Długo bowiem nosiłam się i zbierałam, zbierałam się i nosiłam z myślą o podjęciu ponownie, choćby od czasu do czasu, wolontariatu w Stowarzyszeniu Jeździeckim "Szarża", a mówiąc precyzyjnie wachtowania. O tym, co kryje się za tym wcale nie tak dla każdego oczywistym terminem wachtowanie, pisałam już wcześniej w tekście Moja Pierwsza Wachta, który był jednocześnie podsumowaniem moich dotychczasowych doświadczeń z kilku dziennych wacht odbytych na wiosnę w tym samym stowarzyszeniu. I choć na jesieni temat wacht znowu wrócił, jakoś nie potrafiłam się zdyscyplinować i podjąć decyzji, co dalej. Jak to zazwyczaj w życiu bywa: jeżeli Ty nie podejmiesz decyzji, ktoś ją za Ciebie podejmie lub sama się podejmie. Mówiąc krótko i nieco kolokwialnie, samo wyjdzie. I tak też wyszło z nocną wachtą. Właściwie jej nie planowałam. Decyzję podjęłam spontanicznie, choć chyba nieco telepatycznie wywołałam towarzyszące jej okoliczności.
W weekend przemknęła mi spontaniczna myśl o wachcie, koniach, jazdach. Kiedyś jeździłam regularnie, a teraz chyba zaczęłam odczuwać brak wrażeń, ruchu, wyzwań. Niczego się więc nie spodziewając, otwieram pocztę i widzę wiadomość od Ani, koordynatorki wacht, z pytaniem, czy nie byłabym zainteresowana nieaktualną już wówczas wachtą nocną w niedzielę. Kulturalnie więc się wytłumaczyłam z braku odpowiedzi i zaznaczyłam, że w weekendy nie za bardzo mogę, ale w tygodniu jakby była potrzeba chętnie pomogę w razie jakiś wyjątkowych okoliczności. Nie trzeba było czekać na wyjątkowe okoliczności, aby okazja nadarzyła się w najbliższą środę. Nocna wachta. Wow! - pomyślałam. Ze mnie taki wachtmistrz-amator, a tu taki zaszczyt. Nocą wachtują głównie doświadczeni starzy wyjadacze. Przynajmniej tak mi się dotąd wydawało. Lubię wyzwania i nowe doświadczenia, a że okoliczności i nastroje były sprzyjające, nie zastanawiałam się długo. Na wachcie miała mi towarzyszyć Asia, doświadczona wachtmistrzyni, co było dla mnie dodatkową motywacją do podjęcia wyzwania.
NOCNA WACHTA
Zapewne są wśród Was tacy, których termin ten wprawia w konsternację, laikom pewnie nijak kojarzył się dotąd z pracą z końmi, a pewnie znalazłoby się i kilku takich, którzy zaszufladkowaliby nocne wachty w stajni do dantejskich stereotypów na miarę Festiwalu Woodstock. Dopóki sam nie spróbujesz, nie dowiesz się, jaka jest prawda. I ja żyłam dotąd w złudnym przekonaniu, że na nocnej wachcie się nie śpi, tylko czuwa całą noc na zmianę. A oto, jak jest naprawdę:
Nocna wachta trwa od 20 wieczór do 8 rano i obejmuje szereg czynności związanych przede wszystkim z karmieniem i pojeniem koni, w tym nie tylko podaniem, ale również przygotowaniem pasz, zabiegami pielęgnacyjno-weterynaryjnymi i szerokopojętymi pracami porządkowymi.
Przy dobrej organizacji pracy, podziale obowiązków i sprawnym ich wykonywaniu znajdzie się i czas na sen w ciepłej wachtówce z kominkiem. Chociaż muszę przyznać, że nie potrafię sobie wyobrazić jak miałabym dać sobie radę sama bez doświadczenia i wiedzy mojej towarzyszki Asi. Z pewnością taki tandem w postaci jednej doświadczonej osoby, swoistego przywódcy, i dobrego pomocnika jest idealnym rozwiązaniem, aby wyrobić się na czas ze wszystkimi zadaniami. Zwłaszcza rano, kiedy wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, bo bywa, że już o 8 w teren wychodzić powinna pierwsza grupa na jazdę. Wszelkie opóźnienia w karmieniu koni mogą wiązać się więc z dużymi opóźnieniami w harmonogramie funkcjonowania stajni i przyczynić się do przysporzenia dodatkowych obowiązków naszym następcom z dziennej wachty, którzy w przeciwieństwie do nocnej wachty mają o tyle gorzej, że stajnia w ciągu dnia działa pełną parą, cały czas ktoś przychodzi i wychodzi, non-stop trwają jazdy, ogólnie panuje duży ruch w stajni, a im więcej ludzi, tym zazwyczaj więcej się rodzi niespodziewanych sytuacji i nieprzewidzianych obowiązków. Nocna wachta ma tę zaletę, że zazwyczaj o 22 na terenie nie ma już nikogo oprócz wachtmistrzów, panuje błogi spokój i cisza, nic więc dodatkowo nie rozprasza od pracy.
