wydaje się w przypadku autora płaskorzeźb próbą przedstawienia trudnej historii oczyma pełnego nadziei dziecka, choć równie dobrze mogłoby to być spojrzenie każdego człowieka, który mimo beznadziejności sytuacji stara się kolorować ten świat, by przetrwać, by dożyć wyzwolenia, które zamyka też ten cykl płaskorzeźb swoistym happy endem. Każde zwycięstwo ma jednak swoją cenę. W tym akurat wypadku była to cena utraty bliskich. Wielkoformatowe płaskorzeźby imponują wyrazistością i dosadnością przesłania zaklętą w przewrotnie łagodną i barwną formę. Zachwyca każdy detal. Choćby ten czerwony jakby rozżarzony od wysiłku pociągowy koń o nienaturalnie wygiętej łabędziej szyi. Być może nadużyciem byłoby szukanie analogi do Marca Chagalla, a być może nie?!
Gdy przyglądałam się dziełom zebranym na poszczególnych wystawach, starałam się znaleźć za każdym razem coś takiego, co łączyłoby mnie, przedstawiciela straconego, jak niektórzy twierdzą, pokolenia z wielką i jakże trudną historią mojej ojczyzny. Nie mam wątpliwości, że mimo szczerych chęci ta więź jest bardzo słaba, wybrakowana, niejednorodna. Wynika bardziej z poczucia obowiązku niż poczucia uczestnictwa w jej tworzeniu. Skłania mnie to ku refleksji nad istotą tego rozdarcia: czy wynika ono z braku chęci w uczestniczeniu w tym narodowym korowodzie, osobiście nigdy nie wzięłam udziału w żadnym marszu, nie dotknęła mnie żadna wojna, nawet okres komunizmu (z jednej strony chwała Bogu, z drugiej przekleństwo poczucia wykluczenia i braku więzi z ideałami poprzednich pokoleń, które wcale chętnie nie rozmawiały o swoich doświadczeniach), a może z tego, że nasze drogi, moja historia i historia mojej ojczyzny, rozeszły się z bliżej nieokreślonego powodu. Czasami mam poczucie, jakby dzieliła nas szklana tafla szyby, jakbym patrzyła na historię z punktu widzenia okna pędzącego pociągu, a może jest wręcz przeciwnie - być może to historia pędzi w dal, a ja stoję bezczynnie na polu. Moje pokolenie jest chyba największą ofiarą martyrologii toczącej przez wieki historię ojczyzny i jej kolejnych pokoleń. Co najmniej tak, jakby życie ludzkie nie miało żadnej obiektywnej wartości bez wpisanej w nie walki. Jak jednak porównywać walkę o przetrwanie w dzisiejszych czasach do tej, którą stoczyć musiały poprzednie pokolenia?!
Sztuka - owa nić łagodności, która prowadzi nas milcząco poprzez zimne, wilgotne mury labiryntu historii. Dziękuję, że jesteś, bo czasem myślę sobie, że bez Ciebie stałabym się kolejną jego ślepą uliczką.
Wystawę na 100 rocznicę odzyskania niepodległości w Prywatnym Muzeum Sztuki Ludowej w Otrębusach można oglądać do końca 2018 roku po wcześniejszym uzgodnieniu telefonicznym. Więcej na stronie Prywatnego Muzeum Sztuki Ludowej: http://www.muzeumsztukiludowej.otrebusy.pl/