CIĘŻKA FIZYCZNA PRACA
Nie ma, co ukrywać: wachtowanie nierozłącznie wiąże się z ciężką fizyczną pracą. Jeżeli więc jesteście typem niedzielnego ogrodnika, taki ciągły intensywny wielogodzinny wysiłek może dać Wam nieźle w kość. Tym bardziej, że na wachcie raczej nie ma czasu na przerwy z prawdziwego zdarzenia. Zazwyczaj pracy jest zawsze dużo, a w nocy zwłaszcza jeśli chce się w ogóle zamknąć oczy na tych kilka godzin, tym bardziej wskazana jest duża sprawność w działaniu. Dla mnie osobiście tempo pracy bywa momentami wykańczające. Oczywiście pracujesz dalej, ale jednak w głębi duszy chciałbyś na chwilę usiąść i odetchnąć pełnią otaczającej Cię przestrzeni i wczuć się w jej klimat. Na to nie ma jednak zazwyczaj czasu. Harmonogram prac jest napięty, a wszystko musi być nie tyle odfajkowane, co wykonane na czas. Koń jest najważniejszy! I to przede wszystkim od jego gotowości zależy dalszy plan dnia. Jeżeli dostanie za późno jeść, stosownie później będzie mógł wyjść na jazdę.
NAGRODA
Nagrodą za ciężką pracę jest oczywiście możliwość "odjeżdżania" wachty. Nie ma chyba wspanialszej rekompensaty za trud i znój, jak właśnie możliwość obcowania z koniem, wskoczenia w siodło, spojrzenia na otaczający świat z góry. Wspaniałe doświadczenie. Długo z resztą marzyło mi się wybrać na jazdę z prawdziwego zdarzenia. Właściwie nie planowałam odjeżdżać tej wachty ani tego poranka ani w ogóle, planowałam tylko odbyć wachtę. Nawet nie miałam ze sobą toczka, rękawiczek, bacika. Wizję porannej przejażdżki zaszczepiła we mnie jeszcze wieczorem Asia i jakoś z tą jazdą tak naturalnie wyszło. I bardzo dobrze, bo mimo zmęczenia pracą do późna i wczesną pobudką, chyba doświadczenie tej jazdy było kluczowe dla pełni satysfakcji z tego nowego doświadczenia. Nie należy zapominać, że ta jazda, to nie tylko nagroda, przyjemność, ale również nieodzowny element wachtmistrzowskiego chrzestu - okazja do poznania lepiej koni w stajni. Zwłaszcza jeśli się jej nie zna z punktu widzenia jeźdźca. Tak jak pisałam wcześniej w tekście Moja Pierwsza Wachta, osobiście uważam, że dużo łatwiej wejść w świat wachtmistrzów już z jakimś doświadczeniem jako jeździec w danej stadninie. Zazwyczaj zna się już wówczas większość koni, wie się, w których boksach stoją, na który padok się je zazwyczaj wyprowadza, jakie konie się lubią, jakie nie itd. W trakcie wachty nie ma za bardzo czasu na poświęcanie pełnej uwagi każdemu koniowi, wczuwanie się w atmosferę stajni, oddawanie się jakimś głębszym refleksjom czy innym dodatkowym czynnościom. Takie rzeczy, jak to, w którym boksie stoi dany koń, na jaki padok jest wyprowadzany, z jakim koniem, wreszcie po czym rozpoznać, że to ten, a nie inny i tym podobne trzeba łapać w mig, jeżeli chce się sprawnie wykonywać obowiązki wachtmistrza. Im więcej koni, im większy teren, im bardziej rozbudowana infrastruktura stajni, tym trudniej jest osobie "z ulicy" odnaleźć się w tym osobliwym labiryncie. Warto więc korzystać z tej dodatkowej możliwości obycia z terenem i końmi właśnie poprzez możliwość "odjeżdżania" wacht. Mało tego, jest to również niepowtarzalna okazja do nawiązywania nowych znajomości. Kto wie, być może z niektórymi osobami spotkamy się na kolejnej wachcie.
Jeżeli spodobał Ci się ten post, zostaw komentarz lub polub mój fanpage Wycieczki Osobiste.